Prolog

110 11 10
                                    

Wiele ludzi lubi swoje życie takie jakie jest i nie zmieniła by tego. Są jednak też tacy ludzie którzy nie potrafią się z niego cieszyć. Ludzie którzy najchętniej zaczęli by wszystko od początku i kompletnie inaczej podeszli by do swojeg życia. Chcieli by wszystko zmienić. Zapobiec wydarzeniom które pozostawiły trwałe blizny na ich psychice. Uniknąć spotkania pewnych ludzi. Zrobić coś inaczej. Ludzie którzy chcieli by wszystko naprawić, z nadzieją, że wtedy ich życie było by lepsze, że po tym mogliby się z niego cieszyć. Może w końcu byłby im dany spokój ducha i brak bólu. Są ludzie którzy tylko o tym marzą.

Ona właśnie taka była. Była zmęczona, fizycznie i psychicznie. Chciałaby wszystko zmienić. Zacząć od nowa. Mieć życie takie jak każdy inny ma. Zamiast tego, w jej życiu pełno było rutyny, schematów które co tydzień powtarzała aż do zerzygania. Jak wiele ludzi nienawidziła poniedziałków, a kochała piątki, będąc bardziej dokładnym kochała piątkowe wieczory. W te wieczory droga do jej mieszkania wcale nie wydawała się długa, półtora godzinna podróż przez zakorkowane miasto zdawała się jej wyobrażeniu mijać w kilka sekund. Kolejki w sklepach nie przeszkadzały jej tak jak każdego innego dnia. Winda w jej apartamentowcu, ta która wiecznie się zacinała, nie przyjeżdżała na wezwanie lub wiecznie była nieczynna, nagle w piątki działała w jej uznaniu bez żadnych zastrzeżeń. Mimo, że kochała ten dzień nie sprawiał on, że miała w sobie więcej chęci do dalszego ciągnięcia swojego w jej uznaniu bezcelowego życia. Po prostu nie miała tego czegoś. Nie posiadała tego od kilku lat.
Ona nie żyła tak jak większość ludzi wokół niej. Nie cieszyła się z bycia na tej planecie. Ona nie żyła. Jedynie starała się przetrwać z dnia na dzień. Poza tym, że piątek dawał jej możliwość odpoczynku od czwórki otaczających jej idiotów z którymi spotykała się codziennie w pracy to nie był on niczym innym. Dawał on jej tylko możliwość chwilowego uciszenia swoich myśli.

Kiedy tylko dotarła do drzwi swojego mieszkania uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że nadszedł ten czas na który tak bardzo czekała od początku tygodnia. Całe dwa dni tylko i wyłącznie dla niej. Tylko dla niej, nic nigdy nie zepsuło jej tego czasu. Zawsze był on tak strasznie wyczekiwany, że tylko wiadomość o czyjejś śmierci byłaby w stanie zepsuć ten czas. W piątki wieczorem wyłączała swój telefon. Nie chciała mieć kontaktu z nikim. Te dwa dni były jej. Nikt inny nie miał prawa wejść w nie z butami. To był jej czas na odsypianie całego tygodnia, lutowanie potencjalnego kaca i na długie gorące kąpiele. Wchodząc do mieszkania z automatu zdjęła i kopnęła w róg szpilki które od samego rana torturowały jej stopy. Bez nich czuła się tak lekko. Jakby mogła w każdej chwili odlecieć gdzieś daleko. Zazwyczaj po tej czynności poszłaby przebrać się w swój ulubiony dres, ale ten tydzień był dla niej tak okropny, że jedyne czego chciała to wypicie jakiegoś drinka lub po prostu w samotności chciała opróżnić butelkę lub dwie wina. Od lat picie w piątkowe wieczory było jej tradycja, po czasie robiąc sobie przeróżne napoje przestała przejmować się tym jak je robiła, tak długo jak znajdował się tam alkohol wszystko szło po jej myśli, tak i było tego wieczoru. Nawet nie wiedziała co wlała do szklanki, nie przejmowała się też tym za bardzo, działa jak robot, automatycznie. Wzięła szklankę w dłoń i siadła na kanapie, upiła z niej małego łyka i zamknęła oczy. Wolną ręka chwyciła naszyjnik z małym pajączkiem który miała na szyi. Delikatnie jeździła palcem po grawerze jaki był wykonany na jednym z odnóży.

Zamknęła oczy i zaczęła zastanawiać się jak jej życie mogłoby wyglądać gdyby tylko niektóre rzeczy obrały inny kierunek. Zastanawiała się kim by została gdy nigdy nie została odebrana biologicznym rodzicom. Jak wyglądałoby jej dzieciństwo, do jakiej szkoły by poszła, jakie studia by skończyła. Czy miała by teraz rodzine o której w głębi duszy tak strasznie marzyła? Lubiła zatracać się w tych myślach. Lubiła pisać swoje życie od nowa, tworzyć historie które nigdy się nie wydarzyły i które najprawdopodobniej nigdy się nie wydarzą. Znajdowała w tym spokój. Zastanawiała się jakby to było gdyby ci wszyscy ludzie których poznała zostali przy niej. Jakby to było gdyby cały ten czas jaki im poświęciła opłacił się, gdyby tylko zostali. Chciała mieć tych ludzi przy sobie, nie chciała ich puszczać. Kiedy jedni odchodzili zostawiajac blizny na jej sercu, pojawiali się inni którzy goili rany po poprzednich osobach, tylko po to żeby po chwili odejść i stworzyć nowe rany. Jeszcze większe od poprzednich. Za każdym razem zabierali też cząstkę jej. Zabierali to czego kobieta już nigdy nie będzie w stanie odzyskać. Była zmęczona i zniszczona.

Blue NightsWhere stories live. Discover now