12

787 72 12
                                    

Ten ff ma więcej komentarzy niż gwiazdek. Trochę dziwne, ale mile zaskakujące. Zwykle jest na odwrót.

Nie lubię nazywać Remusa wilkołakiem, więc będzie likantropem, oki?

Jezu, ten rozdział jest dziki, tragicznie spartaczony i zboczony. I nie tak chciałam, żeby wyszła mi scena z Syriuszem, ale po fakcie. Opublikowane. Heh, zapraszam!

_+_+_

Zapukał czwarty raz, ziewając. Słońce wychylało się leniwie zza horyzontu, choć londyńskie ulice wciąż spowijał mrok. I smog.

Wreszcie usłyszał kroki. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, a w nich stanął zaspany Remus.

– Harry – ziewnął. – Uh, przepraszam, ale co robisz tutaj o... ósmej rano?

– Potrzebuję znaleźć coś w bibliotece.

– Czegoś konkretnego? – mruknął, sennie opierając się o framugę.

– Badam sprawę i potrzebuję znaleźć pewien... artefakt, by pozbyć się przeszkody – to była częściowo prawda, nazywając Voldemorta przeszkodą, a sposób na pokonanie go - artefaktem. Ale Harry i tak źle się czuł, okłamując Remusa w twarz.

– Dobrze, wejdź – likantrop przepuścił Harry'ego w drzwiach. Ściany korytarza zostały ogołocone z makabrycznych głów skrzatów domowych, a portret pani Black zniknął, spalony podczas napadu złości Syriusza. – Jesteś głodny?

– Nie, dzięki. Zjadłem przed wyjściem. Kawą jednak nie pogardzę – wspomniał, zasiadając przy stole. Remus umiejscowił się naprzeciwko, a na blacie pojawił się pełen kubek.

– To nazywa się już uzależnieniem – mruknął Remus, wpatrując się w gorzki napój, którym delektował się młodszy mężczyzna.

– Cicho, uzależnieniem można nazwać wiele rzeczy, ale na pewno nie miłość do kawy – odparł, prychając. – Stworek jeszcze żyje – stwierdził, rozpoznając po nietypowym smaku kawy, która była nieco... przestarzała. Jak cały ten dom.

– Ledwie – potwierdził Remus. – Jest już stary, ale dobrze nam służy. Nie forsujemy go zbytnio.

– Hmm – wziął kolejny łyk czarnego napoju. – Gdzie Syriusz?

– Wiesz, że o tej porze nie zastaniesz go na nogach – zaśmiał się Remus. – Śpi do dziesiątej i wcześniej nie wstanie.

– Chyba mam to po nim – mruknął z rozbawieniem Harry. – Lubię spanie, choć ostatnio nie miałem regularnych drzemek.

– Słyszałem. Musisz mieć urwanie głowy w pracy. Śmierciożercy zrobili się odważni – rzekł ponuro Remus i w tej chwili do kuchni przyczłapał Syriusz. Nie było jeszcze nawet dziewiątej! Chyba głośna rozmowa musiała go obudzić.

Syriusz ziewał szeroko, mrugając i trąc palcami zaczerwienione powieki. Ubrany był tylko w bokserki, a owinięty wokół jego pasa kocyk wlókł się za nim po podłodze. Nagi tors zaśmiecały drobne blizny, lecz wcale nie ujmowały mężczyźnie urody.

– Syri... – westchnął Remus, kręcąc głową z pobłażaniem. – Mogłeś przynajmniej ubrać spodnie.

– Przecież lubisz mnie bez ubrań – wytknął mężczyzna, odrzucając luźne włosy na ramię. Sięgały mu do łopatek.

– Lubię – przyznał Remus, błyskając złotem w brązowych oczach.

– Cóż... – Black uśmiechnął się niecnie i zrzucił koc na podłogę. Podszedł do Remusa, kręcąc biodrami i zahaczając kciukiem o gumkę majtek. – Może w takim razie...

Imiona naszych dusz || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz