5. Śledzisz mnie?

3.6K 161 666
                                    

TRIGGER WARNING: uwaga, w rozdziale pojawiają się wulgaryzmy i odniesienia do przemocy seksualnej. Proszę o uważne czytanie, zwłaszcza osoby poniżej szesnastego roku życia, dziękuję.

Matka i jej parszywy narzeczony stawiają mnie przed faktem dokonanym, to jest koniecznością pojawienia się na balu z okazji ich zaręczyn, organizowanym w naszym domu w dzień Bożego Narodzenia. Dlatego z samego rana w Wigilię wyruszam na gorączkowe zakupy.

Oczywiście wiem, że narażam się na udrękę przedzierania się przez dzikie tłumy ludzi, usiłujących zrobić zakupy na ostatnią chwilę, ale nie mam innego wyjścia. Potrzebuję bardzo specjalnej kreacji na zanoszącą się na wydarzenie towarzyskie sezonu imprezę.

I jeszcze paru drobiazgów.

Jakkolwiek wypełniona nie byłaby moja garderoba, jestem pewna, że nie znajdę w niej tego, co pragnę założyć na siebie jutro wieczorem. Jeszcze nie wiem, co by to miało dokładnie być, ale znam się na tyle by ufać, że dowiem się, gdy tylko to zobaczę.

W dodatku, co tu kryć, potrzebuję w trybie pilnym zejść z oczu matce. Wczoraj podczas kolacji była na mnie taka wściekła, że jej spojrzenie prawie odmroziło mi skórę na policzkach.

Prawdopodobnie zaczęła już żałować ściągnięcia mnie do Miami. I bardzo dobrze.

Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, mamo.

Mam jeszcze odrobinę instynktu samozachowawczego, który każe mi wymknąć się z domu tuż po wypiciu szklanki soku pomarańczowego zamiast śniadania. Zresztą znów panuje u nas niemiły rozgardiasz, a przygotowania do balu wciąż są w toku.

Na moje szczęście Zelda nie należy do rannych ptaszków. Nie mówiąc już o tym, że chyba jeszcze nie wróciła do domu po tym, jak wczoraj, sina ze złości oraz zazdrości, odesłała mnie do rezydencji z kierowcą.

Sama wyszła z Hakkasan razem z Justinem i udała się do jego apartamentu, autem narzeczonego. Odrobić straty, jak sądzę, choć bardzo staram się nie myśleć, na czym to konkretnie musiało polegać.

Asher również nie wyglądał na uszczęśliwionego tym faktem.

◇◇◇

Siedzę teraz w Panther Coffee, w Wynwood, delektując się ich najpyszniejszą w mieście kawą i czekając na otwarcie moich ulubionych butików. Znana z barwnych murali okolica jest jedną z najmodniejszych dzielnic Miami.

I nic dziwnego, bo Wynwood Walls to galeria na świeżym powietrzu, w której prezentowane są wielkoformatowe prace najsłynniejszych artystów sztuki ulicznej. Przy pobliskich ulicach mieszczą się magazyny, zaadaptowane na mikrobrowary i nietuzinkowe galerie sztuki, które uwielbiam.

Młodzi amatorzy mody tłumnie odwiedzają tutaj eleganckie butiki odzieżowe, stylowe bistra i otwarte do późna bary, a dziś najwyraźniej ja znów jestem jednym z nich. I zaskakująco mi się to podoba.

Po niemal przeszło roku nieobecności w Miami, czuję się tu zupełnie inaczej, niż kiedy znałam to miasto jako nastolatka. To jednak smakuje odmiennie, włóczyć się po sklepach z koleżankami, dla zabawy, a być dorosłą, dwudziestoletnią kobietą, z misją kupienia poważnej kreacji na bal.

No, powiedzmy, że poważnej.

Dlatego rozkoszuję się moją coffee latte i z uśmiechem na ustach scrolluję ekran komórki, szukając w internecie inspiracji do stworzenia iście niezapomnianego outfitu. Nie od razu więc zauważam, iż obok mojej filiżanki ląduje talerzyk z posypanym prażonymi płatkami migdałowymi croissantem.

High Stakes ✔️Where stories live. Discover now