Rozdział 18

2.4K 149 13
                                    

*Emma*

Tak strasznie mnie boli głowa.
Znowu byłam w samochodzie.
I nie mogłam sobie przypomnieć co wczoraj robiłam. Pamiętam tylko jak wypiłam parę kieliszków i film mi się urywa.

- Louis?

- No w końcu śpioszek się obudził! Weź sobie ze schowka wodę i aspirynę, pomoże na kaca.

- Na kaca? Przecież ja tylko tak troszeczkę..

- Troszeczkę to to na pewno nie było.

Zachichotał.

Wzięłam tę aspirynę i już po paru minutach czułam się odrobinę lepiej. W końcu zapytałam.

- Co.. Co się wczoraj działo?

- Hmm od czego by tu zacząć..? Wszedłem do domu, a tam rzuciłaś mi się na szyję! Hehe, no kto by pomyślał, że się będziesz tak cieszyć na mój widok! Zaniosłem cię grzecznie na górę, utuliłem cię do spania i zażyczyłaś sobie bym położył się obok ciebie. Oczywiście spełniłem twą prośbę.. No a potem już takie trochę mniej przyjemne rzeczy. Wymiotowałaś, a ja trzymałem ci włosy. I od około 7 rano jedziemy.

Zegarek wyświetlał godzine 12.

Coś mi się zaczęło przypominać.

Jak zwykle zrobiłam z siebie idiotkę.

- Prze-przepraszam.

- Nie gniewam się, ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś.

- Byłam w podłym nastroju. Pomyślałam, że może alkohol mi pomoże choć..

Przerwał mi.

- Alkohol to nie pomoc, tylko ucieczka. Tyle razy się już schlałem, więc wiem jak to jest.

- Gdzie teraz jedziesz?

- Sam dokładnie nie wiem, ale świta mi już w głowie pewien plan..

- Brzmisz strasznie tajemniczo.

- Musze ci coś powiedzieć.

- Co takiego?

- Ufam ci, więc ci to powiem.

Przez ułamek sekundy spojrzał mi głęboko w oczy.

- Wtedy w sklepie, gdzie cię porwałem.. Nie przystawiłem ci broni do pleców..

- Co? Jak to? Przecież..

- Pistolet miałem w plecaku musiałem szybko coś zrobić. Chwyciłem ciebie bo byłaś akurat obok, no i.. jesteś taka drobna, byłem pewien, że mi się nie wyrwiesz. Groziłem ci zwykłym batonikiem..

- Żartujesz sobie prawda?!

- Mówię prawdę.

- Kurwa.

- Hola, hola moja mała damo! Najpierw pijesz, a potem przeklinasz? No nieźle..

Zaczął się śmiać.

Lecz mnie nie było do śmiechu.
Jaka ja jestem głupia, jak mogłam dać się tak podejść?

Ale.. co by było gdybym nie została porwana? Co by się ze mną działo?

Louis sprawiał wrażenie zakłopotanego. Zapalił papierosa.
Wypalił tak ze trzy, jeden po drugim.

- Stanowczo za dużo palisz, szkodzisz swojem zdrowiu..

- Mam w dupie swoje zdrowie.

Czemu nagle stał się taki zły?

- Pewnie chciałabyś się w coś przebrać? Masz tu moją koszule.

Zarzuciłam ją na podkoszulke. Była ładna i wygodna.

-To moja ulubiona, ślicznie ci w niej.

***

Siedzieliśmy teraz w jakiejś przydrożnej knajpce, kelnerka w końcu przyniosła nasze talerze. Nie wiem czemu, ale byłam wkurzna.

Ta bezczelna kelnerka, ze stanowczo zbyt dużym dekoltem, przymilała się do Louisa, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi.
Chłopak przy niej złapał mnie za rękę, którą trzymałam na stole i zamiast gapić się na jej biust patrzył prosto na mnie, tym swoim przenikliwym wzrokiem.
A ja tylko rumieniłam się i spuszczałam wzrok.
Brunet zaimponował mi tym, że olał tą kelnerke.

Zaczęliśmy w milczeniu jeść, aż w końcu się odważyłam i spytałam.

- Opowiedz mi o tych twoich, kolegach: Harrym, Niallu, Liamie i chyba Zaynie tak?

-No.. w sumie co mi tam szkodzi..
Z Zaynem ostatnio jest słaby kontakt, zaszył się gdzieś z Perri, chce ją chronić przed tym gangiem który na nas napadł w domu. Liam, ma swoją Danielle. Można powiedzeć że to on zawsze kierował naszą grupą, choć nigdy nie uważał się za lidera. Ja jednak myślę, że gdyby nie on nie osiągnelibyśmy tylu rzeczy. Harry. Jest z nas najmłodszy, ale sporo już przeżył. Jego żarty nikogo nie bawią. Ogólnie to jest bardzo bogaty, dostał ogromną fortune po ojcu. Ale nie przyjaźnimy się z nim dla kasy, tacy to my nie jesteśmy. Jest bardzo kochany. I choć zgrywa tego złego, jest tak naprawdę potulnym chłopaczkiem. Świetnie pisze, rysuje i śpiewa. Zresztą każdy z nich ma talent i jest niezastąpiony. Niall, z niego to dopiero śmieszek. Mówie ci, on ma tak strasznie zarażliwy śmiech! Może na takiego nie wygląda, ale jest bardzo mądry. Taka ciekawosta, nigdy nie miał dziewczyny, jest prawiczkiem. Można powiedzieć, że jest nieśmiały w tych sprawach, no nieważne. Tworzymy swego rodzaju zgraną paczkę, mamy na koncie już parę większych i mniejszych grzeszków.

- Są naprawdę wspaniali.

- Tak, dzięki nim uciekłem z więzienia.

Odpowiedział cichym głosem.

- Hm.. A jak się poznaliście?

- To już inna historia, obiecuje ci ją kiedyś opowiedzieć.

***

Jechaliśmy znowu autem. Byłam już tym wszystkim zmęczona.

- Lou? Gdzie jedziesz?

- Leciałaś kiedyś samolotem?

- Nie.

- A chciałabyś polecieć?

- Pewnie bym się bała, więc raczej..

- Przykro mi.

-Dlaczego?

- Jedziemy na lotnisko. Dziś wieczorem mamy nocny lot. Nic się nie bój, będę cały czas obok. - Powiedział nonszalancko.

- Louis, ale ja nie chce! Ja nie mogę..

- Emma nie mamy innego wyjścia.

- Czemu, wciąż mnie trzymasz? Dlaczego mnie nie wypuścisz?

- Tak ci tu źle ze mną? Bardzo mi przykro, ale teraz jesteś moja! I nie zamierzam cię porzucać. Polecisz kurwa tym jebanym samolotem czy tego chcesz czy nie!

- Ale..

- Nie wkurwiaj mnie już bardziej, bo to się może źle skończyć.

Tak, zaczęłam płakać.

W ogóle to czemu tak wybuchłam? I co go tak uraziło?

Zauważył moje łzy.

- Przepraszam, nie powinienem tak krzyczeć.. Ja po prostu.. Staram się o ciebie dbać. Zrozum jestem egoistą, nie chce być znowu sam. Nie mogę cię uwolnić. Przykro mi, że cię tak krzywdze. Bo ja.. A zresztą to i tak, kurwa mać, nie ma sensu! Przecież jestem pierdolonym bezdusznym potworem prawda? No w końcu wszyscy tak twierdzą!

Runaway (w trakcie poprawy)Where stories live. Discover now