2. McDonald's

511 29 211
                                    

Tommy nie był pewien, czy po tej pamiętnej nocy znów zobaczy Siren. Chociaż jakaś jego część tego chciała, tylko po to, żeby mieć szansę zapytać: „hej, nie zabijesz mnie za to całe ratowanie życia, prawda?” naprawdę miał tylko nadzieję, że superzłoczyńca zostawi go w spokoju i będzie udawał, że nigdy nie mieli tego dziwnego spotkania.

I przez chwilę wydawało się, że tak właśnie będzie. Tommy wrócił do swojej normalnej rutyny i czekał, aż coś się wydarzy. Dni spędzał na robieniu latte dla nadętych ludzi w kawiarni Puffy. Noce spędzał na oglądaniu Netflixa na zatłoczonej kanapie z dwoma współlokatorami. A kiedy wracał do domu po zachodzie słońca, omijał większość ciemnych uliczek, by uniknąć kolejnych kryzysów moralnych, jak wcześniej.

Minął około tydzień od incydentu z Siren, kiedy to się zmieniło.

Po raz kolejny Tommy wracał do domu z ostatniej zmiany w kawiarni. Wcześniej tego dnia padał deszcz i pomarańczowa poświata ulicznych latarni odbijała się od wody, która wsiąkła w chodnik. Jego plecak uderzał o plecy przy każdym kroku, a Tommy narzekał na dupka, z którym miał do czynienia wcześniej tego dnia.

Myślał o wszystkich sposobach, w jakie najchętniej przekląłby tego faceta. Gdyby Puffy nie obserwowała go z jednego ze stolików, prawdopodobnie by to zrobił. Chociaż Puffy mówiła mu wcześniej, żeby nie wdawał się w kłótnie z klientami, nigdy nie denerwowała się z tego powodu na Tommy'ego, bo wiedziała, że ​​Tommy zwykle ma rację.

Bo Tommy zawsze miał rację. Był po prostu taki fajny.

Na nieszczęście dla Tommy'ego, był tak rozkojarzony myśleniem o tym, jaki jest fajny i ma rację przez cały czas, że nie zauważył cienistej postaci czającej się w alejce, którą mijał. Czyjaś ręka owinęła się wokół jego ramienia i pociągnęła go w alejkę. Otworzył usta, żeby krzyknąć, ale druga ręka zatrzasnęła je, zanim zdążył pisnąć.

Tommy wrzasnął za ręką, wijąc się w żelaznym uścisku przygważdżającym go do ściany, ale z jego ust nie szło rozróżnić ani jednego słowa.

– Zamknij się, mały gremlinie! To tylko ja! – Znajomy głos zasyczał z cienia. Oczy Tommy'ego rozszerzyły się, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku i był w stanie dostrzec znajomą niebieską maskę zakrywającą górną połowę twarzy mężczyzny.

Serce ścisnęło się ze strachu, a Tommy poczuł jakby jakiś ciężki kamień wpadł mu do jelita.

To był Siren.

– Teraz opuszczę rękę, a ty nie będziesz krzyczeć, bo nie jestem tutaj, żeby cię skrzywdzić, rozumiesz? – zapytał Siren i chociaż Tommy nie widział jego oczu, czuł jego intensywne spojrzenie.

Tommy kiwnął głową najlepiej, jak potrafił, opierając się o ścianę. Siren rozluźnił uścisk na jego ramieniu i wypuścił rękę z jego ust.

– Co kurwa?! – Tommy krzyknął, gdy tylko uwolnił usta. – Myślisz, że co kurwa, po prostu chwytasz człowieka z ulicy i ciągniesz go w jebaną uliczkę, jak jakiegoś cholernego dziwaka-

Ręka znów zakryła mu usta.

– Powiedziałam, żebyś nie krzyczał – powtórzył Siren.

Dysząc, Tommy przestał się wić w jego ręce. Uniósł brew, patrząc na Siren, a po kilku chwilach ciszy, złoczyńca ponownie opuścił rękę.

– Nie krzyczałem, kretynie. Krzyczałem, bo mnie wystraszyłeś – warknął Tommy tym razem znacznie niższym głosem.

– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział Siren, brzmiąc na trochę zawstydzonego. To było dziwne. Otrzymanie przeprosin od superzłoczyńcy było zdecydowanie dziwne.

TommyInnit's Clinic For Supervillians //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz