Rozdział 8. Grudzień 2004

291 10 0
                                    

Wieczór wigilijny spędziłam z rodzicami. Długo siedzieliśmy przy stole, zjedliśmy przepyszną kolację i rozmawialiśmy, wspominając moje dzieciństwo i różnych krewnych. 

- Może jednak Cię podrzucę? - zapytał tata, gdy w przedpokoju ubierałam płaszcz.

- Nie trzeba, tato - odparłam, dając mu buziaka w policzek. 

- Zawsze możesz zostać na noc - mama przytuliła mnie do siebie mocno opiekuńczym gestem.. - Zawsze. 

- Dziękuję, ale chętnie się przejdę po takiej kolacji - zaśmiałam się, masując po brzuchu. - A do tego chciałabym dziś spać u siebie. Szkoda, że nie możecie przyjść pojutrze na przyjęcie - musnęłam ramię taty, zabierając z niego resztki sierści ich białego kota. 

Pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam prosto przed siebie jedną z uliczek. Cieszyłam się, że mieszkają w Londynie. Zawsze to więcej okazji do spotkania się razem, nawet jeśli teraz wyjeżdżali i nie mogli przyjść na nasze świąteczne przyjęcie. Do domu nie miałam daleko, dlatego chętnie zaproponowałam, że się przejdę. Na ulicach było pusto, śnieg delikatnie sypał się z nieba. Świat wyglądał jak z bajki.

No, wyglądałby, gdyby nie to, że obraz przysłaniały mi coraz częściej pojawiające się w mojej głowie wspomnienia sprzed kilku lat. W porządku, nie pamiętałam, że byłam w parze z Malfoyem na eliksirach, ale kto by kojarzył takie głupoty? Nie zaprzątałam tym sobie głowy. 

Ale to, że nie pamiętałam wieczoru nad jeziorem już mnie trochę dziwiło. Domyślam się, że musiał to być mechanizm obronny, który stosował mój mózg. Wypierałam wydarzenia oblepione zbyt dużą ilością negatywnych emocji. Niektórych nie pamiętałam w ogóle, inne tylko jak przez mgłę; na przykład moment, w którym leżałam na podłodze w Malfoy Manor widziałam tak, jakbym była wtedy pod wodą. Ból jaki czułam zarówno fizyczny jak i psychiczny, zawsze wracał do mnie z wielką siłą, ilekroć tylko przypominałam sobie tę chwilę. Tak się stało i tym razem. Stanęłam na środku chodnika, oddychając ciężko. Poluzowałam szalik wokół szyi i zdjęłam czapkę. Uspokajałam samą siebie, licząc wszystko co mogłam dookoła siebie. Raz, dwa, trzy czerwone szaliki na wystawie. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć pasów na jezdni. Raz, dwa.. niebieskie samochody. "Wdech, wydech. To już za mną. Przeżyłam." Po kilku minutach ruszyłam dalej przed siebie, wsłuchując się w dźwięk, jaki wydawał śnieg, gdy rozdeptywałam go butami. 

Do tej pory nie przyjaźniłam się z Malfoyem, ale jednak chcąc, nie chcąc, spędzaliśmy czas razem na imprezach czy u znajomych. Czułam się skołowana tym, że on ten moment zapewne pamiętał, a ja nie. Pomyślałam jednak, że nic więcej nie mogło się wydarzyć później, skoro wciąż traktujemy się ozięble i z dystansem, co jakiś czas tylko się sprzeczając. 

Chyba że..
Były wyjątki. Moment w klubie parę tygodni temu, oraz to, jak moje ciało od pewnego czasu na niego reagowało. Szybko znalazłam na to wyjaśnienie. "Alkohol" pomyślałam, mrugając szybciej, żeby zrzucić śnieg z rzęs. "Przez alkohol traci się hamulce. A to, że parę razy zrobiło mi się gorąco, kiedy mnie dotknął? To proste. Jest burakiem, ale przystojnym. A ja nie pamiętam kiedy ostatnio.." pokręciłam głową, wyrzucając z siebie natłok myśli. "Może chociaż w święta nie będę się dobijać."

Po długim spacerze zmarznięta, ale usatysfakcjonowana, weszłam do domu. 

- Ginny! - zawołałam, ściągając przemoczony od śniegu płaszcz. - Ginny? - rozejrzałam się po mieszkaniu, ale zauważyłam, że nigdzie jej nie ma. Widocznie nie wróciła jeszcze z wigilii, albo..
"Zostanę na noc w Norze, widzimy się jutro na obiedzie. G" mówiła kartka przyczepiona niedbale do lodówki. 
- Jasne, Ginny - parsknęłam pod nosem do siebie. - Na pewno zostałaś na noc w Norze sama. 

Cheers to the New Year | dramione | zakończoneWhere stories live. Discover now