Rozdział 3

476 33 7
                                    





***


-Proszę mój panie- pokornie rzekł jeden z śmierciożerców podając głowy mugoli swemu panu.
-Doskonale Avery- odpowiedział Voldemort z ślizgońskim uśmiechem na ustach, po czym machnął ręką na grupę sługusów oddelegowując ich do swoich zwyczajowych zajęć a oni uciekli, uprzednio kłaniając się swemu najwspanialszemu panu.


***

Minęły dwa dni a w tym czasie Harry był "więżony" w domu Toma. W rzeczywistości z więzieniem miało to mało wspólnego i dzieciak miał swobodę poruszania się w obrębie wyznaczonych pokojów do których należał między innymi salon, jego tymczasowy pokój i jadalnia. Oczywiście nie został bez nadzoru i nadal był pod kontrolą Czarnego Pana który nałożył na niego silne zaklęcia lokalizacyjne oraz przez większość czasu miał go na oku.

 Potter miał zakaz wstępu do reszty części domu, pod groźbą cruciatusa ale kimże byłby Harry Potter gdyby nie łamał zasad, nakazów i zakazów? Chłopak w ogóle nie bał się bólu a już tym bardziej śmierci, którą raczej traktował jak ratunek od świata. Nie miał najmniejszego problemu z tym że Riddle chce go zabić, szczerze mówiąc wracając do Hogwartu obawiał się, że Voldemort nagle zmieni co do niego plany i postanowi go nie zabijać, tylko zrobić sobie z niego żywą zabawkę. Jeśli nie wydarzyłoby się nic do końca pierwszego semestru, najpewniej nie wytrzymałby i sam spróbował by się zabić. Nie była to wcale dobra opcja, ponieważ magiczny świat by zwariował na wieść o samobójczej śmierci Złotego Chłopca, a tak korzystając z okazji upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie dość że skorzysta z usług mrocznego kosiarza to w dodatku umrze "pokonany" w  "bohaterskim pojedynku" a całe zdarzenie pojawi się na okładce Proroka Codziennego.

Z takimi myślami Harry obserwował przez szparę w drzwiach śmierciożerców znikających z zasięgu jego wzroku. Kiedy w sali został już tylko Tom, Potter nie był w stanie się powstrzymać i zaczął chichotać pod nosem, widząc głowy jego oprawców.

- Mogę wiedzieć co ty do cholery jasnej tutaj robisz?- powiedział Riddle zwężając swoje oczy, patrząc wprost na bliznowatego.

- Świętuje śmierć mojej rodzinki- wręcz wysyczał Harry wychodząc z ukrycia i z obrzydzeniem oraz chorą satysfakcją spoglądając na głowy jego wujostwa leżące rozrzucone na posadzce.

Idąc w stronę Voldemorta "przypadkowo" kopnął głowę jego wujka jeszcze bardziej raniąc zastygłą w przerażeniu twarz. Na chwilę zatrzymał się nad powykrzywianymi w strachu twarzami jego martwego wujostwa, oraz Oczywiście  nie zapominając również  Dudleya. Następnie podniósł oczy w których błyskały iskierki szaleństwa, na nieco zaciekawionego Toma. Spojrzał jeszcze raz na końską twarz ciotki Petunii, prosiakowatą- należąca do Dudleya i znienawidzoną najstarszego Dursleya.

Riddle widząc zaciśnięte pięści oraz usta Pottera już chciał rzucić komentarz by przestał się mazać ponieważ sam tego chciał. Zdążył wypowiedzieć tylko sylabę imienia chłopca i zamarł na widok Harry'ego całej siły kopiącego pozostałości po jego ostatniej rodzinie. Voldemort z szczerym zainteresowaniem przypatrywał się chłopakowi maltretującemu część zwłok pozostałych po mugolach. Po około 10 minutach jedyne pozostałości po Dursleyach to była leżąca na środku podłogi, kupa mięsa. Potter jakby nigdy nic podszedł do Czarnego Pana i spytał:

- Coś mówiłeś Tom?- uśmiechnął się niewinnie- teraz w końcu możemy przejść do rzeczy.

-Co ma Pan na myśli Panie Potter?- spytał Riddle całkowicie zapominając że gdy ostatnie życzenie chłopaka zostanie spełnione, ten miał zostać przez niego avadowany.

-Oczywiście że moją śmierć- rzekł Harry- Nie obrażę się jeśli zrobisz to teraz, mało mnie to obchodzi.- dodał i wzruszył ramionami.

Tom Riddle uważnie przypatrywał się stojącemu przed nim chłopcu który wyglądał na niewzruszonego całą sytuacją. Nie był do końca pewny czy nadal chce zabijać czarnowłosego, byłby bardzo cennym nabytkiem w jego armii śmierciożerców.
Rozmyślania przerwał mu głos dzieciaka:

-Tom pospiesz się, nie będę tu stał wieki i czekał aż przestaniesz się na mnie gapić- rzucił znudzonym tonem Harry.

-Jeśli naprawdę tego chcesz...

- Oczywiście że tak więc rusz się z łaski swojej- mruknął avadooki.

Czarny Pan podniósł różdżkę i spojrzał w oczy Potterowi. Celował mu prosto w pierś a Harry po prostu stał, jakby wcale za chwilę nie miałby zostać zabity.

- Avada Kedavra

Cała komnata rozświetliła się jasnozielonym blaskiem, gdy tylko z ust czarnoksiężnika padła ostatnia sylaba zaklęcia uśmiercającego. Avadowy promień mknął wprost na chłopca i dosłownie milisekundy dzieliły go od śmiertelnego ciosu prosto w serce ale nagle stało się coś nieoczekiwanego. Między Harrym stojącym pośrodku sali a zaklęciem posłanym przez Voldemorta utworzyła się połyskująca złotem bariera. Avada wsiąknęła w tarczę, która na chwilę zajarzyła się zielenią zaklęcia a zaraz po tym rozpłynęła się w powietrzu. Dwójka wrogów stała naprzeciwko siebie niedowierzając w to co się przed chwilą stało. Riddle podniósł wzrok na Pottera upewniając się że to wydarzyło się naprawdę.

- Pieprzę to wszystko- Harry wyszedł z sali trzaskając drzwiami z wściekłym grymasem na buzi.



Tom znalazł obrażonego nastolatka siedzącego na sofie w salonie. Tylko na niego spojrzał i już wiedział co go czeka.

- Ty... Ty od początku o wszystkim wiedziałeś! Przyznaj się! To takie zabawne co nie? Zróbmy złudną nadzieje Złotemu Chłopcu! -Teraz już stojąc, krzyczał rozsierdzony nastolatek nie dając dojść do słowa drugiej osobie w pomieszczeniu.

- Nie, o niczym nie wiedziałem- odrzekł spokojnie Voldemort - Uwierz, nie kłopotałbym się z ściągnięciem cię do mojej kryjówki tylko po to żeby zobaczyć jak będziesz wyglądał przed udawaną śmiercią- prychnął z ironią.

Zielonooki znów opadł na kanapę i mruknął z nieokreśloną miną:

- Co teraz zrobimy?

W salonie zapadła nieznośna cisza.

- Może pożyczysz od kogoś różdżkę i spróbujesz jeszcze raz? - kontynuował z nadzieją bliznowaty.

-Mógłbym wziąć różdżkę któregoś z moich śmierciożerców ale najbliższe spotkanie mamy zaplanowane dopiero za parę dni- odrzekł Riddle.

Harry, o ile to było możliwe, zapadł się w kanapie jeszcze bardziej.

- Nie mógłbyś zwołać zebrania już teraz? Przecież jesteś Czarnym Panem, możesz robić co chcesz a twoje pieski muszą się ciebie słuchać.- Mruknął Harry z przekąsem.

Tom tylko spojrzał na niego z politowaniem i odrzekł:

-Moje "pieski"- zaimitował w powietrzu cudzysłów- Aktualnie mają bardzo ważne zadanie do wykonania i nie mam zamiaru im w tym przeszkadzać przez twoje szczeniackie zachcianki dotyczące przedwczesnej śmierci.

-Myślę że dasz radę wytrzymać te kilka dni- dodał Voldemort z Ironią.

-Taaaak, postaram się- odparł bez przekonania, jednocześnie krzywiąc się Złoty Chłopiec

- Ale lepiej dla ciebie jeśli tym razem nie dasz plamy i nie dasz się pokonać bezbronnemu nastolatkowi który oddaje ci się na złotej tacy- zaśmiał się wrednie Potter.

Riddle tylko spojrzał na niego i pomyślał że chyba wariuje bo co jakiś czas nachodziły go myśli o oszczędzeniu chłopaka i zaciągnięciu go do swojej armii.



Potter, a co gdyby tak...Where stories live. Discover now