XLII

8 2 0
                                    

Uchyliła powieki obudzona przez dźwięk głośnej muzyki dochodzącej z dołu. Podniosła się z materaca i zeszła na dół przeczesując kompletnie zmierzwione włosy. Stanęła w drzwiach kuchni i uśmiechnęła się mimowolnie widząc Cadena, który robił śniadanie bujając się do dźwięków muzyki. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że przeżyje coś takiego. Obudzi się w ciepłym łóżku. Zejdzie po schodach do kuchni i zobaczy faceta, na którym jej zależy. Robiącego im śniadanie przy dźwiękach muzyki. I całkiem szczerze nigdy nawet o tym nie marzyła. Nie sądziła nawet, że mogłaby czuć się dobrze w takiej sytuacji. A jednak było cudownie.

— Masz dobry humor. — Zauważyła, opierając się o framugę drzwi.

— Tak. Zacząłem czuć się dziwnie normalnie ze świadomością, że polują na nas anioły. Ty jesteś księżniczką piekieł. A bóg istnieje. Chociaż nie do końca rozumiem, jaka jest jego natura. — Przyznał, wzruszając ramionami. — Jak to z nim w końcu jest?

— Bądź moralny. Rób wszystko w zgodzie ze sobą. Tyle wystarczy. Boga nie obchodzi jakiej jesteś orientacji, która jego wersję wyznajesz a tym bardziej jaki kolor ma twoja skóra. Liczy się tylko to czy ostatecznie może spojrzeć na ciepie i powiedzieć "nie był idealny, ale był dobry". Chociaż się nie lubimy, muszę przyznać, że jest sprawiedliwy i dobry przynajmniej dla ludzi. — Zapewniła, podchodząc do blondyna. — Tyle ci wiedzieć wystarczy.

— Uznam, że to wystarczająca odpowiedź na moje pytanie. — Oświadczył, obracając się do niej przodem. — Co zrobisz z tymi aniołami?

— Pewnie niedługo odejdę. To rozwiąże twoje problemy. — Wyjaśniła, kompletnie ignorując dziwny ucisk w klatce piersiowej. — Nie chce odchodzić. Naprawdę. Jednak nie mogę pozwolić by piekłem zawładnął mój brat, bo to byłoby koniec wszystkiego.

— Niewiele z tej waszej wojny rozumiem. Wiem jednak, że jeśli uważasz swojego brata za wariata, to zapewne nim właśnie jest. — Zapewnił, na co ta skinęła głową. — Będę tęsknił, nawet jeśli to dziwne.

— Ja jeszcze nie odchodzę. — Zauważyła, krzyżując ramiona na piersiach. — Jednak miło, że będziesz o mnie pamiętał.

— Takiej osoby jak ty nie da się zapomnieć. I sam nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz odwrotnie. — Stwierdził, na co ta ponownie wzruszyła ramionami.

Myśl, że będzie o niej pamiętał, była miła. Jednak nie była pewna czy dla niego znaczyło to coś dobrego. Nie chciała bowiem mącić mu w głowie. A tym bardziej zatruwać jego życie.

— Zależy jak potraktujesz te wspomnienia. — Stwierdziła, podchodząc bliżej niego. — Jako coś, co przeminęło i jest tylko przeszłością. Czymś, co jest już dawno za tobą. Czy raczej jak coś, co trzyma cię w tej przeszłości. I nie pozwala ruszyć dalej.

— O tym przekonamy się dopiero za jakiś czas.

Złapał jej ręce i obrobił ją tak, by stanęła do niego tyłem. Przyciągnął ją w swoją stronę tak, że oparła się plecami o jego klatkę piersiową. Saren parsknęłam na to, śmiechem uśmiechając się blado.

— Nie bądź tandetnym romantykiem. To nie dramat Szekspira. — Zauważyła, przymykając powieki.

— Więc czemu mówisz, jakby obsadzili cię w jego sztuce? — Dopytał, ponownie ją obracając.

Tańczyli, tak jak mieli w zwyczaju. To było to, za co wiedziała, że będzie go pamiętać i za dwieście lat. Te rzeczy, które były tylko ich i które jednoznacznie kojarzyły jej się tylko z nim.

— Niedobre to. — Mruknęła, kiedy ten nakarmi ją przygotowanym przez siebie jedzeniem.

— To ty jesteś wybredna. Jednak czego innego spodziewałam się po księżniczce. — Rzucił widocznie oburzony, sam jedząc przygotowane śniadanie. — Jest dobre. To tylko twoje wymysły zmoro nieczysta.

— Żadna ze mnie księżniczka. — Zapewniła, zakładając nogę na nogę. — Jestem nową matką demonów i następną królową piekła. — Zapewniła, chociaż zaczęła w to powątpiewać.

Teraz wiedziała już tylko jedno. Musiała znaleźć nową duszę. Bo chociaż jej się to nie podobało nie była w stanie poświęcić Cadena. Zrozumiała, że coś ich łączy. Coś, przez co nigdy w życiu nie mogłaby zrobić mu krzywdy. A tym bardziej skazać go na wieczne cierpienia.

— Jestem córką króla więc jesteś księżniczka. Czy tego chcesz, czy nie. — Zapewnił, ubierając na siebie spodnie. — W piekle znają łacinę?

— Tak. Tym językiem zazwyczaj demony zwracają się do ludzi. — Wyjaśniła nawet już niezdziwiona jego pytaniem.

— Princeps Inferorum. — Przeczytał z ekranu telefonu w nieco pokraczny sposób. — Tak brzmi twój tytuł według tłumacza.

— Bo ten twój tłumacz jest naprawdę dobrym źródłem wiedzy. — Mruknęła, przewracając oczami. — A twoja wymowa jest wręcz śmieszna. No, ale niech Ci już będzie. O której dzisiaj wrócisz?

— Pewnie dopiero koło dwudziestej. Czeka mnie cholernie dużo pracy. — Zdradził, na co ta skinęła głową. — Ty się w końcu tutaj zanudzisz.

— Jakoś sobie poradzę. Tym nie musisz się przejmować. — Zapewniła, schodząc z kuchennego blatu. — Pewnie poprzeglądam te twoje pudła z garażu.

— Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale są tam jakieś religijne rzeczy mojej matki. Więc na to uważaj. — Zasugerował, na co ta skinęła głową.

— To mnie nie zabije. Jednak nie ukrywam, że przebywanie w towarzystwie takich rzeczy mnie irytuje i nieco osłabia. Ostatecznie jednak nie są w stanie jakoś straszliwie mnie skrzywdzić. — Zapewniła, podnosząc z ziemi jego kurtkę. — Mógłbyś tutaj posprzątać. I przestać rzucać rzeczy na ziemię.

— Może, ale tylko może nad tym popracuje. — Stwierdził, na co ta przewróciła oczami. Zabrał od niej kurtkę i pocałował ją krótko w usta. — Jednak niczego nie mogę Ci obiecać.

— Ach dziękuję Ci za tę łaskę. — Mruknęła, starając się ukryć w jak wielkie zakłopotanie, wprowadził ją tak gest.

— Och nie musisz. — Zapewnił uśmiechając się w ten charakterystyczny sposób, który ta wyjątkowo lubiła. — Do później. — Rzucił, wychodząc z domu.

Saren od razu udała się do piwnicy. Otworzyła pierwsze pudło z brzegu i jak na złość znalazła w nim figurkę anioła. Skrzywiła się lekko niemal jak na zawołanie przypominając sobie o aniele stróżu, którego nadal więziła. Jej dłonie zaciągnęły się nieco mocniej na przedmiocie, który z dużym impetem odłożyła na regał.

Niczym piorun uderzyła w nią świadomość tego, co zrobiła. Jak bardzo go skrzywdziła. Od tego zaczęła się ich znajomość. Może nie znała się dobrze na zdrowych relacjach, jednak była przekonana, że nie powinny one tak wyglądać.

Ich relacja od samego początku skazana była na porażkę trochę przez jej głupotę trochę przez przeznaczenie.

Sinners And Mortals Donde viven las historias. Descúbrelo ahora