Rozdział 22

1.2K 84 32
                                    


2 TYGODNIE PÓŹNIEJ


Pov. Peter Parker

Słońce wlatywało do mojego pokoju przez nie do końca zasłoniętą roletę. Mruknąłem z niezadowoleniem i zaciągnąłem miękką pierzynę na twarz. Jednak, gdy zdałem sobie sprawę, że sen już nie nadejdzie zrzuciłem kołdrę z oczu i wstałem do siadu. Oparłem plecy o metalową część łóżka. Piąstkami przetarłem delikatnie oczy. Do moich uszu dotarł dźwięk otwierania się drzwi. Uśmiechnąłem się delikatnie do osoby wchodzącej. Mężczyzna usiadł na skraju łóżka podając mi tackę z kilkoma tabletkami.

— Jak się czujesz Pete? — spytał mentor podając mi szklankę zimnej wody.

— Dobrze — skwitowałem łykając wszystkie lekarstwa na raz. Nagle  zaszły mnie rumieńce na wspomnienia poprzedniej nocy. Znów go obudziłem koszmarem. Pochyliłem głowę do przodu i zatopiłem wzrok w moich dłoniach. — Przepraszam, że znowu pana obudziłem.

Mężczyzna posłał mi delikatny uśmiech i pokręcił przecząco głową.

— Nie masz za co przepraszać mały — pogłaskał mnie po policzku. — I tak nie spałem. Siedziałem nad papierami u siebie. To nic takiego.

Przytaknąłem lekko, choć doskonale widziałem, że kłamie. Jego wzrok był coraz bardziej zmęczony, a wory pod oczami idealnie opisywały jego ostatnie noce. Nie śpi przeze mnie.

Zabijesz go.

Zabijesz kolejną osobę, chcesz tego?

Powinieneś zdychać w sierocińcu, być gwałcony i bity.

Nie zasługujesz, żeby tu być.

Czułem jak w kącikach oczu zaczynają zbierać mi się łzy. Cholerne głosy. Pojawiły się znikąd, a teraz nie chcą odejść. Nie chcą zniknąć. Ciągle je słyszę. Kontrolują mnie. Mówią co mam zrobić, a ja muszę się ich słuchać. W końcu po co by miały kłamać? Muszę mieć karę, a one mi mówią co mam robić. Tak powinno  być. Tak trzeba..

— Wszystko okej dzieciaku? — spytał miliarder troskliwym głosem.

— Tak — uśmiechnąłem się fałszywie. Obiecałem mu, że nie będę tego robił. Ale one mi kazały. — Wszystko w porządku.

Bardzo dobrze robisz. On nie musi wiedzieć.

— Dobra, idę zobaczyć, czy Steve już podał śniadanie — mężczyzna wstał i zaczął iść w stronę drzwi. — Pete, wiem, że już pytałem, ale na pewno jesteś gotowy, aby iść do szkoły?

— Tak — odparłem pewnym głosem, choć wcale nie byłem tego taki pewny. Bałem się jak cholera. Bałem się, że Flash znów zacznie się znęcać. Odzwyczaiłem się już od bicia i poniżania. W wieży każdy jest miły, troskliwy i może naprawdę im na mnie zależy..

HAHA! Żartujesz sobie? Zależy?

 Przypomnieć tobie kim oni są? AVENGERSAMI.

 A ty? Pomyłką, śmieciem, zabawką.

 Tylko udają, abyś się w końcu przydał. Bardzo dobrze jak cię Flash zbije, bo..

— Tak powinno być.. — mruknąłem.

— Mówiłeś coś?  — spytał brunet wychodząc z pokoju.

— Nie, nic — uśmiechnąłem się, co on odwzajemnił wychodząc z pokoju.

Wyczłapałem się z miękkiego łóżka i podszedłem do ogromnej szafy.

Dokładnie, tak powinno być i tego się trzymaj. Bo kim jesteś?

Dzieciaku, przestań | IrondadWhere stories live. Discover now