40

140 11 1
                                    

Cassian

- A co z ziemiami położonymi na zachód od wioski? - Azriel pochyla się nad mapą i zaznacza palcem sugerowany teren - To głównie niewielkie lasy i nieużytki. Spory teren, ale moje cienie mogłyby go sprawdzić. Jeżeli natkną się na coś podejrzanego dadzą mi o tym znać. My w tym czasie możemy zbadać tereny położone tutaj - ciągnie palcem w górę.

- To już prawie ziemie Illyrów - zauważa Mor - Wątpię aby tam się udał. Tamtejsi mieszkańcy nie są zbyt serdeczni, zwłaszcza dla obcych. 

- Racja, to zamknięta społeczność - mówi Az - Wszystko co się tam dzieje nie opuszcza jej granic. Podczas wojny chowali się tam dezerterzy, czasem nawet ci z armii wroga. Za wystarczającą sumę złota tamtejsi mężczyźni przymkną oko na wszystko. To dobre miejsce do ukrycia się i snucia planów. 

- Sprawdźmy to - popieram Azriela 

- Może lepiej abyś to właśnie tam wysłał cienie, są dyskretniejsze - proponuje Rhys -  My z kolei udamy się na zachód. Tamtejsze lasy jak zauważyłeś są niewielkie i na dodatek niezbyt gęste, można tam kogoś z łatwością wypatrzyć, zwłaszcza z nieba. 

- Masz rację - przyznaje Az.

Przysłuchuję się ich rozmowie i stwierdzam, że jest mi wszystko jedno gdzie się udamy. Na zachód, na północ, to dla mnie bez różnicy, byleby działać. Aktualnie marny ze mnie generał. Nigdy nie miałem problemów z planowaniem bitew, rozmieszczaniem wojsk i opracowywaniem awaryjnych planów, zawsze byłem przygotowany na każdą możliwość. Nie tym razem. Teraz byłem do niczego, dlatego pozwoliłem im decydować. Tak było lepiej. Zarówno Azriel jak i Rhys zachowywali czystość i jasność umysłu podczas gdy mój był niczym papka błota. 

- A więc postanowione, nie marnujmy czasu - dodaje Mor.

Cienie Azriela odrywają się od niego i mkną przed siebie. Znikają nam z oczu w kilka sekund, za kilkanaście kolejnych będą na miejscu. Nigdy nie cieszyłem się z umiejętności brata tak bardzo jak teraz. 

- Czy to rozsądne abyśmy wszyscy udali się w jedno miejsce? - pytam

- Co masz na myśli? - Rhys nie wyśmiewa mojego stanu i słucha z uwagą wszystkiego co mówię, chociaż czasem mówię od rzeczy. Jestem mu za to wdzięczny, jestem wdzięczny im wszystkim. 

- Jeżeli cienie coś znajdą będziemy zupełnie w innym, oddalonym miejscu. Czy nie lepiej byłoby aby część z nas została tutaj lub szukała gdzie indziej?

- Jeżeli cienie coś znajdą niezwłocznie poinformują o tym Azriela, a ja przeniosę nas we wskazane przez nie miejsce. 

No tak, przeskakiwanie. 

- Racja - przyznaję - Wybacz

- Nie masz za co przepraszać, martwisz się, to normalne - pociesza mnie Rhys

- Powinienem lepiej nad sobą panować, ale cały czas o niej myślę. Boję się o nią, boję się, że coś jej się stanie. 

- Znajdziemy ją całą i zdrową - zapewnia mnie Rhys

- Może zostawisz poszukiwania nam? - nieśmiało proponuje Mor 

Rzucam jej oburzone spojrzenie. 

- Nie ma opcji abym odpuścił - oświadczam - Po prostu dajcie mi znać jeżeli zacznę odstawiać lub mówić głupoty. 

- Na to możesz liczyć zawsze - próbuje rozbawić mnie Rhys i prawie się mu to udaje.

To prawda, zawsze mogłem na nich liczyć bez względu na wszystko. Byli moją rodziną, rodziną którą dla siebie wybrałem i która wybrała mnie. Do teraz nie wierzę w szczęście które mnie spotkało. Nie zasługiwałem na nich. Byli przy mnie zawsze kiedy ich potrzebowałem. Stali u mojego boku bez względu na wszystko. 

Teraz moja rodzina się powiększyła. Dołączyła do niej Sunneva, moja córka. I wiedziałem, że moja rodzina będzie stała również u jej boku. 

- Astrid - mówię patrząc w niebo - Odnajdę naszą dziewczynkę, obiecuję. 


Złamana przysięga [ACOTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz