Im dłużej żyłam, zauważałam, że do szczęścia wcale nie potrzeba mi zamieniać dynię w limuzynę, ani stare, wyciągnięte dresy w sukienkę z ostatniej kolekcji Coco Chanel czy Christiana Diora, a jedynie od czasu do czasu sprawić, by monstrualne problemy zmiejszyły się w moich oczach do wielkości pestki wspomnianej już dyni.
Moje nogi z waty cukrowej ledwo trzymały mnie w pionie, nie mówiąc nawet o żadnym przemieszczaniu się po zielonej murawie. Jednak, kiedy zerknęłam na trenera, ten stał kilka metrów ode mnie, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie wąskich, czarnych dresów i spojrzeniem, z którego nie dało się wyczytać absolutnie nic.
Jak na rasowego Niemca przystało, kamienna twarz mogła oznaczać zarówno dogłębne rozczarowanie, jak i to, że jest niesamowicie zadowolony. Zanim zaczęłam ten staż, Jordan uprzedził mnie, że to dość specyficzny naród, ponieważ nigdy wcześniej nie miałam z nim zbyt wiele do czynienia. Ter Stegen nie mógł wliczać się w te statystyki, ponieważ jego charakter zdecydowanie pasował do promiennej, ciepłej i radosnej Hiszpanii, a do Mutter Deutschland był podobny jedynie z wyglądu.
Nieznacznie powłócząc nogami, podeszłam do Jürgena, cały czas próbując w myślach przekonać samą siebie, że trening można uznać za dość udany. Bez wątpienia różnił się od tych zwyczajowych, ale czy był przez to w jakiś sposób gorszy?
Zaraz przyszło mi się o tym przekonać.- Dzięki za ten trening — zaczął, a ja przyłapałam się na tym, że nadal wstrzymuję powietrze, ponieważ taki komunikat ani trochę nie rozwiewał moich wątpliwości, co do jego oceny. Popatrzyłam na niego wyczekująco, zaciskając podświadomie palce na podkładce nieco mocniej niż była konieczność. Kostki mi pobielały, a pod opuszkami zapewne można było znaleźć małe krople potu, który z nerwów postanowił wydostawać się przez moje dłonie. - Na pewno był dość innowacyjny tak jak rozplanowanie czasu tego treningu. Muszę przyznać, że na początku byłem nieco sceptyczny, ale ten tor przeszkód okazał się strzałem w dziesiątkę, bo było widać, że dość dokładnie go przemyślałaś i zaplanowałaś. Na pewno ogromnym atutem jest to, że brałaś we wszystkim aktywnie udział, myślę, że większość chłopaków tylko dlatego przekonała się do tego pomysłu — powiedział, kiwając powoli głową i obserwując mimowolnie przebieg gry na boisku. Na mnie zerkał tylko czasami, jakby chciał upewnić się, czy nadal go słucham. Mimo że do tej pory jego słowa zdawały się brzmieć dość pozytywnie, to ostatnie zdanie sprawiło, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. - No i te rzuty wolne, to ewidentnie coś nowego, ale sam powiedziałem przecież, że chcę być zaskoczony — kontynuował, a ja czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi i samo pobiegnie hen daleko ganiać za piłką, byleby tylko dalej od tego werbalnego impasu. Poprzysięgłam sobie w duchu, że jeszcze kilka tak lakonicznych i nic niewnoszących do sprawy zdań i pozwę Niemca o znęcanie się nad podwładnymi.
- Oglądałam ostatnie mecze, nie tylko The Reds, i rzuciło mi się to w oczy, że przy dużej ilości fauli lub wątpliwych sytuacji jest to wręcz stały fragment gry, a bardzo często prawie pewne sytuacje zostają niewykorzystane. Pomyślałam, że to dość oczywista, a mimo to zaskakująca strategia, którą można awaryjnie przećwiczyć przed nadchodzącym meczem z PSG — powiedziałam, pokonując uporczywą suchość w gardle i czując się w obowiązku, by wtrącić coś na swoją obronę. Miałam już spore doświadczenie w tym, że nie zawsze milczenie jest najlepszym rozwiązaniem i czasami warto nakreślić drugiej osobie nieco wyraźniejszy obraz motywów swoich działań, wraz z nierzadko równie barwnym tłem.
- Uważam, że to bardzo dobry pomysł — powiedział Jürgen po chwili milczenia, uwierającego niczym podwinięty rękaw pod zimową kurtką. Odwróciłam się nieznacznie, wypuszczając z siebie całe nagromadzone powietrze i pewnie zraszając przy tym murawę śliną. Nie był podekscytowany i nie tryskał radością, a mimo to jego słowa definitywnie należały do kategorii pochwał, więc mieszane sygnały, które właśnie otrzymałam, sprawiły, że na mojej twarzy wykwitł wielki znak zapytania. - Cieszę się, że angażujesz się w swoją pracę również poza murami stadionu, będzie z ciebie dobry pomocnik trenera. Dobra robota, Mel — powiedział, a ja poprawiłam go w głowie, wiedząc, że moje aspiracje sięgają zdecydowanie dalej niż bieganie za nim z bidonem i stertą papierów. Zanim odszedł, posłał mi już nieco bardziej rozluźniony uśmiech, który chętnie odwzajemniłam w nadziei, że przełamie on dziwność tej sytuacji.

ESTÁS LEYENDO
Bramkarze kochają bardziej
FanficCzęść druga hitu na wattpad.com - ,,Kopciuszek na boisku'' powraca! ❤ Każda miłość kiedyś się kończy. Spala szybkim płomieniem, czołga się w popiołach, brudzi nam ubranie. Niekiedy zostawia ślad, czerwony, rozjątrzony i bolący. Taki, który zawsze bę...