Prolog

7.8K 559 335
                                    

Victor

Śmierć nie jest piękna i pełna kolorów. Nie jest romantyczna i wyniosła jak często opisuje się ją w książkach czy filmach.

Śmierć, szczególnie ta po długiej, męczącej i wyniszczającej organizm chorobie jest czasami dla człowieka niczym ulga. Chciałem wierzyć, że moment, w którym moja siostra wydała z siebie ostatnie tchnienie właśnie jej ją przyniósł.

Przez ostatni miesiąc życia za każdym razem, gdy odwiedzałem Sam w hospicjum błagała mnie tylko o to bym zabrał od niej choć odrobinę cierpienia. Ulżył jej, bo miała już dosyć takiego życia. Życia w strachu, bólu i niepewności. I choć niczego nie pragnąłem bardziej od tego by była z nami jak najdłużej nie chciałem też, żeby się męczyła. Nie chciałem patrzeć, jak cierpi wiedząc, że i my przez to cierpimy.

Nigdy nie wymarzę z pamięci dnia, w którym zmarła. Ciszy i pustki jaka wypełniła całe wnętrze sali, w której spędziła ostatnie kilka tygodni przykuta do szpitalnego łóżka. Nie zapomnę szlochu matki, przeraźliwego milczenia ojca i ścisku w gardle, który czułem w momencie, w którym pragnąłem powiedzieć choć słowo a z moich ust nie potrafiło wydobyć się nawet westchnienie.

Nie zdążyłem się pożegnać.

Nie zdążyłem...

Gdybym tylko przyszedł pięć minut szybciej mógłbym ostatni raz powiedzieć jak bardzo ją kocham.

Najbardziej jednak w odejściu Sam nie dotknął mnie ból mój, czy naszych rodziców, a Grace. Sześcioletniej Grace, która straciła mamę i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie ma jej już przy niej. Dlaczego nie może jej przytulić i opowiedzieć o tym co robiła w przedszkolu. Dlaczego, kiedy wstaje rano nie widzi uśmiechu swojej mamy a jedynie puste miejsce na łóżku. Nie potrafiła zrozumieć, że to co się stało doszczętnie zmieni całe jej dotychczasowe życie. Moje zresztą także, bo od tego momentu to ja stałem się jej domem i bezpiecznymi ramionami.

„Nie boję się o przyszłość swojej córki. W końcu, kiedy odejdę wychowa ją osoba, która spełni tę rolę najlepiej ze wszystkich."

Te słowa odbijały się echem w mojej głowie.

Chyba nigdy nic nie doprowadziło mnie do takiego stanu załamania. Nigdy nie płakałem bardziej niż wtedy, gdy po powrocie do pustego mieszkania coś we mnie pękło. Kiedy oparłem plecy o ścianę i osunąłem się po niej, rozpłakując niczym małe, bezbronne dziecko.

Jak ten młodszy Victor, który w tajemnicy przed ojcem chciał zwyczajnie wylać z siebie wszystkie negatywne emocje i smutek, bo miał do tego prawo i wcale nie świadczyło to o jego słabości.

Nie miałem siły nawet wziąć oddechu. Po prostu zanosiłem się płaczem i czułem jak z każdą minutą moje ciało coraz bardziej odmawia mi posłuszeństwa. Łzy kropla po kropli moczyły skórę na moich polikach a zamglone spojrzenie zamarło pusto utkwione w jednym punkcie. Czułem się tak jakbym wewnętrznie umierał. Jakbym nie miał już w piersi nic co choćby trochę przypominało serce.

Bałem się życia, w którym nie było już ze mną Sam. Mojej jedynej siostry. Największego wsparcia i najwspanialszej matki, którą była dla mojej siostrzenicy. Równocześnie zastanawiałem się, kiedy zapomnę dźwięk jej głosu. Kiedy z powietrza ulotni się jej zapach i obecność. Kiedy przywyknę do pustki jaka ogarnęła wszystko dookoła i w którym momencie zamknę oczy i nie będę widział już jej uśmiechu.

I chociaż po jej śmierci i pogrzebie wewnętrznie czułem się tak jakby ktoś wyrwał mi serce to wiedziałem, że kiedy już pozbieram się z tego gówna...wrócę silniejszy. Miałem dla kogo i o co walczyć.

Soften me again. Dylogia Soften #2 [JUŻ W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz