VI

106 6 0
                                    

Nastało kolejne pół roku, a ja coraz bardziej zapadalem w rozpacz. Naprawdę liczyłem, ze polowanie pozwoli mi zapomniec? Byłem żałosny. Ostatnie słowa jakie powiedział do mnie Winchester przez telefon Jody wcale nie ułatwiały sprawy. Właśnie jechałem bez celu gdy usłyszałem znany mi dobrze głos.

- Cześć, zyfarko. - gwałtownie zahamowałem od razu odwracając się na tylne siedzenia.

- Crolwey?! - krzyknąłem niedowierzając. Musiałem przyjechać dłonią po twarzy. To było niemożliwie. Przecież on nie zyl.

- Jak...

- Myślałem, ze ty mi powiesz. - powiedział poprawiając garnitur. - Nagle pojawiła się pustka mówiąca mi, ze zabierze mnie ze swojego domu i zabierze do ciebie. Myślałem, ze żartuje, a tu bam... - klasnął w dłonie - Jestem z tobą. - spojrzał w prawo, a potem w lewo. - A wiewióra i los gdzie? - odwróciłem głowę spowrotem do kierownicy. Po chwili przemyśleń zrozumiałem. Pustka przywrocila bruneta bym udał się do Deana. Chciała mnie zmusić do oddania się w jej ręce. - Castiel?

- My... My się pokłóciliśmy. - nacisnąłem gaz i ruszyłem dalej.

- W dupie mam wasze kłótnie. Tylko oni pomogą mi to zrozumieć. - pstryknął w palce, a po chwili nagle znaleźliśmy się w bunkrze przy schodach. Serce zaczęło mi szybciej bić.

- Crolwey! Coś ty zrobił?! - spojrzał na mnie pytająca mina.

- Mówiłem, ze nie jestem... - zza rogu ujawnili się bracia. Na nasz widok zastygli.

- Crolwey?! - krzyknął niedowierzając długowłosy.

- Witaj, ośle. - powiedział mężczyzna uśmiechając się szeroko.

- Cas?! Jak...

- Nie ważne. - wtrącił się blondyn. Podszedł do mnie szybko.

- Dean... - nie skończyłem, bo uderzył mnie w twarz. Wylądowałem na ziemi plując krwią.

- Aj! Mówić poklociliscie myślałem, ze masz na myśli wasze związkowe sprzeczki, ale to wydaje się być mocniejsze! - powoli wstałem karcac demona wzrokiem. - Więc tak... Dlaczego u diabła żyje? - spojrzał na braci. Zielonooki nerwowo ściskał dłoń, a szatyn nadal patrzył na nas z niedowierzaniem.

- Dobre pytanie. - wymamrotał Sam. - Jack?! - po chwili w pomieszczeniu pojawil się nastolatek. Jego mina była podobna co do młodszego Winchestera.

- Cas? - pokiwałem głowa.

- To twoja sprawka? - spytał Sam pokazując na Crowleya.

- Nie... Nie. - nastolatek nie pewnie do mnie podszedł i mnie objął. - Cas... - odwzajemnilem uścisk patrząc mu w oczy.

- Weź mnie stąd. - szepnalem mu do ucha.

- Nie ma mowy! - krzyknął nerwowo. Spialem się. - Dean ci przyłożył, ale ja też mogę!

- Jack... - nic nie powiedział. Po prostu się odwrócił i odszedł. Głośno westchnąłem.

- Gorzej niż na stypie. - spojrzałem na bruneta.

- Może pustka cię odzyskała, ale mogę załatwić twój powrót. - syknalem wyjmujac anileske ostrze.

- Ja twój też. - spojrzałem na blondyna. Trzymał w dłoni anielskie ostrze. Zmarszczylem czoło niedowierzając.

- Dean! - skarcił go brat.

- Albo pomagasz nam z Crowleyem albo jak powiedziałem pierdol się! - spuściłem z niego wzrok.

- Tylko się umyje. - wymamrotalem mijajac go ze łzami w oczach.

*

Od godziny siedzieliśmy przy piwie i rozmyślając o tym dlaczego Crowley żyje dzięki pustce. Ja znałem odpowiedzieć, ale nie mogłem tego powiedzieć. Myślałem tylko o blondynie i o tym jak wygląda. Sporo schodl, wory pod oczami były niemal fioetlowe, a niedbały zarost dodawał mu wieku. Cierpiał przeze mnie. Wiedziałem o tym i mimo, ze wiedziałem, ze mogło być gorzej i tak czułem poczucie winy.

DESTIEL - "Urok"Where stories live. Discover now