Mądrości Johna | ROZDZIAŁ 2

55 4 2
                                    

  - Pas? - odezwał się John, stając w progu pokoju swego najmłodszego brata i marszcząc przy tym brwi. - Serio, Tommy? - prychnął niedowierzając i rozkładając z lekka dłonie na boki. - Przecież gdybyś stracił kontrolę to byś go zatłukł na śmierć! - zacisnął zęby na zapałce spoczywającej w jego ustach nie mogąc znieść wyobrażenia o martwym Gildasie. - A znając ciebie to tak by pewnie było, gdyby tylko Arthura nie było nigdzie w pobliżu.. - dodał sucho.
  - Stul tę cholerną mordę! - warknął Thomas z gorącą rządzą mordu w zimnym niczym lód spojrzeniu oderwanym od pierworodnego swych rodziców i przeniesionym na tego trzeciego w kolejności. - Nikt cię nie pytał o zdanie. - poprawił sobie pasek przy spodniach. - Poza tym ktoś go musi wychować. - ruszył ku wyjściu z pomieszczenia i uderzył swego rozmówcę z bara mijając się z nim w progu w którym tak gorliwie stał on podczas ów całej wymiany tych niezbyt długich zdań pomiędzy nimi. Johnny obrócił się zaraz po tym w jego stronę.
  - Czyli co, moje zdanie nie jest ważne.. - zaczął pod nosem. - choćby na ten temat? Ten cholernie ważny temat! - zacisnął jeszcze mocniej zęby niż za pierwszym razem łamiąc prawie tym sposobem zapałkę. - Aha. - kiwnął głową z goryczą. - I masz to być właśnie ty, tak? To ty, ten WALONY Thomas Shelby ma mu, KURWA, ojcować!? - podniósł w końcu głos, skrzyżował przy tym ręce wpatrzony w plecy tego, właśnie tego starszego brata.
  Tommy, słysząc te słowa momentalnie się zatrzymał i zacisnął wściekle zęby a zaraz po nich obie dłonie w pięści i po dłuższej chwili ciszy przepełnionej wręcz buzującym napięciem odwrócił się w jego stronę łaknąc odwetu za zniewagę.
  Stali naprzeciw siebie - patrząc tylko na siebie wzajemnie.
  Gdy lider Peaky Blinders gotów jak najbardziej - w jakikolwiek sposób - zaatakować, miał już się do niego odezwać, dopiero wtedy zauważył stojącego za nim z kamienną niczym niezmąconą twarzą Arthura; który jakby w niemym znaku poparcia położył dłoń na ramieniu najmłodszego z ich obecnej w tamtym momencie razem - trójki, patrząc przy tym również twardo w oczy młodszego od siebie o trzy lata brata będącego naprzeciw jego osoby.
  Drugi w kolejności z braci jedynie wypuścił głośno powietrze nosem na ten widok i wściekle opuścił korytarz na parterze zostawiając ich samych sobie - we dwójkę.
  - Dyscyplina dyscypliną... ale on go niszczy, a nie kształtuje. - westchnął John po zniknięciu Toma, a Arthur go wreszcie puścił i stanął obok, przez co i młodszy rozplótł skrzyżowane wcześniej przez to wszystko ręce.
  - Wiem... - westchnął ciężko najstarszy z całego rodzeństwa.

SzóstyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz