Arthur na pomoc | ROZDZIAŁ 1

65 5 4
                                    

  Tommy nigdy nie miał cierpliwości do najmłodszego z ich szóstki - samemu sobie wmawiał, że to z miłości - silnej, bo wymagającej efektów braterskiej miłości...
  - GDZIE ON, KURWA, JEST!?! - zagrzmiał Thomas, wkraczając w krótkich abcugach do domu i trzaskając przy tym potężnie drzwiami.
  - U siebie - odparła spokojnie Polly zastąpiając mu drogę, a gdy ruszył wściekle we wcześniej już obranym przez siebie miejscu złapała go za ramię. - Thomasie, pamiętaj, że to dziecko. - spojrzała mu głęboko w oczy z nadzieją, że jakoś to do niego dotrze i coś zmieni. Cokolwiek. - Jeszcze mimo wszystko dziecko! - dodała przypominająco, lecz on się szybko wyrwał i jak burza wpadł do pokoju na parterze należącego do najmłodszego z Shelby'ch.
  Pomieszczenie z pozoru wydawało się puste, ale nic bardziej mylnego. Mężczyzna wiedział to, że nastolatek tu jest. Czuł to. Miał również w pamięci fakt, iż Gildas nie raz się przed nim chował.
  Drewniana podłoga nieco zaskrzypiała, gdy podchodził niczym w tempie spacerowym do metalowego łóżka z ramą w kolorze smoły ustawionego w lewym kącie.
  Chwile - dłuższą chwile odczekał tak w ciszy, bez ruchu, z automatu nasłuchując, po czym z nagła, bez ostrzeżenia, niespodziewanie - zajrzał pod nie.
  Chłopak leżał skulony w samym rogu, ciasno trzymając wszystkie swe członki przy torsie, drgając przy tym nieznacznie mimo wszystko. Strach go nie opuszczał. Nijak. Lecz przerażenie przyszło do niego z pełną mocą, gdy jego oczy spotkały się z tymi brata. Rozsierdzonymi - brata.
  Tom nie czekając chwycił Dasa za kostki i szarpiąc zaczął go z nie małą mocą wyciągać.
  - NIEEE...! -  rozdarł się zaskoczony tym młodziak, zalewając się przy tym łzami.
  Starszy nie przebierał w środkach, jeżeli chodzi o delikatność, dlatego też dziwnym nie było, że gdy młodszy został w całości wydostany z drzazgami w dłoniach pochodzącymi z drewnianej podłogi co spowodowane było desperackimi próbami złapania się czegoś - czegkolwiek, złapał się on rozpaczliwie, przez co i kurczowo ramy łóżka przy materacu.
  - Radzę ci puścić. I to JUŻ! - krzyknął lider Peaky Blinders rozkazując mu wręcz.
  Najnowszy członek gangu był zawieszony w powietrzu - z jednej strony trzymany za kostki przez brata, z drugiej wczepiony palcami w ramę posłania swego swymi rękoma. Wiedząc, jednak że prawie najstarszy z rodzeństwa nigdy nie strzępi sobie języka, a już na pewno nie bez powodu podyktowanego obecnym stanem rzeczywistości ani nijak nie rzuca ot, tak sobie pustych słów na wiatr. Bo jego słowa zawsze, ale to zawsze zamieniały się w czyny i to jak najbardziej konkretne czyny. Rzadko kiedy zapominane czyny. Dlatego też puścił - nie dlatego, że chciał, bo on jak najbardziej tego każdą cząstką swego pochłoniętego strachem wymieszanym z przerażeniem ciała nie chciał. Zrobił to, bo Tommy tego chciał. Bo Tommy mu kazał. A z Tommy'm - zwłaszcza wściekłym - się nie dyskutuje... Gildas znał to z autopsji.
  Przywalił mocno brodą o podłogę, aż przez chwile zabrakło mu tchu, a z oczu niczym sok z cytryny zostały mu przez ból wyciśnięte siłą łzy.
  Thomas nie czekając jak jego bolesne oszołomienie minie, a młody może mieć jeszcze przez to jakieś odruchy obronne, w mig złapał go agresywnie za chabety i postawił do pionu.
  - Tommy, nie bij! - wychlipał chłopiec, czując jego coraz mocniej zaciskające się na koszuli którą miał na sobie dłonie. - Tommy, błagam, Tommy.. - jęknął rozpaczliwie z trudem nabierając powietrze w płuca.
  Jednak 32-latek nie zrobił sobie nic z tego, jedną dłoń szybko oderwał od ubrania i przyłożył mu nią zwiniętą w pięść w twarz - dobrze, że nadal jedną ręką go trzymał w taki sposób, bo inaczej młodziak wylądowałby jak nic od razu prosto na podłodze.
  Złapał akurat za swój pasek przy spodniach chcąc to właśnie nim dokończyć w pełni wymierzanie mu kary i wręcz wychłostać, kiedy w środku raptownie pojawił się Arthur błyskawicznie znajdując się przy nich i tym samym zręcznie wyrywając 13-latka z jego rąk.
  Spojrzenia starszych braci spotkały się w gniewnej potyczce nadarzając okazję, której nie zamierzał przepuścić na ucieczkę Gildas - w moment wyparował z pomieszczenia na korytarz mijając się tym samym niespodziewanie z Johnem będącym w tej chwili blisko jego pokoju.
  Po tym bliskim, lecz wręcz przecież niemym spotkaniu trzeciego w kolejności z tym szóstym - starszy z nich dwóch odprowadził młodszego wzrokiem do momentu cichego trzaśnięcia starymi już drzwiami od ich domu.

SzóstyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz