Ostatnie kuszenie Hermiony

115 7 0
                                    


Spragniona towarzystwa niczym wody po czterdziestodniowym pobycie na pustyni, Hermiona zatrzymuje się przed oknem mijanego pubu i prawie przywiera nosem do brudnej szyby. Świąteczna muzyka przytłumiona salwami śmiechu, bożonarodzeniowe dekoracje i zapach pieczonego jedzenia wymieszany z wonią dymu papierosowego wodzą ją na pokuszenie.

Nigdy nie przypuszczała, że przyjdzie jej spędzić święta w samotności. Owszem, zawsze miała trudności z zawieraniem bliższych znajomości. Ludzi szybko nużyło to, o czym z pasją opowiadała, ale nigdy nie sądziła, że w takich dniach opuszczą ją nawet rodzice. A przynajmniej nie dopóki będą żyli.

— Hej. Drzwi pubu otwierają się i pojawia się w nich chłopak, niewiele, o ile w ogóle, od niej starszy. Niczym nieskrępowane, nęcące dźwięki i zapachy ze środka pubu wylewają się przez moment na zewnątrz. — Może chcesz do nas dołączyć? Ja stawiam. — Chłopak posyła jej szeroki uśmiech i wskazuje głową na jeden z zajętych stolików. Jego koledzy szczerzą się, machając do Hermiony, a trzymane przez nich papierosy rysują w powietrzu bezładne szlaczki. Najbardziej pijany z mężczyzn macha w jej stronę szklanką z piwem. Trunek rozlewa się po całym blacie i wszyscy wokół wybuchają śmiechem.

Rumieniąc się, Hermiona odrywa wzrok od szyby i chowa się za rogiem budynku, by zniknąć z pola widzenia klientów. Omiata spojrzeniem sympatyczną twarz chłopaka i przez dobrą chwilę naprawdę zastanawia się, czy nie skorzystać z zaproszenia.

— Dzięki, ale wybieram się właśnie na pasterkę — mówi w końcu i uśmiecha się przepraszająco. Skoro jej rodzice woleli wyjechać do ciepłych krajów, niż spędzić święta z córką, której sam widok przyprawia ich o ból głowy i dreszcze, to właśnie na nią spadł obowiązek kontynuacji jedynej w ich przesiąkniętym sekularyzmem domu chrześcijańskiej tradycji, przerwanej zaledwie dwa razy: w trakcie wojny i rok później, gdy Hermiona potrafiła skupić się tylko na jednym – jak posklejać pamięć rodziców i nie doprowadzić ich przy tym do szaleństwa. Choćby była zatem zmuszona dotrzeć do kościoła na znienawidzonej miotle, to się nie ulęknie. Ponieważ wie, że jeśli gdzieś może odnaleźć – o, ironio – magię świąt i zapomnieć o samotności, to chyba tylko tam. Albo w ramionach Malfoya. Jednak z tą opcją pożegnała się, kiedy Malfoy pocałował ją na świątecznej imprezie w Ministerstwie, po czym przeprosił, powiedział, że jest pijany i że muszą o zaistniałej sytuacji zapomnieć, co sądząc po jego obojętnym, a momentami wręcz oschłym zachowaniu w pracy, poszło mu znakomicie. W przeciwieństwie do Hermiony, która niemal każdą wolną chwilę spędza od tamtego czasu na rozmyślaniu o zaskakująco miękkich i wprawnych ustach Malfoya.

— To może dasz się chociaż poczęstować papierosem? — Niewzruszony odmową, chłopak sięga do kieszeni i wyciąga paczkę złotych marlboro.

Ręka Hermiony wyrywa się do przodu, ale Hermiona opanowuje się i w porę ją zaciska.

— Palę tylko po alkoholu — wygłasza zasadę, której nie zawsze udaje jej się przestrzegać, i wzrusza ramionami. — Muszę już lecieć, bo się spóźnię.

Chłopak spuszcza głowę, spoglądając nieśmiało na Hermionę.

— To może... dasz mi swój numer telefonu?

Policzki Hermiony płoną. Jeszcze raz lustruje chłopaka wzrokiem; jest całkiem przystojny; ma kruczoczarne włosy, duże, jasne oczy i uroczy uśmiech odsłaniający nieco krzywe zęby. Ale jest mugolem. I – co najważniejsze – nie jest Malfoyem. Chociaż nawet gdyby nim był, to i tak pewnie nic by z tego nie wyszło. Bo przecież z facetami nigdy jej nie wychodzi.

— Mam kogoś — kłamie Hermiona i teatralnie zerka na nadgarstek. — Naprawdę muszę już lecieć. Miło było cię poznać. — Rzuca chłopakowi ostatni uśmiech i rusza przed siebie.

Ostatnie kuszenie Hermiony | DramioneWhere stories live. Discover now