rozdział 3

19 2 0
                                    

Dni mijały Naomi dość spokojnie, poza kilkoma wyjściami i obserwowaniem ludzi. Tamtego jednak poranka dziewczyna siedziała na szpitalnej kozetce w skrzydle szpitalnym, na kolejnym pobraniu krwi. Przyzwyczaiła się do tego, lubiła tam przychodzić, by choć chwilę zapomnieć o reszcie i porozmawiać trochę z lekarzem, który przez ten czas stał się jej dobrym przyjacielem.

- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zagadnął mężczyzna, zakładając wacik w miejscu, gdzie wcześniej wbijał igłę dziewczynie. Ta obserwowała jego poczynania, mimo że nigdy nie spojrzała, jak wbijał jej ów igłę w ramię.

- Nie narzekam. - odparła zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. Od jakiegoś czasu czuła się całkiem dobrze, nie skarżyła się, nic jej nie dolegało... Żyła.

Dziewczyna jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała na kozetce, obserwując mężczyznę, który krzątał się po pomieszczeniu. Nagle jednak drzwi otworzyły się, a do środka weszła Christine z nieco podkrążonymi oczami, czym zdawała się nie przejmować.

- Szukałam cię, Naomi. - oznajmiła, koncentrując całą swoją uwagę właśnie na niej. Dziewczyna zmarszczyła brwi, trochę zdziwiona tamtymi słowami.

- O co chodzi?

- Mogę ją już zabrać? - spytała Christine, przenosząc wzrok na lekarza. Mężczyzna zerknął na kobietę, a później na Naomi. Nie miał żadnych przeciwwskazań, żeby dziewczyna mogła już iść.

- Zrobiliśmy badania, możesz ją zabrać. - odparł po chwili, kiwając głową. Nastolatka wstała z kozetki, zdając sobie sprawę, że teraz była skazana na swoją szefową. - A my się widzimy za dwa tygodnie, Naomi. - dodał, na co ona uśmiechnęła się delikatnie.

- Jasne.

Wreszcie obie wyszły ze skrzydła szpitalnego, niemalże od razu kierując się w odpowiednią stronę, prosto do gabinetu kobiety. Naomi podejrzewała, co mogło chodzić po głowie kobiety, ale mimo wszystko postanowiła spytać, by mieć stu procentową pewność, że się nie myliła.

- To, o co chodzi? Załatwiliście już coś? - zagadnęła, by jakoś zacząć rozmowę. Widziała od jakiegoś czasu, że Christine nie była już tą samą osobą, co wcześniej i martwiła się. Tak po prostu.

- Mam do ciebie bardzo poważną sprawę i wierzę, że podołasz. - oznajmiła kobieta, nawet na nią nie patrząc. Usilnie próbował wierzyć, że wszystko pójdzie dobrze i zgodnie z jej placem. - Porozmawiamy w moim gabinecie.

~*~

Dochodziło południe, jednak w salonie siedziała jedynie Naomi. Dziewczyna z podkulonymi nogami, które objęła swoimi dłońmi, wpatrywała się w pustą przestrzeń przed sobą. Zastanawiała się, próbowała cokolwiek wymyśleć, coś, co mogła zrobić w tej całej sytuacji, w którą została wkręcona. Nie chciała odmawiać, zawsze starała się wykonywać powierzone jej zadanie, nawet jeśli nie do końca wiedziała, jak się za to czasami zabrać.

Matt i Frankie, którzy wtedy wchodzili do pomieszczenia, prędko dostrzegli swoją siostrę, ale jej widok nieco ich zmartwił. Spojrzeli po sobie, kiwając głową w porozumiewawczym geście, po czym oboje skierowali się w jej stronę. Już po chwili obaj usiedli po obu jej stronach.

- Tu jesteś, siostra. Nie widzieliśmy cię, odkąd wyszłaś od Christine. - odezwał się Frankie, zerkając ukradkiem na brata. Był najstarszym z ich trojga i, choć czasami niezbyt zachowywał się na swój wiek, to jednak zarówno Maty, jak i Naomi byli dla niego cholernie ważni i był w stanie zrobić wszystko, byleby nie stała im się większa krzywda.

- Stało się coś? Powiedziała ci coś więcej na temat tego ich syna? - zagadnął Matt, opierając się tak, by widzieć i ją, i Frankie'ego.

Naomi westchnęła w odpowiedzi. Była z tym wszystkim sama, nie mogła powiedzieć im przecież prawdy, nie teraz, kiedy jeszcze nic nie załatwiła. Pragnęła komuś coś powiedzieć, wygadać się, może poprosić o radę, ale nie mogła. Bo przecież obiecała.

- Dobrze wiecie, że nie mogę wam o tym powiedzieć. Z resztą, nie wiem za wiele. Byli u niego ostatnio i czeka go proces, ale nie jestem w stanie im w tym pomóc. - oznajmiła nad wyraz cicho, co jeszcze bardziej ich zmartwiło. Zawsze była tą żywiołową i pełną życia dziewczyną, a teraz? - Kazali mi znaleźć jakiegoś dobrego adwokata, który byłby w stanie go obronić. A ja nawet nie wiem, od czego zacząć.

Schowała głowę w swoich kolanach, a oni spojrzeli po sobie, też zbytnio nie wiedząc, co zrobić. Owszem, wiedzieli, że nie mogła im o niczym powiedzieć, to były zasady, którymi posługiwali się od lat...

- A George? On jest przecież informatykiem, na pewno pomógłby ci znaleźć jakiegoś dobrego adwokata. - powiedział wreszcie Matt, przypominając sobie o ów chłopaku, z którym przecież Naomi się kolegowała. Był świadom tego, że ów chłopak mógł jej wtedy pomóc najbardziej.

- Wiemy, że dobrze się dogadujecie. - dodał Frankie, podłapując myśl brata. Naomi dopiero wtedy, po raz pierwszy, opuściła nogi i spojrzała na nich obu. Może mieli rację?

- Dawno z nim nie gadałam. Przez pewien czas dochodził do siebie po tamtym wypadku. Myślicie, że teraz mi pomoże? - spytała, jakby z nadzieją, a jednocześnie bez przekonania. Naprawdę chciała to wszystko już załatwić, a George był wtedy chyba jej jedyną deską ratunku.  

- Nie idziecie przecież na żadną misję, bynajmniej on. Powinien się zgodzić. - stwierdził Matt, kładąc dłoń na ramieniu siostry. Widział jej obawy, wciąż pamiętał tamtą akcję, ból i troskę o innych. - Spróbuj, a się przekonasz.

Naomi poczuła się po raz pierwszy naprawdę szczęśliwa, że miała jakiś plan, nawet jeśli to właśnie jej bracia na to wpadli. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na nich obu z pewnego rodzaju nadzieją. Pomogli jej, choć nie znali wszystkich szczegółów, a ona im za to serdecznie dziękowała.

- Pójdę do niego niedługo. - zadeklarowała natychmiast, po czym objęła ich ramionami na tyle, na ile mogła. Odetchnęła w końcu z ulgą, mimo że to był dopiero początek tego wszystkiego. - Dzięki, chłopcy.

- Zawsze do usług, siostrzyczko.

- Głodny jestem. Idziemy coś zjeść? - zapytał Frankie, jak gdyby nigdy nic, kiedy w końcu się od siebie odsunęli. Naomi i Matt spojrzeli na niego, jak na idiotę, ale dziewczyna zaraz roześmiała się w głos, bo to był kolejny raz, kiedy obaj udowadniali, że nie chciała mieć nikogo innego za braci.

- Chodź, idioto. - zaśmiała się, po czym całą trójką udali się na stołówkę, gdzie właśnie miał być wydawany obiad.

Zawsze miej plan ucieczki 2Where stories live. Discover now