6 "Sprawdzaj już dm'y."

2.7K 84 102
                                    

Michał

Obserwuję panoramę Kołobrzegu, paląc przy tym ostatniego papierosa z paczki. Opieram się łokciami o metalową balustradę, a palcami wolnej dłoni stukam po prostu o nią stukam. Potrzeba palenia, była moją jedyną potrzebą od kilkunastu dni. Paczka papierosów była wystarczająca. Nic innego nie było mi teraz potrzebne. Nie ograniczałem się tylko do nikotyny. Dodatkowo spalałem marihuanę na pewno w większych ilościach niż przez ostatnie trzy miesiące.

Teraz była bardziej potrzebna niż dotychczas.

Zaciągam się używką tak mocno, że od razu czuje mocne drapanie w gardle, co zmusza mnie do odkaszlnięcia. Wyrzucam do popielniczki, leżącej na stoliku obok, spalonego do połowy papierosa. Nie zastanawiając się nad niczym więcej, wracam do pokoju hotelowego.

Zaraz po wejściu do środka, dobiega do mnie rozmowa chłopaków. Wszyscy posyłają mi krótkie spojrzenia, zanim wracają do obgadywania swoich spraw. Nie trudno było mi się do nich przyłączyć, bo było ich słychać na balkonie.

– Długo będziesz jeszcze udawał? –  marszczę brwi, słysząc pytanie zadane przez Krzyśka. Zerkam na niego kątem oka. Wpatruję się we mnie z tą typową dla siebie poważną miną.

Kolejny raz będzie bawił się w najmądrzejszą osobę.

O chuj Ci chodzi?– - odzywam się spokojnym tonem.

– Nie ze mną te numery. - opiera się o drewnianą szafę, na której znajduje się wieszak z moimi ubraniami, przeznaczonymi na dzisiejszy koncert. –  Michu, my widzimy, że przejmujesz się tym pierdolonym rozstaniem. Nie próbuj nam pokazywać, że Cię to nie rusza, ale to nie ma sensu. My wiemy, że...

– Krzysiek, nie wiecie, kurwa, nic. –  przerywam mu, zmieniając ton głosu na ostrzejszy.

Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Spojrzałem na Krzyśka spojrzeniem wyrażającym zirytowanie całą tą sytuacją.

Możliwe, że miał racje. A nawet bardzo możliwe. Ale nie przyznam mu jej za żadne grzechy. Nie mam ochoty wysłuchiwać porad, które nie wniosą niczego do mojego życia. Wolę, żeby cały ten ból przeminął z wiatrem.

– To były dwa lata. –  kontynuuje, nie przejmując się moją postawą co do tej sytuacji. –  Wszyscy wiemy, że to będzie boleć. Nie udawaj, kurwa, twardziela. To ci nie wychodzi.

Mam zbyt duże ego, żeby przyznać mu rację.

– Musicie ciągle o tym rozmawiać? –  pytam, starając się nie używać chamskiego tonu. –  Wasze pierdolenie nie pomaga. Rozumiem, że chcecie pomóc, ale nie pomagacie, więc zajmijcie się, kurwa, swoim życiem. Wpierdalacie się do czegoś, czego już nie ma.

Z poddenerwowaniem chcę wyjść na balkon kolejny raz tego dnia. Kolejny raz w celu zapalenia papierosa, jednak w porę przypominam sobie, że wszystkie używki mi się skończyły. Opadam z powrotem na fotel.

– Na waszym miejscu, ogarniałbym się na koncert. –  zmieniam temat na bardziej dla mnie wygodny. –  Jest osiemnasta pięćdziesiąt dziewięć.  Zbierajcie się, bo się znowu spóźnimy.

– Spóźnienia są w naszym stylu. –  Franek parska śmiechem, podnosząc się przy tym z łóżka. –  Widzimy się na zewnątrz.

Kilka minut później wszyscy znajdujemy się w busie. W środku panuje głośna atmosfera, przez rozmowę prowadzoną przez resztę. Zajmuje miejsce obok Tadka, który jako jedyny jest w tym momencie cicho. Przegląda coś na swoim telefonie, dlatego też rozpoczynam rozmowę z WoLą.

Smutna buźka || MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz