.・゜5. ゜・ *

8 6 0
                                    

Rok później.

Było dość pochmurne popołudnie kiedy Lilianie udało się dotrzeć do ich sekretnego miejsca. Miejsca Jikyo i jej. Chłopak był wciąż w sierocińcu, ale młodzi znaleźli miejsce, w którym często się spotykali. Wilkinson pokonywała dzielące ich kilometry, nie było to tak daleko i nigdy nie sprawiało jej to trudności. Cieszyła się tym, bo dzięki temu mogła spotykać się z Jikyo.

Cały plac sierocińca był otoczony dość starą, wysoką siatką. Na tyłach budynku, za placem zabaw i innymi szopkami znajdywało się ciasne przejście, które pokryte było wieloma krzakami i zarośnięte drzewami. Nikt nigdy nawet nie próbował się tam przedostać, sądząc, że nie ma tam nic poza brudem, pajęczynami i innymi robakami. Stało się to całkiem zapomnianym miejscem, z którego korzystali Jikyo i Lily. Chłopak zakradał się tam o ustalonej porze, upewniając się, że nikt go nie widzi. Było tam dość mało miejsca, ale wystarczało.

Nastolatek właśnie przedarł się przez gałęzie drzew i krzewów, i dotarł do celu. Po drugiej stronie siatki czekała już na niego Liliana.

Trawa w małym zakątku była już ugnieciona od ich wspólnych spotkań. Cała skrytka miała trójkątny kształt. Była pokryta trawą, i tak jak wcześniej porastały ją krzewy i drzewa.

Nastolatków dzieliła jedynie siatka, która była na tyle stara, że młodzi planowali ją pewnego dnia rozciąć.

- Już myślałam, że nie przyjdziesz. – powiedziała rudowłosa kładąc dłonie na siatce.

- Nie, no co ty. – odparł z uśmiechem chłopak i usiadł naprzeciwko niej.

- Co się stało? – spytała zmartwiona widząc jego podrapaną twarz i podbite oko.

- A, to... - dotknął rany i spojrzał na towarzyszkę. – Nic takiego. – machnął ręką. – Wiesz... W końcu wyglądam inaczej niż oni. Ich zdaniem jestem dziwny, bo mam inne oczy niż oni. – mówił, a jego słowa zdenerwowały Lily. – W końcu mam pochodzenie koreańsko-amerykańskie. – westchnął. – Zawsze czepiali się mojego wyglądu.

- Co za idioci. – prychnęła Wilkinson.

- Ta, no cóż. – spuścił głowę. – Może mają rację.

- Nie. – przerwała mu od razu czym przykuła jego uwagę.

- Zawsze się tego czepiali i wyzywali mnie od dziwadeł. – pokręcił głową. – To chyba norma u nich.

- Nie słuchaj ich. – mówiła rudowłosa. – Wcale nie mają racji, a to, że wyglądasz nieco inaczej... - przecisnęła dłoń przez siatkę i wzięła przyjaciela za rękę. – Dla mnie wyglądasz dobrze. I uwielbiam twoje oczy. – dodała z uśmiechem, który ten odwzajemnił.

- Nawet te podbite? – zaśmiał się cicho co ona odwzajemniła.

- Nawet te. – skinęła głową spoglądając na ich dłonie. Jikyo splótł ich palce razem.

- Wiesz, Lily. – Park przysunął się nieco bliżej i spojrzał jej głęboko w oczy. – Niedługo będę pełnoletni i będę mógł stąd wyjść. – powiedział. – Czy... Nadal chcesz iść razem ze mną?

Co prawda Jikyo mógł po prostu uciec z sierocińca, ale wolał nie sprawiać ani sobie, ani nikomu innemu więcej problemów. Poza tym, będąc dorosłym będzie mu łatwiej pozałatwiać odpowiednie sprawy. Sam Park miał tak samo jak Lily, nieco odłożonych pieniędzy, które miały się przydać na później. Nastolatek odziedziczył trochę pieniędzy po zmarłych rodzicach jak i również rodzina zastępcza dawała mu trochę kieszonkowych, które ten po cichu zwrócił, by jego rodzina mogła ich użyć dla siebie. Sami ledwo wiązali koniec z końcem więc Jikyo wolał pieniądze zostawić dla nich. Chociaż jako niewielką pomoc.

- Tak. – odpowiedziała od razu co wywołało ciepły uśmiech na jego twarzy. – A czy ty chcesz bym z tobą poszła?

Park sięgnął dłonią przez siatkę i odgarnął kosmyk jej włosów z twarzy.

- Chcę. – powiedział tak bardzo miłym głosem.

Młodzi wpatrywali się w siebie nawzajem przez dłuższą chwilę. Zapomnieli o reszcie świata i teraz skupiali się tylko na sobie. Znali się już od dłuższego czasu, a z dnia na dzień, ich uczucia stawały się silniejsze. Czasami sami nawet bali się do nich przyznać.

- Mam coś dla ciebie. – powiedziała rudowłosa po czym sięgnęła do swojej torby i pokazała mu książkę. – Dazai Osamu 'Zatracenie'. – przeczytała dumnie. – Zanim stąd wyjedziemy, nauczę cię porządnie czytać. – uśmiechnęła się do niego. – Kiedyś to ty mi ją przeczytasz na głos. – wskazała na książkę.

Jikyo miał spore problemy z czytaniem. Pisanie szło mu całkiem dobrze, ale czytanie to była dla niego czarna magia. Już od najmłodszych lat miał z tym problem, a gdy Liliana się o tym dowiedziała, od razu zaoferowała pomoc. Park się zgodził i w chwilach, gdy się spotykali, Wilkinson pomagała mu w nauce.

- Zgoda. – odparł chłopak po chwili. – A czy ty dalej ćwiczysz grę na skrzypcach? Obiecałaś mi coś, pamiętasz?

- Właściwie to, ojciec rozwalił moje skrzypce. – powiedziała z nutką smutku w głosie. – Ale zagram dla ciebie, tak jak obiecałam. – uśmiechnęła się do niego po czym sięgnęła do swej torby i wyjęła wspomniany instrument. – Pożyczyłam ze szkoły. – wyjaśniła. - Nie usłyszą nas? – zerknęła na sierociniec.

- Nie, spokojnie. – odparł czarnowłosy. – Jest tam teraz dość głośno. Młodzi bawią się na placu, a reszta nieźle hałasuje w środku.

- W porządku. – skinęła głową i zaczęła stroić struny. – Co chcesz żebym ci zagrała?

- Kołysankę. – odparł czym przykuł jej uwagę.

- Huh? – zdziwiła się.

- Chcę usłyszeć tą twoją piosenkę. – powiedział z uśmiechem. – Całość.

- Ona nie ma jeszcze słów...

- Ale ma melodię. – wtrącił i usiadł wygodniej. – Zagraj ją dla mnie. – mówił miło. – A gdy znajdziesz słowa, zaśpiewaj mi.

Lily poczuła, że zaczyna się rumienić. Czasami traciła głowę w obecności Jikyo. Musiała chwilę odczekać by zapanować nad własnymi emocjami. Gdy jej się to udało, ułożyła odpowiednio skrzypce i cicho westchnęła.

- Ale to nie jest dopracowana piosenka... - próbowała szukać wymówki.

- Wciąż chcę ją usłyszeć. – mówił z uśmiechem.

Kobieta wiedziała, że z nim nie wygra więc dała za wygraną i powoli zaczęła grać swoją melodię. Skupiała się na piosence i instrumencie więc nie widziała reakcji Jikyo. Jednak chłopak słuchał jej jak zahipnotyzowany. Obserwował każdy jej ruch, a sama melodia była tak miła dla ucha.

Po długiej chwili, gdy Wilkinson skończyła grać, chłopakowi zabrakło słów.

- Wow... - powiedział z niedowierzaniem. –Uroczo wyglądasz, gdy grasz, wiedziałaś o tym?

- Nie śmiej się ze mnie. – mówiła zażenowana kobieta czując, że na jej twarzy zjawia się więcej rumieńców.

- Nie śmieję się, stwierdzam fakty, nae salang. – powiedział z zadziornym uśmiechem, a jego słowa zaskoczyły Lilianę.

- Nae... Co? – zdziwiła się, a gdy schowała instrument, przysunęła się bliżej.

- Nae salang. – powtórzył patrząc jej w oczy.

- Co to znaczy? – pytała zaciekawiona.

Jikyo zaśmiał się cicho.

- To tajemnica. – pokręcił głową.

- Oj, no weź. – położyła ręce na siatce. – Co to znaczy? – dopytywała.

- Tak cię to ciekawi?

- I to bardzo. – mówiła szczerze. – Może mnie nauczysz?

- Mówić po Koreańsku? - zdziwił się. – Chcesz tego?

- Pewnie. – odparła od razu. – Opowiedz mi o wszystkim.

- Nie jest tego aż tak dużo jak myślisz. Wiem tyle, co opowiadał mi tata, to on się tam wychowywał. – opowiadał Jikyo. – Ale zgoda, powiem co wiem.

Mów Mi Lily (PL)Where stories live. Discover now