5 - "I love you like an alcoholic"

116 12 47
                                    

Szatyn siedział wpatrując się w budynki i ludzi obok których przejeżdżał, w radiu leciała cicho puszczona piosenka Vera'y Lynn, w którą czasem lubił się wsłuchiwać gdy miał zły humor, jednak to "czasem" zaczęło zdarzać się coraz częściej, częściej i częściej, aż w końcu stało się to codziennością.

– ♪ We'll meet again, don't know where, don't know when.♪ - słowa piosenki dźwięczały w uszach nadal zdruzgotanego szatyna, cały czas przed oczami miał obraz swojego cierpiącego przyjaciela, pierwszy raz widział jak to  wszystko przebiega, i powoli dochodził do wniosku, że wcale nie chciał się tego dowiedzieć, gdyby tylko mógł, wymazałby ten moment ze swojej pamięci. - ♪ But I know we'll meet again, some sunny day.♪

Chłopak przez ten cały czas zastanawiał się, czy kogoś z jego licznego grona bliskich to dotknię? Lub może TO dotknię też jego? Bądź może TO już go dotknęło, tylko jeszcze o tym nie wie?

– Will? - odezwała się matka chłopaka patrząc się na niego w lusterku samochodu. - Dobrze się czujesz? - kobieta zadała pytanie, które tak rzadko chłopak słyszał z jej ust.

Od kiedy cię to cholera interesuje? - warknął w myślach szatyn powoli przesuwając swój wzrok na kobietę siedzącą na fotelu obok szofera.

– W jak najlepszym. - mruknął tylko opierając głowę o szybę samochodu, odpiął swoje pasy przepasające jego klatkę piersiową gdy zobaczył kawałek swojego dużego białego mieszkania, gdy samochód zatrzymał się, szatyn jak poparzony z niego wysiadł i pędem wbiegł do mieszkania.

——————ू❁——————

Chłopak bez pośpiechu wchodząc do wysokiego budynku szkoły rozmyślał dalej o sytuacji z zeszłego weekendu, widokiem Matthew śnił mu się od tego czasu, co skutkowało, że szatyn budził się w nocy po kilka razy z krzykiem bądź płaczem.

Nigdy się mu to z resztą nie zdarzało, racja, widział na oczy o wiele gorsze rzeczy, wnętrza ludzkiego ciała, trupy, morderstwa i najokrutniejsze zbrodnie, jednak to poruszyło go najbardziej.

– Hej, kasztanku? - odezwała się siostra chłopaka lekkim i dbającym głosem, przezwisko "kasztanek" ciągnęło się za Will'em od prawie zaraja dziejów, otóż chłopak kiedyś miał..bardzo specyficzną fryzurę. Gdy Jane w wieku 5 lat go zobaczyła, nazwała go kasztankiem, czemu nie grzybkiem bądź muchomorem? Jane sama tego nie wie. - Wszystko okej? Wyglądasz jakby coś cię trapiło.

– Hę? - mruknął zdezorientowany chłopak patrząc na dziewczyne wyrwany z transu. - Nie, wszystko jest okej.

– Na pewno? - upewniła się dziewczyna kładąc rękę na ramieniu chłopaka. - Jesteś dzisiaj jakiś nie obecny.

– Nie martw się. - uspokoił ją chłopak. - Źle spałem, to tyle.

– No okej.. - mruknęła dziewczyna zdejmując swoją dłoń z barku brata. - ale pamiętaj, jakby co, to jestem. - uśmiechnęła się miło Jane, co sprawiło że Will nie zwlekał za długo, i na jego twarzy również zagościł lekki uśmiech.

Nie którzy nie wiedzieli, ale Jane tak naprawdę nie była prawdziwą siostrą chłopaka, była jego przybraną siostrą, jednak patrząc na nich nie odczuwało się tego, brunetka kochała swojego brata tak mocno, jakby był jej prawdziwym bratem, a Will kochał swoją siostrę tak ogromnie, że byłby zdolny dla niej zabić.. byłby.

Wchodząc dalej w głąb korytarza szatyn ujrzał wysokiego bruneta, z którym spotkał się w ubiegły piątek, jednak tym razem nie był sam, rozmawiał z wysokim czarnoskórym chlopakiem i trochę niższym od niego blondynem.

Chłopak kojarzył tylko czarnoskórego chłopaka, był to Lucas Sinclair, lider zespołu koszykarskiego, Will nie ukrywa że kiedyś się w nim kochał, jednak po tym, jak ujrzał niską rudowłosą przy jego boku, jak zwykle w tych sprawach, odpuścił.

nobody with somebody - BylerWhere stories live. Discover now