_____________
Arinaerys
120. o.P
12 lat wcześniej
______________Potężny statek dobił do brzegu wyspy, a pierwszą osobą która go opuściła, była niska postać, ubrana w szare, chłopskie łachmany. Arinaerys upewniła się, czy aby na pewno jej srebrzyste włosy nie wystają spoza szarego materiału czepka. Nie mogła ryzykować, że ktoś ją rozpozna. Nawet jeśli była daleko od domu, musiała zachować wszelkie środki ostrożności, aby nie wydać swojego pochodzenia. Była pewna, że od razu powiadomiono by jej ojca, a ona znów musiałaby wrócić do Westeros i piekła, które tam przeszła.
Gdy wchodziła na statek i opuszczała swoją rodzinę, nie czuła strachu, ale teraz gdy patrzyła na tłok miasta i nieznajome strony, poczuła niepokój. Nie miała przy sobie nic, oprócz łachmanów, które zdobyła, płacąc jakiemuś wiejskiemu chłopcu drobnymi monetami.
Rozejrzała się na boki po straganach kupieckich stojących przy porcie. Nie wiedziała nawet, gdzie się znajduje. Po drodze nie widziała żadnych znaków, które naprowadziłyby ją na znak do jakiego miasta Essos dopływa.
- Przepraszam. - spytała, podchodząc do strasznej kobiety, sprzedającej jakieś dziwne talizmany. - Gdzie jesteśmy?
- Volantis, kochanie. - odpowiedział kobieta, uważnie się jej przyglądając. Arinaerys cała się spięła, ale nie dała po sobie tego poznać. - Nie widziałaś Czarnego Muru?
Słyszała o Volantis, jednym z wolnych miast, ale jeszcze nigdy w nim nie była.
- Musiałam przeoczyć, dziękuję. - mruknęła, chcąc odejść od przedziwnej kobiety.
- Może skusisz się na jeden z tali...- zaczęła, ale Arinaerys widząc jak ta zaczyna pokazywać jej różne ozdoby, pokręciła głową.
- Dziękuję. - mruknęła dosadnie i zanim kobieta zdążyła cokolwiek jej odpowiedzieć, ruszyła dalej.
Nie miała zamiaru układać się z żadnymi wiedźmami.
Ruszyła dalej, mając nadzieję, że znajdzie sobie jakieś małe miejsce na nocleg. Nie chciała skończyć w jakiejś szemranej dzielnicy, dlatego wolała upewnić się, gdzie lepiej nie chodzić, zanim gdziekolwiek by zasnęła.
Wszelkie wyrzuty sumienia powoli zaczęły ją dobijać. Opuściła swoją rodzinę, nawet się z nimi nie żegnając. Wiedziała, że jeśliby to zrobiła, nigdy nie pozwoliliby jej wyjechać. Baela i Rhaena zapewne będą się o nią martwić, ale wiedziała, że sobie poradzą. Przecież miały siebie nawzajem. Najbardziej jednak obawiała się, że jej ojciec będzie wściekły na jej babkę, u której przebywała zanim postanowiła uciec. O ile w ogóle Daemon zainteresuje się zniknięciem swojego najmłodsze dziecka, w co szczerze wątpiła.
Obawy mieszkały się z z zachwytem, który czuła, widząc nietypowo ubrane osoby i budowle, które aż lśniły wyniosłością. Dopiero teraz dostrzegła skrawek wielkiego Czarnego Muru, otaczającego miasto. Po swojej obserwacji mogła dojść do wniosku, że znajdowała się na przedmieściach.
Szła rozglądając się na boki, aż w pewnym momencie, przez swoją nieuwagę, wpadła na kogoś rosłego. Zderzenie z tą osobą, nie należało do najdelikatniejszych, a drobnej postury dziewczynka poleciała na kamienną drogę. W tej samej chwili, w której jej plecy uderzyły o twardy kamień, usłyszała jak coś zbija się na ziemi. Uniosła wzrok i dopiero teraz zauważyła mężczyznę, który patrzył na nią wściekłym wzrokiem. Obok niego leżała wielka skrzynia, z której wysypały się odłamki rozbitych porcelanowych naczyń.
- Zapłacisz mi za to. - przełknęła ślinę, gdy poczuła jak mężczyzna unosi ją za materiał szarych łachmanów.
- Nie mam nic przy sobie. - mruknęła, próbując się mu wyrywać. - Puść mnie! Nic nie mam!
YOU ARE READING
𝐃𝐫𝐚𝐠𝐨𝐧 𝐓𝐞𝐚𝐫𝐬 | Lucerys Velaryon
Fanfiction☆☆☆ Byli dziećmi, które zmuszone zostały szybciej dorosnąć. Byli potomkami, od których wymagano zbyt wiele. Byli tymi, którzy znaleźli choć trochę szczęścia, pośród świata rozpaczy. Byli smokami, które zionęły wspólnym ogniem. Byli bohaterami swoi...