Rozdział 35

580 47 7
                                    

10 miesięcy później

Petera nie było.

Nie było go już.

Już była tylko broń doskonała. Broń stworzona przez Hydrę.

Broń o numerze 141, co oznaczało, że był sto czterdziestym pierwszym projektem.

Co się stało z resztą? Co się stało z stu czterdziestoma  projektami?

Albo fruwały po świecie zabijając ludzi na zlecenie i z własnego rządu poczucia zapachu krwi, jak Peter.

Albo uciekli. Wyrwali się od tego okropnego miejsca, zostało to tylko w ich wspomnieniach, nie było to już teraźniejszością, a jedynie przeszłością, jak niejaki Bucky Barners.

Szkoda, że Peter już go nawet nie pamiętał.

Bo Petera już nie było.

Tylko był już cień.

Nie było już go widać, jak i również słychać. Przez te 10 miesięcy, z czego 6 w Hydrze, opanował wszystko do perfekcji. Stało się pamiętnego dnia, gdy oficjalnie został najemnikiem. Po wypuszczeniu go z Hydry i kilkukrotnym praniu mózgu. Został nim. Został prawdziwym najemnikiem, który budzi strach we wszystkich swoich ofiarach. Ofiary i świadkowie opisywali tylko cień. Z samego Petera również został już jedynie cień. Cień jego starej wersji.  Nawet nie myślał co by powiedziała jego ciotka, czy Tony. Otóż jego umysł był za bardzo przećpany i zmanipulowany, żeby w ogóle pamiętać o ich istnieniu.

Pierwsze pranie mózgu.Gdy siedział już na tym okrutnym fotelu,wiedział.Wiedział doskonale co z nim zaraz zrobią.Nie chciał. Nie chciał stać się bez serca. Nie chciał mordować. Nie chciał nie pamiętać swojego dawnego życia.

 Choć mówił sobie, że był okrutny wcześniej, to taki nie był. Choć myślał tak, to wiedział podświadomie, że nie zabiłby nikogo. A może chłopiec chciał tak myśleć? Może chciał być okrutny, pokazać im wszystkim, że się mylili, ale nie umiał?

Po czwartym miesiącu ciężkiej pracy Hydry, w końcu udało się stworzyć broń doskonałą. Oni tylko to widzieli. Postępy, jak lepiej walczy, broni się. Nie widzieli tego, co każdy by ujrzał. Okrutnego bólu brunecika. Jego krzyk, błagania i mokre policzki od ciągłych lejących się łez. Oni tego nie widzieli. Bo oni chcieli tylko, jednego. Broń na swoje zawołanie. Nie pokonaną, szybką, niezwykle silną broń. Bo taka miała być. Taki miał być projekt. 

Nie zdecydowali się oni na podobny program do Zimowego Żołnierza, który nie wypalił. Peterowi dali jedno, ciupkę własnych myśli, własnego zdania..  Tylko ciupkę. Bo, gdy z jakże specyficznej, czerwonej książeczki z czarnym, skórzanym pająkiem na jej okładce, żołnierz przeczytał 10 słów, Peter wiedział. Wiedział, że ma rozkaz. I nie liczyło się jego zdanie. Wypowiadał wtedy jakże okrutne i bolące, jednak dla żołnierzy, kojące słowa.

— Gotowy na rozkazy.

Wtedy myślał tylko o przelewie krwi. Tylko o rozkazie. Nie ważne kto to był. Musiał zabić. Musiał widzieć ból. Choćby nie wiadomo, jak by to go kosztowało. Używali tego jedynie, gdy Parker się sprzeciwiał. Nie  było to za często, ale czasem wielki Spizzy zmiękł. Po rozkazie, nie zapominał. W ciągu dalszym pamiętał co zrobił. I nie czuł się z tym źle. Czuł się źle jedynie, bo wcześniej się sprzeciwił swoim stwórcom.

Tak, Peter myślał, że od zawsze mordował. Myślał, że był dzieckiem Hydry.

Kiedy wziął kokainę pierwszy raz po morderstwie zawładnęła nim okrutna żądza. Chęć poczucia stężałego zapachu krwi. Widzieć jak wybywa życie z jego ofiary. Zawładnęła nim żądza, o której nikt nie myślał. Zawładnęło nim uczucie władzy. I tylko wtedy nie potrzebował magicznych 10 słów. Wystarczyło to. Te uczucie dzięki, któremu pojawiał się mały uśmieszek na jego bladej twarzyczce. W końcu to miał. Miał władzę nad swoimi ofiarami. To w końcu od niego zależało czy wbije swoją ukochaną katanę w serce, czy nie. Od niego zależało czy pociągnie za spust, czy nie. Uwielbiał to. Kurwa, to mało powiedziane, że to uwielbiał. To nim władało. Gdy tego nie przeżył za długo, nie mógł się opanować. Przez to czasem musiał wbijać nóż we własną skórę, aby to zobaczyć. Aby to poczuć.

Dzieciaku, przestań | IrondadWhere stories live. Discover now