I. To powinien być on

170 13 97
                                    

[To ff może być chaotyczne, bo dalej przetrawiam wydarzenia z finału, przepraszam - w przyszłości poprawię. Wiem, że powinnam zająć się moim innym ff, ale ten finał za bardzo mnie dobił i muszę to z siebie wyrzucić]

• • •

    Plan 99. Wrecker nienawidził tego, że w ogóle założyli tak plan, że zgodzili się na jego istnienie, że Echo, gdy dołączył nie miał nic do dodania tylko grzecznie kiwnął głową podczas zapoznawania się z funkcjonowaniem ich jednostki, co gorsza pochwalił go, bo to dobre upamiętnienie klona, którego kiedyś znał. Miał wielką ochotę przyłożyć sobie z przeszłości jak i pozostałym braciom za samo wpadniecie na ten głupi pomysł. Wiedział, że jego obecne myślenie jest bez sensu - w tamtej chwili myśleli, że są nie do zatrzymania, nieustraszeni, nieśmiertelni i nigdy nie użyją tego planu, on miał tylko sobie istnieć w aktach i tyle. Lecz teraz, kiedy ból jest tak silny nie potrafił inaczej, szukał po prostu czegoś na czym mógł wylać swoje cierpienie.

    Cały czas miał przed oczami spojrzenie Techa - spokojne i opanowane, jakby wcale nie wydał na siebie wyroku, a wdrożył zwyczajną opcję podczas jakiejkolwiek innej misji. Nic takiego. Wrecker już nie wiedział czy to jakieś omamy, ale w swoich wspomnieniach z tamtej chwili, widział coś w rodzaju próby uspokojenia jego i Omegi w tęczówkach brata.

    Ten wzrok będzie prześladował Wreckera do końca życia.

    Tech nie próbował nawet walczyć z grawitacją. Po prostu puścił blaster, rozłożył ręce, aby śmierć pochłonęła go w swoich zimnych ramionach. Przypominał kogoś spadającego na wygodne łóżko, a nie lecącego z zawrotną prędkością, podkręcającą uderzenie w twardą ziemię.

    Jego brat umarł przez coś, czego on sam tak paraliżująco się bał - wysokości i upadku z niej. Podziwiał postawę Techa w tamtej sytuacji. Wrecker nie byłby tak wyciszony oraz akceptujący swój los. Śmiertelny strzał z blastera, wybuch miny, śmierć pod gruzami - akceptacja w stu procentach, ale nie spadając w dół.

    Każda chwila, w której Tech był bliski śmierci, uderzyła go jak ten ciężki wagon spadający wprost na ciało jego brata.

    To, co czuł przy odejściu Crosshaira, było niczym. Z tym, że ktoś kogo kochamy jest w innym miejscu zawsze da się pogodzić. Tak samo nie przeszkadzało mu wstąpienie Echo do rebelii klonów, miał do tego prawo. Jednak czyjaś śmierć, zwłaszcza, gdy nigdy nikt bliski nie stracił życia jest potworna dla serca. Nadal ręce mu się trzęsły. Wydawało mu się, że za mało oddycha. Cały czas czuł ucisk wokół klatki piersiowej - niedowierzanie, żałoba, nienawiść były niczym uścisk węża.

    Tak naprawdę to nie one bolą tylko miłość. Ona jest tym dusicielem.

    Zawsze był pierwszym do ochrony braci, dlatego nabawił się blizny na twarzy i uszkodzenia oka. Niestety zawiódł i to trzykrotnie w rekordowo krótkim czasie, bo w ciągu jednego dnia stracili Techa, Crosshaira i Omegę.

    To powinien być on. Na miejscu ich wszystkich. W chwili, gdy Imperialni go skuli, a Hunter został postawiony przed wyborem uratowania jego lub opuszczenia broni - nie zawahał się kręcić głową, żeby sierżant tego nie robił. Chociaż Huntera powinien ochronić.

    Jeszcze ta zielona zdradziecka gnida. Sprzedała ich mimo wszystkiego, co dla niej przeszli. Pół biedy jakby chodziło tylko o nich, ale ona wystawiła na talerzu Omegę. Dziecko. Jak można być tak egoistycznym, żeby oddać dziecko za kredyty? Jak śmiała w ogóle powiedzieć, że jej przykro z powodu Techa, który gdyby przeżył zostałby zniewolony przez Imperium, tak oto podziękowała za ratunek na Safa Toma. Byłaby martwa bez Techa. Lepiej, żeby już nigdy nie pokazała mu się na oczy, bo nie zawaha się skręcić jej karku.

Sacrifice | THE BAD BATCH [PL]Where stories live. Discover now