𝟎𝟐. 𝐓𝐡𝐞 𝐕𝐢𝐥𝐥𝐚𝐢𝐧.

349 16 1
                                    

Słońce, rzucając jasno-żółte odcienie promieni, wpadało prosto przez mniejsze okno w samolocie. Padało ono prosto na moją twarz, przez co szybko obudziłam się ze snu i przetarłam oczy z lekkim grymasem. 

Sięgnęłam po telefon, który leżał na małym stoliku obok mnie by zobaczyć godzinę. Na ekranie blokady widniała właśnie piąta nad ranem, co oznaczało, że za nie dłużej niż godzinę samolot powinien wylądować w naszym celu. Lecieliśmy już od ponad pięciu godzin, nieźle dawało mi to w kość bo już nie mogłam wytrzymać w jednym miejscu. W pewnym momencie na mój telefon przyszło powiadomienie o nowej wiadomości.

od: alejandro.

Moglibyśmy spotkać się od razu kiedy wylądujesz? To bardzo ważne.

do: alejandro. 

Będzie 6 nad ranem...

od: alejandro.

W takim razie przyjadę po ciebie i zawiozę Cię do twojego hotelu. Wtedy pogadamy.

Od razu odpisałam chłopakowi, że spotkamy się kiedy będę na siłach, a ten dłużej nie protestując, zgodził się. Nie był zadowolony. 

Chłopak w ostatnimi momencie został powiadomiony, że załapał się na listę uczestników Mistrzostw. Nie wiem, czy nie wolałabym żeby jednak nie został na nią wpisany. Jak widać świat był dla mnie bezlitosny, a ja już ledwo potrafiłam to znosić.

Wczoraj wieczorem, przed moim wylotem miejsce miała nasza kolejna kłótnia, który skończyła się tak jak każde poprzednie. Chwilowa cisza, jak zwykle kończąca się późniejszym pojednaniem stron. Jednak zawsze wracaliśmy do relacji sprzed sprzeczki.

Czułam się dziwnie, zważając na to, że Alejandro nie zauważył, że między nami nie jest najlepiej. Starałam mu to jakoś pokazać, ale ten jakby w ogóle nie chciał ani nie próbował tego widzieć. Teraz było mi wszystko jedno. Dla mnie mogłoby się to nawet zakończyć, a ja nie czułabym większej różnicy. 

Było mi z tym strasznie źle, bo coś we mnie nie umiało całkowicie zrezygnować z tego związku. Kiedy już byłam o krok od wypowiedzenia słów "to koniec" strach przejmował całe moje ciało, a po tych dwóch słowach nie było już żadnego śladu w mojej głowie.

Pomachałam głową, by rozwiać niechciane myśli, odłożywszy przedmiot z powrotem na szafkę. Przetarłam oczy dłońmi ze zmęczenia i ponownie zamknęłam je z nadzieją na kolejną spokojną ale ostatnią godzinę spania. Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia, moje ciało kompletnie odmawiało wznowionego snu. Podróż, która mi została spędziłam na bezczynnym siedzeniu i wpatrywaniu się ślepo w małe, owalne okienko samolotu. 

Po wylądowaniu w stolicy Kataru, od razu zmęczeni skierowaliśmy się do naszego zarezerwowanego wcześniej hotelu. Położone wśród arabskich wydm miasto Doha o tej porze wyglądała zjawiskowo, co dopiero było początkiem bo pewnie późnym wieczorem zaczynała być nieziemsko piękna.

Oprócz personelu, który podróżował latającą maszyną, na pokładzie znajdowałam się ja i ojciec. Mama - Núria - została zatrzymana w Barcelonie z powodu lekkiej choroby mojej młodszej siostry Asi. Dodała, że kiedy dziewczynka podniesie się na zdrowiu, postara się przelecieć z nią oraz moim czteroletnim bratem Danem. Szczególnie na mecze Hiszpanii, których nie może opuścić. Sofía zaś już w Katarze przebywała od kilku dni wraz w przyjazdem uczestniczących piłkarzy. Dziewczyna stwierdziła, że nie może przeoczyć innych od meczów atrakcji.

Kiedy wszyscy dotarliśmy do swoich przygotowanych w idealnych porządkach pokoi, bez większego namysłu po szybkiej kąpieli runęłam na pościelone perfekcyjnie łóżko, tym samym rujnując jego ład i zanurzyłam się w krainie snu.

the night before the war┃ 𝐩𝐞𝐝𝐫𝐢 𝐠𝐨𝐧𝐳𝐚𝐥𝐞𝐳.Where stories live. Discover now