Rozdział 15: Audrey

10.8K 728 94
                                    

Wyglądało na to, że moja przyjaciółka była bardziej zaaferowana Damonem Locklearem niż ja. Nie kupowałam tej jego nagłej przemiany. Za wcześnie, by snuć jakieś konkretne wnioski związane z „obiektem".

Jednak róża, którą podarował mi „obiekt" po kilku dniach była jeszcze piękniejsza. Nie miałam wątpliwości, że to zasługa rad Amy, która uwielbiała kwiaty i znała tak banalne sztuczki, jak na przykład podcięcie końcówki łodygi, by zwiększyć powierzchnię wchłaniania wody. Najpewniej dlatego róża nie więdła. Amy jako romantyczka snuła własne teorie na ten temat: po pierwsze „obiekt" podarował mi ją szczerze, od serca. Druga kwestia dotyczyła jej koloru. Jakbym nie wiedziała, co symbolizuje czerwień...Z tym, że w przypadku mojego szefa nie było mowy o uczuciach, jeśli ten mężczyzna w ogóle takowe posiadał. Sama myśl o tym wydała mi się absurdalna. Przecież nawet się nie znaliśmy i nadal nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Poza zdawkową wymianą zdań i sporadyczną, nic nie znaczącą, jak sądzę, wymianą spojrzeń, nie łączyło nas absolutnie nic.

Amy upierała się, że facet ma problem z komunikacją (a jaki facet nie ma?) i w ten subtelny sposób, poprzez czerwoną różę, chciał mi okazać swoje zainteresowanie. W przeciwnym razie wybrałby inny kolor, np. różowy bądź biały. Cóż, może i kiepsko u mnie z romantyzmem, ale zawsze twardo stąpałam po ziemi i wolałabym, aby tak zostało. Co prawda, ciężko było oprzeć się zabójczo przystojnej fizyczności Damona Lockleara, ale jego wewnętrzny mrok skutecznie mnie od niego odpychał. Okej...Nie do końca. Przyznaję, że poczułam przyjemne mrowienie w żołądku, jakby jakiś motyl wyswobodził się z klatki; jak tylko wróciłam do jego, a właściwie do mojego...NOWEGO GABINETU.

„Wow!" - zawołałam w myślach. Stojąca obok mnie Nicole, rozdziawiła buzię ze zdziwienia.

Moje przestronne biuro, od gabinetu szefa, oddzielała jedynie szyba. W środku było nowocześnie i jasno. Meble zostały wymienione na nowe.

- Zrobił tak specjalnie - odparła Nicole. - Żeby się na ciebie gapić - puściła mi oko. - Tym bardziej nie zazdroszczę ci tej bliskości...

Zaśmiałam się.

- Nie boję się...- rzuciłam zuchwale.

Niemal w tej samej chwili usłyszałam chrząknięcie. Obróciłam się.

Locklear stał podparty o framugę drzwi. W ciemnoniebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami i rozmierzwionymi włosami prezentował się zadziornie, jak i nonszalancko. Ciekawe, ile usłyszał...Puls mi przyspieszył, a poliki delikatnie zapiekły.

- Mam nadzieję, że nowe biuro się pani podoba.

- Aha...- kiwnęłam głową, bawiąc się pejsem przy twarzy.

Nasze spojrzenia znowu skrzyżowały się na kilka emocjonujących sekund, co zwróciło uwagę Nicole, która bacznie obserwowała sytuację.

********

Obudziłam się w świetnym nastroju, który zniknął z chwilą, gdy weszłam do łazienki i odkręciłam wodę. Sobotni poranek zamierzałam rozpocząć od długiej, relaksującej kąpieli.

„Cholera" - zaklęłam w myślach, gdy okazało się, że w obrębie kilku przecznic nie ma wody. Awaria mogła potrwać aż do wieczora. Nie wiedziałam co zrobić. Nie przychodziło mi do głowy nic sensownego. Wreszcie wypiłam kawę i wysłałam SMS - a do pana Thomasa Lockleara, wyjaśniając, że z przyczyn niezależnych ode mnie nie mogę pojawić się na dzisiejszym przyjęciu. Od słowa do słowa doprecyzowałam w czym rzecz. Rozbawiony pan Locklear znalazł rozwiązanie mojego problemu, proponując, bym po południu podjechała na Upper West Side. Na spokojnie mogłam przygotować się do bankietu w jego mieszkaniu, w którym bywał sporadycznie, głównie przy okazji romantycznych wyjść na kolację z małżonką i spotkań biznesowych w centrum.

Spakowałam do dużej torby elegancką, czarną sukienkę na ramiączkach, kupione parę dni temu na wyprzedaży, klasyczne czarne szpilki, małą torebkę, kilka niezbędnych kosmetyków, i po południu wyruszyłam na Manhattan.

Pan Thomas specjalnie podjechał wcześniej, otworzył mi drzwi i zostawił samą, w międzyczasie udając się na spotkanie z prawnikiem.

Rozgościłam się w salonie, wodząc dookoła wzrokiem. Apartament był przepiękny. Tak piękne mieszkania do tej pory widywałam jedynie w filmach i w katalogach.

Ściany zdobiły sztukaterie; zaś antyki i dzieła sztuki urozmaicały stylowy wystrój, jak gdyby każdy szczegół został dobrze przemyślany. Najbardziej podobały mi się sięgające podłogi duże okna, przez które właśnie wpadały do salonu promienie słońca. Było cudownie jasno i jednocześnie tak przytulnie. To wszystko bardzo pasowało mi do łagodnej natury pana Lockleara.

Niespiesznie zajęłam się sobą, zaczynając od kąpieli. Wanna była ogromna. Byłam pewna, że mogłaby pomieścić co najmniej cztery osoby. Wyciągnęłam się w niej na całej długości i przymknęłam oczy. Leżałam tak dłuższą chwilę, napawając się błogością.

Wreszcie wyszłam z wanny, okryłam ciało białym, miękkim szlafrokiem, a wilgotne włosy owinęłam w turban. Spojrzałam w lustro i uznałam, że skoro wyglądam dziś na wypoczętą, to nie będę męczyć cery mocnym makijażem. Postawiłam na lekkość i świeżość - wytuszowałam rzęsy, kości policzkowe podkreśliłam odrobiną różu, a usta musnęłam błyszczykiem. Zdjęłam ręcznik z głowy, zastanawiając się co zrobić z włosami. W tym samym momencie rozległo się pukanie. Zdezorientowana podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zamarłam...Po drugiej stronie stał Damon Locklear. Poprawiłam szlafrok, owijając się nim ciaśniej, po czym otworzyłam.

- Dzień dobry - przywitałam go pewnym tonem, maskując zakłopotanie.

Z wyrazu jego twarzy można było wyczytać, iż jest szczerze zdumiony. Rozchylił usta, ale nie odezwał się ani słowem.

- Dzień dobry...panno Adams...- wykrztusił wreszcie. - Jest...może...mój ojciec? - wyraźnie plątał mu się język.

Niezręczna sytuacja, z której nie potrafiłam wybrnąć. Może dlatego, że w dwurzędowym, czarnym smokingu wyglądał po prostu fenomenalnie, a ja z tymi skudlonymi od wody włosami, prezentowałam się przy nim...cóż...zwyczajnie. Przypomniało mi się, że kiedy na niego wpadłam zasugerował mi, iż jestem szarą myszą i tak się teraz poczułam.

Wypuściłam cicho powietrze z płuc i powiedziałam:

- Pan Thomas wyszedł.

To się rozgadałam...Brawo Audrey! Pierwszy raz zabrakło ci języka w gębie; ganiłam się w myślach.

- Rozumiem...Proszę mu przekazać, że... - uciął, by natychmiast dodać: - Sam się do niego odezwę - zmarszczył czoło i obrócił się na pięcie.

- Do zobaczenia na przyjęciu - rzuciłam, gdy odchodził.

Nic nie powiedział. Jedynie kiwnął głową. Chyba był skonsternowany.


You Knock On My DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz