Rozdział 25

1.3K 43 2
                                    

— No cudownie. — odezwał się Aeron widząc przed sobą zwłoki mężczyzny.

Przybył na miejsce tak szybko jak tylko mógł zaraz po telefonie Vincenta, ale nie spodziewał się akurat takiego widoku.

Podszedł bliżej ciała przypatrując się mu niczym dziełu. Lubił podziwiać martwe osoby doszukując się w nich odpowiedzi.

— Kto go tak załatwił? — zapytał patrząc najpierw na Vincenta, a później trzęsącą się Valentine w jego ramionach. — Ptaszek. — lewy kącik jego ust drgnął ku górze.

Calvaro zaś miał poważną minę i starał się panować nad sytuacją podczas, gdy jego żona ze łzami w oczach spoglądała jedynie na zabitego mężczyznę.

— Ciekawie. — znowu odezwał się Aeron, który nic sobie nie robił z zaistniałej sytuacji.

— Daruj sobie teraz komentarze i nam pomóż. — powiedział Vincent.

Obaj mężczyźni zaczęli rzucać sobie harde spojrzenia, dopóki ich uwagi nie odwróciła dziewczyna wyrywająca się z ramion bruneta i pędząca w stronę samochodu.

Widzieli jak otwiera sobie drzwi i wsiada do środka pozostawiając ich dwójkę samych.

— Gdzie idziesz?

Po chwili zaczął także odchodzić Calvaro.

— Muszę wyczyścić wszystkie nagrania z kamer. — rzucił szybko odbiegając.

Aeron również wszedł do pojazdu opadając głową na fotel i wzdychając ciężko.

Siedzieli tak chwilę, w której było słychać płacz Valentiny i szybsze oddechy Marqueza.

W tym momencie dziewczyna nie wiedziała co mówić. Na małą chwilę zawiesiła się z otwartą buzią, a jedyne co zdołała powiedzieć to:

— Wiem, że porywasz kobiety takie jak ja.

Nie rozumiała, dlaczego akurat to zdanie wypadło z jej ust. Przed chwilą zabiła człowieka, a teraz chciała po prostu porozmawiać z Aeronem.

— Och, Vincent ma krótki język. — usłyszała jego śmiech.

Był niski tak samo jak jego głos, ale także szczery.

Nie patrzył na nią tylko rozglądał się na boki wyczekując jej męża. Czując, że wystraszył dziewczynę postanowił nietrafnie zażartować.

— Spokojnie, na razie jestem zajęty inną, ale kto wie Valentino. kręcą mnie morderczynie, więc uciekaj, bo jak się zakocham nie zostawię, aż do końca.

— Końca czego? — wyrwało się dziewiętnastolatce.

— Brzmisz jak Jordan. — ponownie się zaśmiał, lecz tym razem było to przyjemne dla ucha delikatne zaśmianie.

Brunetka dostrzegła jak uwydatnił szereg śnieżno— białych zębów zaczynając zagryzać dolną wargę na myśl o tamtej dziewczynie.

— A jaka jest Jordan? — dopytała śmiało.

— Tak jak ty ma ciemne włosy, ładny szczery uśmiech choć jeszcze nigdy przy mnie się nie zaśmiała. Lubię patrzeć w jej oczy, bo ma heterochromie. Jest niewiele niższa od ciebie i... — zawiesił się powoli odwracając do tyłu.

— I? — dopytała normując swój oddech.

Zaczął patrzeć niezrozumiałym spojrzeniem na brunetkę z tyłu. Siedziała na środkowym siedzeniu tylnej kanapy. Jej włosy były potargane oraz brudne od ziemi. Twarz również była, lecz to nie przeszkadzało mu, by dokładnie ją zobaczyć.

Zobowiązani życiem 18+Where stories live. Discover now