08

209 15 4
                                    

Czasami zastanawiał się nad prawami, które rządziły wszechświatem. Jak one wszystkie powstawały i dlaczego. To wszystko było mimo wszystko niesamowicie zastanawiające. Myślał nad fizyką, która wydawała mu się naginać tak wiele, ale wciąż niewystarczająco.

Uważał tak, ponieważ nie mógł nagiąć czasu. Czegoś, co było nie do ruszenia. Nie mógł go cofnąć ani zatrzymać, aby może spróbować naprawić teraźniejszość. Zamiast tego jednak musiał mierzyć się z konsekwencjami swoich czynów. Tego co stało się, choć statystycznie było możliwe do uniknięcia.

Obudził się w swoim łóżku, co samo w sobie było ewenementem. Od ponad miesiąca nie zasnął w tym miejscu ani razu. Odnosił jedynie rano kołdrę, aby nie zostawiać bałaganu w salonie. No i oczywiście to tutaj miał wszystkie ubrania. Jednak na pewno tutaj nie spał. Nie robił sobie nawet krótkich drzemek.

Za oknem słyszał deszcz, który uderzał mocno o balkony i parapety, i który miał pozbyć się części śniegu osadzonej na chodnikach i ulicach. Zimne powietrze dostawało się do sypialni, w której okno było lekko uchylone, więc schował zaraz ręce pod kołdrę, ale wystarczyła sekunda, aby na nowo pojawiły się na pierzynie. Nie umiał się zdecydować.

W pomieszczeniu było ciemno. Nie paliła się żadna lampka, chociaż dobre dwie godziny wcześniej prąd wrócił, z czego Harry niezmiernie się cieszył. Bał się o produkty w lodówce, więc odetchnął z nieskrywaną ulgą, gdy okazało się, że nie musiał wszystkiego wyrzucać.

Jedynym źródłem światła w sypialni było to, co wpadało przez odsłonięte okno. I chociaż nie była to mocna poświata, ponieważ żadna lampa nie świeciła tuż przy ścianie. Wydawało się, że powinno być całkiem ciemno i może i nawet tak było, ale mimo to doskonale widział zarys drugiego ciała, teraz ułożonego na brzuchu.

Zamrugał kilkukrotnie, a fakt, zdecydowanie dokonany fakt, uderzał w niego raz za razem. Nie mógł zaprzeczać temu, co się wydarzyło. A wydarzyło się dużo. Może nawet za dużo. Wydawało mu się, że wszystko się sypało.

To były święta, które miały pozostawić w nim nic więcej jak tylko uczucie pustki i wyrwanego serca.

Cudowny prezent, pomyślał Harry, przymykając oczy. Nie mógł zasnąć, choć próbował. Przytłaczało go tak wiele myśli.

Na jego policzkach pojawiły się pierwsze łzy, których nie potrafił nawet zetrzeć. Jakby nie potrafił unieść ręki, aby to zrobić. Alkohol już zdecydowanie nie krążył w jego żyłach, co wcale go nie pocieszyło. Harry liczył na to, że jednak nadal będzie czuł się nieco oderwany od swojej rzeczywistości. Że chociaż to otępi chociaż trochę jego emocje.

Zaklei sztucznie dziurę, która pojawiła się na miejscu jego serca. Choć nienawidził okłamywać siebie i innych, tak teraz chciał zrobić wyjątek, aby tylko uspokoić szalejące emocje.

Przespał się z Louisem.

Nie wiedział, jak do tego doszło. Nie wiedział, dlaczego na to pozwolił.

Jednak opadli razem na łóżko w ich sypialni, spijając kolejne słowa ze swoich ust, gdy dłonie badały na nowo znane krzywizny drugiego ciała. Jakby próbowały zapamiętać je już na zawsze, bo nie miały nigdy więcej prawa ich dotknąć. Miał wrażenie, jakby każde poczucie opuszków palców na swojej skórze było jak największa tortura i przyjemność w jednym.

Nie był pewien, kto to wszystko zainicjował. Miał jednak wrażenie, że to działo się od samego początku, gdy tylko zaczęli jeść. Przypadkowe muśnięcia dłoni, kiedy podawali sobie serwetkę albo oddając napełniony na nowo kieliszek z winem. Nie odrywali od siebie wzroku. Później dziwnie siedzieli bliżej siebie, gdy rozmawiali o wszystkim, choć wydawało się, jakby o niczym. W końcu jednak zaczęli się całować i obaj nie mogli znieść ciśnienia, które pojawiało się między nimi.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz