pięć "prawie koniec"

46 3 5
                                    

Dom wysoki na cztery kondygnacje, z czerwonej cegły, okryty stromym dachem. Balkony z balustradami, które chyba miały być finezyjne, okna w drewnianej ramie (o dziwo bez krat!). Ciężkie, dębowe drzwi. Wygląda raczej na zapuszczony internat niż dom mieszkalny dla wspaniałej, ZSRRowskiej rodziny. Nawet huśtawka na podwórku ma wyryte inicjały (I.B.+R.G.=<3). Dookoła gęsty las, trochę jak w horrorze. Przebywanie tu nocą nie jest raczej zbyt ciekawym pomysłem. Jeszcze jakiś dziwny ruski cię przyuważy, albo, nie to żeby jakiś był, drzewny ekshibicjonista...
Ten dom właśnie stał w płomieniach.
Rosja. Białoruś. Ukraina. Polska. Litwa. Prusy. Węgry.
Stali przed domem robiąc przysłowiowego karpia.
- Mój domek... Mój kochany domek...
Rosja przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Nawet Liz zrobiło się go żal i poklepała go po plecach.
- Nie martw się, Ruski- pocieszycielem była Polska- Tylko tobie się podobał.
Szloch Rosji zmusił Litwę do zgromienia wzrokiem przyjaciółki. Taki chłop jak Ivan tonący we łzach to zbyt makabryczny widok.
Białoruś i Ukraina z gigantycznym poker fejsem gapiły się w ogień. To było takie nie fair. One chciały kulturalny rozpiernicz zrobić, a tu im się jakiś pożar wciął. Toż to żałosne.
Pierwsza chwila ogłupienia minęła. Pojawiły się pytania. Kto to zrobił? Dlaczego? Czy dom da się ocalić? I...
- ... Gdzie jest Łocia?!
Braginski przerażony wykręcił się i spojrzał na swój tyłek. Łoci tam nie było, co wykluczało opcję, że został zgnieciony kiedy Rosjanin siedział mu na kolanach.
Brak Raivisa był zastanawiający. Niespokojnie rozejrzeli się naokoło. Został w środku?
Zobaczyli jakiś kształt majaczący koło domu. Przyglądali mu się w napięciu. Jakiś człowiek wyskoczył z okna i biegł w ich stronę. Nie był to jednak Łotwa.
- Estonia...- mruknął Litwa jakoś tak bez przekonania- Jak to dobrze że nic ci się nie stało...
Wyrażające równie dużo emocji pomruki wydobyły się z ust reszty sowieckiej rodzinki. Estończyk łapał oddech.
- Kuchenka…
- Co kuchenka?
- Kuchenka, Łotwa...
- CO Z ŁOTWĄ?!- wydarł się Wania
- Jest... Jest w środku.
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało jak Rosjanin rzucił się w stronę budynku. Ujrzeli jedynie podnoszący się za nim kurz.
- No to dupa- podsumowała Felicja
Usłyszeli wrzask Gilberta, który chwilę potem rzucił się w przeciwną stronę. Elka nie wiedząc, co powinna zrobić pobiegła za nim. To nagłe poruszenie wywołało spore zamieszanie. Ukraina i Białoruś też gdzieś zniknęły. Estonia razem z nimi.
Toris poprawił bandaż. Na klatce piersiowej czuł ślad po żelazku.
- Musimy ugasić pożar.- powiedział poważnym tonem w stronę Polski
Posłała mu figlarny uśmiech.
- Ty gaś, a ja zaśpiewam piosenkę~
"WTF?"- pomyślał Litwa.

Stanął w ogniu nasz wielki dom
Dym w korytarzach kręci sznury
Jest głęboka, naprawdę czarna noc
Z piwnic płonące uciekają szczury.

Ivan biegł ocierając końcem rękawa łzy spływające po policzkach. Sam już nie wiedział, czy łzawi od dymu, czy może jest tak przerażony obecną sytuacją swojego SEME. Dobiegł do ściany domu i zdał sobie sprawę z pewnej dość istotnej rzeczy. Dom płonie. Tak łatwo się nie dostanie... Co by w takiej sytuacji zrobił Łociek? Na pewno coś bardzo męskiego. Najpierw zerwałby z siebie koszulę, potem przeniósł tu Bajkał swą cudowną mocą i wody ugasiłyby ogień. Nie, wystarczyłoby że zdjąłby tą koszulę. Ogień zgasłby przy tak wspaniałej klacie.
Zdał sobie sprawę że stoi pod płonącym budynkiem i ślini się. Potrząsnął głową i obszedł dom dookoła. Znalazł wejście, do którego ogień jeszcze nie dotarł.
- Trzymaj się, Raivisku...

- Gilbert! GILBERT!
Węgry biegła za albinosem, który zdawał się popaść w jakiś szał. Przeklęła. A mogła sobie siedzieć w Budapeszcie. Jadłaby wyroby czekoladopodobne i narzekała, że tyje. Marudziłaby, że papier toaletowy ma za mało warstw, a Paniczyk jest głupi. A co musi robić? uganiać się za chorym psychicznie prusackim jełopem.
Beilshmidt nagle się zatrzymał, przez co Elka na niego wpadła miotając węgierskimi przekleństwami.
- Co ty robisz, ty...! Ty płaczesz?
W istocie. Policzki Gilberta błyszczały od łez. Węgierka pochyliła się nad nim i ze zdziwieniem otarła krople. Zaszlochał. Aż tak przejął się tym pożarem? Zdawał się być roztrzęsiony... Westchnęła. Kto by pomyślał, że potrafi być taki... Delikatny?
- W-węgry...
- Spokojnie, Gilbert. Wiem. Będzie dobrze.
- Węgry. Las spłonie.
To był tak nagły powrót do rzeczywistości, że aż dała mu w twarz z liścia. Dźwięk dłoni uderzającej o policzek rozniósł się po lesie zaskakująco głośno.
- Do cholery, Gilbert! Ogarnij się!
Wyczołgał się spod niej i zaczął dreptać w kółko.
- Jeszcze nic nie jest stracone...-nie wiadomo, kto był adresatem tych słów- Jeszcze damy radę…
Nie miała pojęcia, jak mają „dać radę". Przecież ogień zaraz przeniesie się na las. Przecież Gilbert nie zacznie…
Rzucił jej łopatę.
- Przesadzamy, Ela!
Jak powiedział, tak zrobił. Rzucił się do ogromnego dębu i z pasją, jakiej pozazdrościłby mu niejeden polski drogowiec, zaczął rozkopywać ziemię dookoła drzewa.
Węgry skwitowała to wymownym pacnięciem w czoło.

różowy kolor ZSRR'u [CAŁOŚĆ]Where stories live. Discover now