rozdział 15

19 2 0
                                    

Naomi, Matt i Frankie nie zdążyli nawet dobrze wejść do salonu, gdy na horyzoncie pojawił się Milo. Chłopak, widząc całą trójkę, natychmiast do nich podszedł, łapiąc twarz Naomi w swoje dłonie. Spojrzał na jej twarz, ale nie miała żadnych ran w przeciwieństwie do swoich braci.

- Co wam się stało? Wszystko dobrze? - spytał od razu, przyglądając się im z daleka. Nie odpowiedzieli, niezdolni przez ból, więc Milo wrócił wzrokiem do dziewczyny przed sobą, która uporczywie milczała. - Naomi?

- Jacyś idioci nas zaczepiali. Nie mieliśmy szans. - powiedziała cicho, a on po raz pierwszy zobaczył w jej oczach łzy. Dziewczyna prędko się opamiętała i spojrzała w oczy swojego przyjaciela. - Dobrze, że nie znaleźli naszej broni, bo mielibyśmy przechlapane jeszcze bardziej. - dodała, w duchu dziękując Bogu, że tak się właśnie się stało.

- A tobie coś zrobili? - spytał Milo z troską, przyglądając się jej. Obiecał kiedyś Leo, że zaopiekuje się nią pod jego nieobecność i zamierzał dotrzymać słowa. W dodatku była dla niego przyjaciółką, a o przyjaciół się troszczyło.

- Mi nie, ale Frankie i Matt oberwali za nas troje. Ktoś musi ich opatrzeć, bo mocno dostali. - wyjaśniła pokrótce, wskazując na swoich braci. Z daleka było widać, że ktoś ich pobił. Mieli poobijane twarze, krew wszędzie i zwijali się z bólu. - Gdzie Leo?

- Sprząta strzelnicę. Znów pokłócił się z Zackiem. Ten koleś to jakaś zaraza, wszędzie go pełno, w dodatku wkurza niemiłosiernie. Czasami naprawdę mam ochotę przywalić mu w zęby.

- Uwierz, że ja też. Żeby tylko raz. - mruknęła, zaciskając usta w wąską linię. Wciąż miała obraz Zacka przed oczami w dniu swoich zaręczyn i wciąż miała wielką ochotę wydrapać mu oczy.

- Leo opowiadał, jak popsuł wam zaręczyny. Gościu nie ma za grosz szacunku, panoszy się tu, jakby był niewiadomo kim. Bo co? Po Christine i Drago to jego rodzice, a nasze szefostwo? Jesteśmy przecież rodziną, a nie cholerną siłą roboczą.

Naomi nie odpowiedziała, a jedynie spuściła głowę, wzdychając cicho. Milo miał cholerną rację, musiała to przyznać. I najwyraźniej znaczna większość osób miała na ten temat podobne zdanie, co ona. Bo Zack naprawdę był zarazą, która panoszyła się po siedzibie.

- Ja już chyba muszę ich odprowadzić do skrzydła szpitalnego, bo oboje zaraz mi tu padną. - odezwała się ponownie Naomi i już miała się odwrócić by wrócić do swoich braci, gdy zatrzymała się jeszcze i spojrzała na chłopaka przed sobą. - I masz stu procentową rację, Milo.

- Pomogę ci. - zadeklarował, natychmiast kierując się do Matta i Frankiego. Nastolatka uśmiechnęła się, tak bardzo mu wtedy dziękując za wszelką pomoc.

- Dziękuję.

~*~

W tym samym czasie, na pobliskim komisariacie, dwójka policjantów rozmawiała na jeden i ten sam temat od miesięcy. Policja nie miała żadnych informacji na temat Willow, nie wiedzieli nic na jej temat, odkąd zabrakło Louisa. Nie wiedzieli, co robić, by znaleźć ów przestępczynię, o której ślad zaginął.

- Masz coś? - zagadnął jeden z mężczyzn, wchodząc do pomieszczenia, gdzie znajdował się jego kolega. Podał kubek z kawą mężczyźnie i usiadł na swoim krześle, przyglądając się mu.

- Wciąż szukam. - odparł, nie odwracając się nawet w jego stronę. Upił łyk swojej kawy, na chwilę zaprzestając swoich czynności, by odpocząć od ciągłego siedzenia przy komputerze. - Odkąd Louisa nie ma, jakoś ciężej tam to wszystko idzie. Nie mamy żadnych poszlak na temat Willow. Ostatnio nawet akcji żadnych nie było, a to już jest podejrzane.

- Myślisz, że ona coś szykuje? Coś mocniejszego? - spytał, upijając nieco ze swojego kubka. Był ciekawy, co jego kolega miał na myśli, czy w ogóle o tym myślał, choć wszystkie te ich rozmowy...

- Nie wiem, ale to bardzo prawdopodobne. Z tą dziewczyną nic nie jest wiadome.

Żaden z nich nie zdawał sobie nawet sprawy, że omawiana dziewczyna martwiła się wtedy jedynie swoimi braćmi, aniżeli kolejną akcją, którą - jak myśleli - szykowała.

~~~~~~~~~~
Wybaczcie, że taki krótki 🙈

Zawsze miej plan ucieczki 2Where stories live. Discover now