10

7 1 0
                                    


 Nie wiedział czemu, ale pomimo antagonistycznej natury Armena, jego nieprzyjemnego usposobienia i łatwości z jaką przychodziło mu mierzenie się z nawet pozornym niebezpieczeństwem, Luca czuł się dość spokojnie jako jego pasażer.

Armen wydawał się o wiele lepiej zaznajomiony z białym Renault niż Danny. Jego dłoń zostawała dłużej niż było to konieczne na drążku skrzyni biegów, a gdy tylko wyjechali z Adreftu sięgnął na ślepo do kieszonki za siedzeniem i wyciągnął okulary przeciwsłoneczne.

Tuż zanim wyjechał z podjazdu na ulicę Różaną, powiedział Luce, że ma się nie odzywać i choć w pierwszym momencie, Luca wziął to za jakiegoś rodzaju uszczypliwą uwagę, to po pewnym czasie zrozumiał, że Armen po prostu wolał jechać w ciszy. Po tym jak ruszyli wyłączył radio i sam milczał przez całą drogę.

Luca obserwował ich trasę i starał się jak najlepiej zapamiętać wszystkie zakręty
i skrzyżowania. Zawsze miał dobrą orientację w mieście i gdy w końcu dojechali na miejsce, czuł się całkiem pewny, że byłby w stanie samemu wrócić do Adreftu, do domu Pharów.

Armen zdjął okulary i zatrzymał się, ale nie wyłączył silnika. Przez kilka chwil siedział nieruchomo i obserwował coś w tylnim lusterku, a kiedy nie zauważył niczego podejrzanego wjechał na chodnik i przekręcił kluczyk w stacyjce.

– Weź swoje rzeczy – powiedział mu wysiadając.

Luca wygramolił się z auta i zarzucił plecak na ramię, a potem podszedł do bagażnika skąd Armen wyciągnął sportową torbę i czekał na niego. Luca sięgnął po torbę z lekami, ale gdy tylko przyciągnął ją do siebie to uderzyła o jego bok i jęknął łapiąc oddech. Armen westchnął i zabrał ją od niego, a potem zatrzasnął bagażnik.

Landyńczyk ledwie zauważalnie rozejrzał się wokół, co mogło wydawać się przewrażliwieniem, ale według tego co wcześniej mówił – od roku ktoś próbował go zabić, więc był dość usprawiedliwiony.

Znajdowali się pod blokiem, jednym z wielu, które stały przy ulicy naprzeciwko kolejnego identycznego pasażu budynków. Armen zaprowadził go pod właściwe drzwi
i wklepał kod wpuszczając go przodem.

– Winda. Ostatnie piętro.

– A schody? – spytał Luca słabo.

– Klaustrofobia? – zapytał Armen podnosząc brew.

– Klaustrofobia? – powtórzył Luca tępo.

– Lęk przed zamkniętymi przestrzeniami.

Luca spuścił wzrok. Nie wiedział, że istniała nazwa na taki strach, co było ciekawym odkryciem. Nie wiedział też czy miał klaustrofobię. Po prostu nie jechał nigdy wcześniej windą i nie ufał temu wynalazkowi. Wolał widzieć i wiedzieć gdzie się znajdował, móc się zatrzymać w każdej chwili, zareagować, mieć kontrolę, a winda nie wydawała się mu na to pozwalać.

– Musisz się przełamać, bo nie będę niósł cię po schodach, a nie dasz rady dojść na dziesiąte piętro sam.

Luca nie odpowiedział. To nie była bitwa, na którą było go stać ani, w której miał jakieś szanse. Zacisnął zęby i wszedł do windy.

Armen obserwował go zachowując przyzwoitą odległość i nie zaszczycił go żadnym kąśliwym komentarzem aż nie dojechali na samą górę i Luca nie potknął się wychodząc na korytarz w pośpiechu.

– Postaraj się nie zabić zanim wejdziemy do środka, zgoda?

Luca zauważył kamerę zerkającą na niego z końca korytarza, nachyloną lekko
w prawą stronę.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz