2. Begonia, Słonecznik, i hiacynt

12 2 1
                                    

Tak jak panna Lasair powiedziała tak się stało.
Elwira została na kładce schodowej a młodzieniec siedział na drewnianym krześle przed kanapą na której siedziała właścicielka domu.
Agnes nie przywitała gościa jak powinno się witać. Kazała Archibaldowi zająć najmniej wygodne miejsce w domu kiedy sama usiadła na kanapie o sporej ilości poduszek ozdobnych. W jednej dłoni trzymała filiżankę herbaty a w drugiej długopis.
Nie zaproponowała Archiiemu nic do picia i jedzenia, ponieważ uważała że jest intruzem który podstępem wparował do jej domu.

Tworzyła notatki i myśli skrótowe, jak kiedyś kiedy próbowała roazyfrować zagadki.
Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo to stresuje niebieskookiego gościa który nerwowo splatał palce mokre od potu, co chwila spoglądając za okno gdzie w najlepsze szalała ulewa.

— Możesz kontynuować. Moja siostra..— jej głos sprwił że chłopak się wdrygną.

Nigdy w życiu nie przypuszczał że tak bardzo się zestresuje. Odwaga która zawsze mu towarzyszyła nagle cała wyparowała, za sprawą osobowości pani Lasair.
Próbował wziąć się w garść, by zdobyć się na przekonującą argumentacje przekonującą do propozycji jaką miał zamiar zaproponować. Lecz wszystkie przemowy i poukładane myśli zaczęły plątać się. Uświadomił sobie że nie zdoła przekonać Agnes Lasair do swoich poglądów i decyzji.

Jej zdeterminowana mina, władcza poza i przekonanie w swoje racje podkopała pewnoś chłopaka. Ona była wstanie, dojść do każdej prawdy nawet za najwyższą cenę. Agnes była nie doceniana, tylko krytykowana przez co ludzie nie widzieli jej nie zachwianej determinacji na głupotę.
,,Była niezwykła. Czemu nikt inny tego nie dostrzegał?" Myśl przeraziiła chłopaka.

Agnes cierpliwie czekała aż brunet zbierze się na odpowiedź. "Cierpliwie" oznaczało by nie rozszarpać chłopaka z niepokoju o siostrę. ,, Czyżby... Czyżby Merozja zmarła.." krew odpłyneła z jej twarzy. ,,Poczółambym że nie żyje, to moja bliźniaczka ."

— Merozja, jest w poważnym stanie. — wydawało mu się że wraz z siostrą Merozji przestali oddychać.— Resztę informacji powiem jeśli pani zgodzi się współpracować — Nie tak planował by słowa się potoczyły ale efekt przynosiło taki sam jednakże mniejszą grzecznością przekazane.

— Skoro to wszystko to żegnam. — nie tego spodziewał się usłyszeć chłopak.

— Co?

— O matko..— Lasair westchnęła i pokręciła głową.— Mówię żebyś się wynosił.

— Nie zależy pani na dowiedzeniu się więcej? Niepowiedziałem nawet o jaką współpracę chodzi..— Pani Lasair otworzyła drzwi domu czekając na reakcję Archibalda.

— Sama się dowiem informacji, bez zgadzania się na tak zuchwały szantaż.— Elwira z zaciekawieniem przyglądała się tej scenie.

Dziewczyna zrozumiała, że ulgowo z bliźniaczką nie dało się dojść do porozumienia. Póki Agnes była skupiona na Archibaldzie wyciągneła z kieszeni mała zawartość buteleczki z płynem powodującym okropne halucynacje. W dużej ilości powodowały niepowrotną utratę rozumu. Taka schizofrenia tyle że znacznie silniejsza.
Elwira powoli bez odznak jakiegokolwiek ruchu otworzyła buteleczkę. Wzięła zamach, lacz dłoń z buteleczką, zatrzymały kościste palce brunetki, boleśnie wpijała swoje paznokcie w skórę Elwiry.
Syk bólu rozszedł się po klasce schodowej.

— Jak śmiesz celować we mnie tym paskudztwem?! To sataniludificationes, nie zabawka. Skąd to macie?!— o małny włos a padłaby ofiarą sataniludificationes, silne patogeny niszczące ludzki umysł doprowadzając do skrajnych urojeń.— Gdzie są wasi rodzice??

— W laboratorium. Pewnie nawet niezauważyli że nas nie ma.— posępny wyraz twarzy chłopaka był taki sam jaki posiadała za dawnym lat pani Lasair.— Niech mnie pani wysłucha do końca. Kiedy wszystko powiem odejdziemy. Przyżekam.

Bliźniaczki LasairWhere stories live. Discover now