07

390 28 13
                                    

Musicie mi uwierzyć, że nigdy nie chciałem wpakować Aspen śnieżki w twarz tak jak tego dnia. Po tym, jak pod hotelem wyzwała mnie od bałwanów, na mieście jeszcze kilka razy usłyszałem, że jestem bucem, idiotą i skończonym debilem. Nikt poza mną nie zwracał uwagi na ton, jakim to mówiła, a Matty, który zdawał się tańczyć tak, jak chciała tego Gabrielle, w ogóle ignorował wszystko, co działo się dookoła. Zdaje się, że w zaledwie kilka dni Gabi zdążyła owinąć go sobie wokół palca i zrobić z niego małpę cyrkową, mimo że Cash nadal upierał się, że przy nim zmieni swoją orientację. Póki co jednak wydaje mi się, że gdyby ona wymagała tego samego, Matty bez zastanowienia wpakowałby mi się do łóżka jeszcze tego samego wieczora.

– Jest...

– Cudownie - skończyłem za Dani, wdrapując się na wzniesienie ponad miasteczkiem.

Byłem już nieźle zdyszany, bo jak dobrze wiecie, moja kondycja ostatnimi czasy pozostawiała wiele do życzenia, ale stanąłem dziarsko, jedną nogą opierając się o wielki głaz, czekając na Gabi, której język wlókł się na wysokości kolan.

– Jeśli jest coś, czego nienawidzę bardziej od, o Boże - wzięła głęboki oddech, kaszląc przy tym jak stary gruźlik – od papryki na pizzy, to jest to właśnie to - zachwiała się i musiałem asekurować ją ręką, by nie upadła na idącego za nią Leo.

– Przecież ty nie lubisz nawet sera na pizzy - przypomniała jej Aspen, która chyba wreszcie poszła po rozum do głowy, bo wymieniła swoje puchate śniegowce na górskie trapery.

Tak, Gabi była tym ewenementem, który musiał robić wszystko na opak. Pizza oznaczało dla niej tyle, co ciasto, sos pomidorowy i pieczarki, a tej, którą w drodze do Madonny jedli w aucie, zrobiła taką sekcję zwłok, że siedząca obok niej Russo aż pobladła z obrzydzenia. Gabi była też osobą, która nienawidziła wszelkiego rodzaju makaronów, a w szczególności spaghetti, za które osobiście dałbym się pokroić. Uwierzcie mi, nie miałem pojęcia jakim cudem zdołała wytrwać prawie dwadzieścia jeden lat swojego życia we Włoszech, gdzie zarówno pizza, jak i makarony były pokarmem świętym.

– Ty za to nie lubisz wszystkiego, co nie jest tobą  - śmiejąc się, Gabi wetknęła Aspen palec w kurtkę w miejscu żeber i skłamałbym, że się z nią nie zgadzam. – Prawda, Nico?

Odparłem ciche mhm i odwróciłem wzrok, nie dając się sprowokować Aspen. Najchętniej rzuciłbym ją w przepaść, nad którą staliśmy, ale obawiałem się pozwu od fundacji ekologicznych, które mogłyby oskarżyć mnie o rozrzucanie plastiku.

– To co, po łyczku, skoro i tak już tu stoimy? - zaproponował Leo, wznosząc ponad głowę metalową piersiówkę z własnej roboty drinkiem, składającym się z wódki, red bulla i wódki. Po jednej sztuce rozdał każdemu z nas zaraz po śniadaniu i całą drogę czułem, jak ciąży mi w kieszeni.

Teraz jednak uniosłem ją wysoko, wtórując przyjacielowi. Kwaśnawo-gorzki smak alkoholu zmieszanego z napojem energetycznym spłynął po moim gardle, skrzywiłem się, ale wziąłem jeszcze jednego łyka z nadzieją, że uspokoi to moje naderwane przez Russo nerwy.

– Miód na moją duszę - westchnęła Gabi, wypijając prawie połowę swojej porcji. Rzuciłem jej ostrzegawcze spojrzenie, bo tym razem nie miałem zamiaru odprowadzać jej do łóżka.

Leo beknął głośno, a Dani uderzyła go w ramię, płonąc ze wstydu. Sami swoi - można rzecz, bo widziałem go w znacznie bardziej kompromitujących sytuacjach.

Tego dnia nad Madonną di Campiglio wisiały ciemne, deszczowe chumry. Jeszcze nie padało, ale ich kolor wskazywał na to, że w każdej chwili mogło zacząć. W dodatku zerwał się wiatr, szczególnie dający się we znaki na wzniesieniu nad kurortem, na którym właśnie staliśmy. Moje policzki były już purpurowe od zimna i czułem, jak wysychają mi usta. Poza tym okropnie piekły mnie oczy, ale nie wiedziałem czy była to wina silnych podmuchów, czy tego, że spałem tylko kilka godzin.

Aspen | zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz