XXXVI

21 2 0
                                    

Spojrzała na niego lekko zdziwiona, krzywiąc się przy tym lekko. Czasem Caden zachowywał się dziwnie. Bo inaczej ująć tego nie umiała. Bywał porywczy. I robił rzeczy szalone. Co zdecydowanie w jej oczach dodawało mu uroku. Lubiła takie spontaniczne zabawy. Pociągała ją myśl, że chce ją wszędzie. Kochała być pociągająca dla innych.

Ruszyła w stronę sali. Przekroczyła jej próg, idąc w stronę stolika. Kątem oka zauważyła, że Caden stał przy barze. Zapewne zamawiając kolejny alkohol. Nieco niechętnie usiadła na kanapie, ignorując obecność reszty.

— Powiedz mi szczerze. — Poprosiła Cassi jako jedyna zauważając jej obecność. — Dlaczego się z nim zadajesz?

— Co to w ogóle za głupie pytanie? — Dopytała, unosząc jedną brew. Nie rozumiała dlaczego pyta. W końcu to raczej było oczywiste.

— Pieniędzy nie ma. Pracuje w trzech miejscach, żeby się utrzymać. Najprzystojniejszy też nie jest. Więc dlaczego on? — Doprecyzowała, na co ta uniósł jedną brew widocznie zdegustowana. — Nie patrz tak. Wydajesz się pusta. Masz jakieś dziwne poczucie wyższości. Więc czemu Caden, a nie jakiś dziedzic fortuny?

— Wydaje ci się, że wiesz wszystko. Jednak nie wiesz nic. — Zapewniła, zakładając nogę na nogę. — Poza tym spójrz na siebie. Sama patrzysz na mnie z góry. Nie jestem święta. Jestem okropnym człowiekiem. I was nie lubię. Jednak wy to nie on. W końcu nawet złoto leży otoczone ziemią.

— Wiesz co? Jesteś tą złą. Podłą szmatą, która w końcu zostanie zastąpiona jakąś kochaną niziutką blondyneczką. — Oświadczyła, na co ta wzruszyła ramionami.

— Lub on straci dla mnie głowę.

Rudowłosa nic już nie powiedziała. Jedynie skrzywiła się z niesmakiem. Caden w tym czasie zdążył wrócić. Ponownie zajął miejsce obok Saren obejmując ją ramieniem. Ona oparła się o jego ramię, uśmiechając się szeroko. Cassi widocznie nie mając ochoty na to patrzyć, podniosła się z kanapy i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.

— A jej co jest? — Spytał blondyn, na co brunetka jedynie wzruszyła ramionami.

— Napijmy się, bo już robi się nudno. — Zasugerował Gavin stawiając przed wszystkimi kieliszki z alkoholem.

Saren opróżniła kieliszek tak jak cała reszta. Pili kolejne kolejki w międzyczasie gadając coraz większą głupoty. Alkohol pomógł im się otworzyć. I tak stworzenie prosto z piekieł słuchało o kredytach i kolejnych nieudanych związkach. Co było dla niej kompletnie niezrozumiałe. Jednak nic nie powiedziała. Słuchała kolejnych zażaleń czekając aż to Caden się otworzy. Mimo wszystko musiała pamiętać, po co tutaj była. Chciała być królową piekła. Pragnęła tego przez wieki i nie mogłam odpuścić z powodu jakiejś śmiertelnika.

— Gdzie Cassi? — Mruknęła Margo już lekko podpitym głosem. Nagle jakby wszyscy sobie o niej przypomnieli.

— Znajdę ją, wy tu siedźcie. — Poleciła brunetka, wychodząc z loży. Ruszyła w stronę, w którą Cassi wcześniej wydawała się iść.

Tak odnalazła toaletę. Weszła do środka i wtedy zobaczyła to, co nawet w niej wywołało obrzydzenie. Podeszła bliżej a jej oczy mimowolnie zmieniły kolor.

— Zostaw mnie. — Warknęła Cassi wyrywając się całkiem postawnemu mężczyźnie.

Saren złapała go za ubrania i oderwała go od dziewczyny. Z niesamowitą łatwością rzuciła nim o ścianę. Powoli odwróciła się w jego stronę i równie wolno podeszła do niego. Uklękła i spojrzała prosto w jego oczy.

— Jeszcze raz dowiem się, że robisz coś takiego, o skończysz bez głowy. Dosłownie. — Ostrzegła, uśmiechając się szeroko. Jej oczy cały czas były czerwone, co wzbudziło w mężczyźnie strach. Ogromny niemal nieopisywalny strach.

Powoli podniosła się z ziemi, mocno kopiąc go w głowę. Pewnym krokiem podeszła do rudowłosej i zmierzyła ją od góry do dołu uważnym spojrzeniem. Takim, które nie jednego wprawiłoby w zakłopotanie.

— Coś Ci się stało? — Spytała z troską, której sama się po sobie nie spodziewała.

— Nic mi nie zrobił. — Zapewniła poprawiając koszulkę, która miała na sobie. — Wróćmy do reszty. — Mruknęła, ruszając do drzwi. Saren jednak złapała jej rękę, by ją zatrzymać.

— To, co widziałaś. — Zaczęła jednak nie dane jej było dokończyć.

— Nic nie widziałam. Ty masz swoje tajemnice, ja mam swoje. — Wyjaśniła, na co ta ją puściła.

Cassi wyszła z łazienki, a ona ruszyła za nią. Kiedy dostała do stolika ta już opróżniała pierwszy kieliszek. Za to Ezra stał na stole, tańcząc i się rozbierając. Nawet tego nie komentując usiadła na kolanach Cadena zakładając ręce na jego kark.

— Żebyś patrzył na mnie tak jak na niego. — Mruknęła do ucha blondyna, uśmiechając się szeroko. — Spałeś z nim kiedyś? — Dopytała, na co ten spojrzał jej w oczy.

— Kiedyś. Dawno temu. — Przyznał, obejmując ją w pasie. — Jednak to nic nie znaczyło. I było kiepsko. — Dodał, na co ta parsknęła śmiechem. — Nie śmiej się, jakby każdy twój seks był udany.

— Bo był. — Zapewniła, uśmiechając się cwaniacko. — A z tobą zwłaszcza. — Wyznała pod wpływem impulsu.

Wtedy Ezra złapał jej ramię ciągnąć ja na stolik. Niewiele myśląc stanęła na nim, przy okazji omal nie przewracając się przez wysokie buty. Brunet zaśmiał się przez to, lekko łapiąc ją mocniej. Zabrał ręce z jej ciała i chwycił jej dłoń, obracając ją wokół własnej osi. I wtedy stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Cassi weszła na stół. Złapała dłońmi policzki Saren i połączyła ich usta. Całowały się dłuższą chwilę. Do momentu, w którym Caden wstał z kanapy i odszedł widocznie zirytowany.

Brunetka zeskoczyła ze stołu i za nim poszła. Dogoniła go szubko i złapała. On odwrócił się w jej stronę, spoglądając na nią zirytowany. Ona przekręciła głowę, odgarniając włosy z twarzy.

— O co chodzi? — Spytała, widocznie nie rozumiejąc jego zachowania.

— Serio nie wiesz? — Dopytał, krzywiąc się przy tym lekko. — To tak oczywiste, że idiota by się zorientował.

— Widocznie jestem idiotką. — Zauważyła, rozkładając ręce. — Po prostu mi wytłumacz, o co chodzi.

— Uważasz, że to w porządku? Tak pogrywać sobie z ludźmi... Kurwa może jestem przewrażliwiony. Jednak źle mi z tym że najpierw zachowujesz się jakby coś między nami było, a potem całujesz się z Cassi. — Zauważył, na co ta momentalnie ucichła. Był zazdrosny? Prawdopodobnie tak.

— Nie wiedziałam. Nigdy nikt nie był o mnie zazdrosny. — Przyznała, podchodząc bliżej niego. — Nie znam się na emocjach ani na związkach. Żadne wytłumaczenie, jednak jeśli o to chodzi jestem idiotką. Nie umiem się postawić na miejscu drugiej osoby i nigdy nie byłam na etapie, na którym ktoś wymagał ode mnie wierności.

— Chyba nie powinienem reagować tak gwałtownie. — Przyznał, biorąc głęboki wdech. — Jednak ty się tak nie zachowuj. Zdecyduj się, chcesz czegoś czy to tylko zabawa.

— Gdyby to była zabaw nic bym Ci nie wyjaśniła, tylko uciekła. — Zapewniła, przyciągając go bliżej siebie. — Dopiero uczę się, czym są emocje. Chociaż żyje już kilkaset lat.

— Wiek nie decyduje o dojrzałości emocjonalnej... Po prostu więcej tak nie rób, bo to nie porządku. Jeśli chcesz dalej ze mną coś budować, nie możesz obmacywać innych.

— Rozumiem. — Mruknęła ruszając z powrotem do stolika.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to początek jej końca.

Sinners And Mortals Where stories live. Discover now