29) Paczka.

5.1K 145 9
                                    

Ze snu wybudził mnie dźwięk telefonu. Gwałtownie podniosłam się do siadu, ciężko wdychając powietrze. Nie było to dobre posunięcie, bo nagły ból przeszył całą moją głowę. Dzisiejszy sen nie należał do najprzyjemniejszych. Skrzywiłam się nieznacznie i złapałam wciąż dzwoniące urządzenie.

-Halo? - Wypowiedziałam, ziewając.

-Gdzie ty jesteś!? - Zawołała blondynka, wyraźnie zdenerwowana. - Jak mogłaś mnie porzucić. I to jeszcze wtedy, kiedy mamy niemiecki. - Lamentowała.

-O czym ty mówisz? - Zapytałam w niezrozumieniu.

-Jest prawie południe! - Przez jej pisk, musiałam odsunąć telefon od ucha. Spojrzałam na wyświetlaną godzinę i zamarłam.

-Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej! - Zawołałam, opadając na łóżko. - Teraz wstawanie i tak nie ma sensu. - Dziewczyna prychnęła.

-Dzwoniłam, ale nie odbierałaś, wiesz, jak się o ciebie martwiłam? - Burknęła.

-Wybacz, wczoraj trochę wypiłam. - Przetarłam zaspane i… mokre od łez oczy. Spojrzałam na teraz już wilgotną dłoń, zaciskając ją w pięść.

-No wiesz, chyba się obrażę. - Rzuciła oschle. - Żeby tak pić i to beze mnie!? Moment, jak namówili cię do alkoholu? I to w połowie tygodnia!? Mnie się nigdy nie udało.

-Wczoraj spotkałam Sofię i musiałam odreagować. - Odpowiedziałam spokojnie, ale w środku na samo jej imię, aż się gotowałam.

-Tę lampucerę!? Czego znowu chciała? - Mogłabym przysiąc, że właśnie wywróciła oczami. - Jak mi bardziej podpadnie, to straci te swoje śliczne ząbki. - Zagroziła niezwykle poważnie.

-Gra niewarta świeczki. - Zaśmiałam się leniwie. - A jak twoje ostatnie wyjście z moim bratem? - Zapytałam zaczepnie. Przyznaję, że ciekawość zżerała mnie od środka.

-Dobrze, dziś jesteśmy umówieni do kina. - Zaszczebiotała.

-Czy to…?

-Nie! No coś ty. - Przerwała mi. - Idziemy jako kumple. W kinie grają nowy film o zombie. Też możesz przyjść. Właśnie z tego powodu, dzwoniłam do ciebie wczoraj wieczorem. - Wyczułam wyrzut, połączony z rozbawieniem. Mimo wszystko, w żadnym wypadku nie chciałam psuć ich „nie randki”. Zastanawiał mnie jeszcze temat Marco.

-Nie dzięki. Łeb mi pęka. - Zaśmiała się. - A co z Maro? On nie idzie?

-To jest, to go nie ma. Trudno wyczuć. - W jej głosie pobrzmiewał żal. - Całkiem mnie ignoruje. Gdy próbuje z nim pogadać, zbywa mnie. - W słuchawce rozbrzmiał odgłos szkolnego dzwonka. - Uciekam. Zdzwonimy się później.

-Jasne, do potem. - Rozłączyłam się i przytuliłam do poduszki.

Przez chwilę leżałam i wpatrywałam się w biały sufit. Próbowałam przypomnieć sobie zdarzenia z ostatniego wieczoru. Gdy mi się to udało, uśmiechnęłam się pod nosem. Pomimo bólu głowy i wyczerpania, niczego nie żałowałam. Byłam wdzięczna rodzeństwu Lucasa, zastanawiałam się, czy żyją. Wtem coś mi się przypomniało. Zeszyt. W jednej chwili podskoczyłam do góry, wsunęłam dłoń pod poduszkę, nic. To samo zrobiłam z drugą, też nic. Niepokój ogarnął mój umysł, usiadłam na kolanach i uniosłam obie poduszki do góry. Pusto.

A co jeśli Lucas to przeczytał? To byłby dopiero wstyd. - Westchnęłam w duchu z zażenowania.

Zeszłam z łóżka, najpierw podchodząc do szafy i dokładnie przeglądając miejsce, w którym zazwyczaj go chowałam. Pusto, zero, nic. Potem jeszcze raz przejrzałam całą pościel i materac, na górze i pod. Od poszukiwań oderwało mnie odchrząknięcie. Wyprostowałam się i odwróciłam, w stronę dobrze znanego mi bruneta. Spięłam się.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Donde viven las historias. Descúbrelo ahora