„Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie
to koniec tylko i wyłącznie jego świata."
Janusz Leon Wiśniewski
Sophie wygładziła czarną sukienkę i założyła marynarkę o tym samym kolorze. Spojrzała
na swoje odbicie w lustrze i pierwszym co dało się zauważyć były jej oczy. Jej
wytarte z emocji oczy. Były takie puste, takie... nieludzkie. Westchnęła głośno i
ostatni raz zerknęła na ten cień człowieka, który widziała przed sobą. Gdy
otworzyła drzwi wyjściowe poczuła chłodny podmuch wiatru, który zmierzwił jej
włosy. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, próbując uspokoić swoje nerwy. Oto
nadszedł czas na spotkanie twarzą w twarz z brutalną rzeczywistością.
Ostatnie dwa dni spędziła razem z rodzicami u wujków, pomagając z ostatnimi formalnościami, więc teraz droga do kościoła zajęła im zaledwie dziesięć minut. Luc całą drogę głośno pociągał nosem, szczelnie owijając się swetrem. W oczach mamy można było dostrzec szklące się łzy. Nawet tata, choć w teorii w ogóle niespokrewniony ze straconą osobą, był przygnębiony i otumaniony. A Sophie... ona nie potrafiła płakać, chociaż bardzo chciała. I to ją bolało. Cały żal, całe cierpienie kumulowało się w jej wnętrzu i buzowało tuż
przy powierzchni. Przez to czuła się jakby za chwilę z nadmiaru tego wszystkiego miała stracić przytomność. Chciała, żeby to wszystko znalazło ujście, opuściło jej zmęczone, wyzute z sił ciało. Tak bardzo tego pragnęła, a jak na złość nic się nie działo.
Pod kościołem zebrali się już najbliżsi.
Synowie, ich dzieci, sąsiedzi i przyjaciele. Większą część przybyłych stanowiły
osoby starsze, ale dlaczego ktoś miałby się dziwić, jej prababcia miała
przecież ponad osiemdziesiąt lat. Ludzie stali w ciszy i poklepywali po
ramionach dzieci babci. Sophie poczuła się trochę... czuła, że jest egoistką.
Dlaczego do niej nikt nie podszedł? Przecież ona też straciła kogoś kto
zajmował ważne miejsce w jej życiu jak i w sercu. Wzięła głęboki wdech,
wyrzucając z umysłu wszystkie niechciane uczucia, a zostawiając to co powinno
się czuć podczas pogrzebu, czyli te uczucia, których po prostu nie mogła się
pozbyć.
Gdy wchodziła do budowli ktoś złapał ją za
łokieć i odciągnął. Kiedy spojrzała w dół zobaczyła uśmiechniętą twarz babci.
Uśmiechniętą! Co do cholery?! Kto przyjeżdża na pogrzeb i uśmiecha się jak
gdyby nigdy nic?! Przynajmniej dziadek miał trochę przyzwoitości i stanął z
tyłu, pewnie tylko udając powagę. Po co oni w ogóle przyjechali? Czy ktoś ich
tutaj zapraszał? Przecież to byli rodzice taty, nie byli spokrewnieni z rodziną
mamy, a z prababcią ile razy w życiu
gadali, ile ją razy na oczy widzieli?! Z dziesięć? Pieprzony uśmiech. Wyglądała
jakby przyszła na spotkanie z przyjaciółkami. Widać, że jest bardzo przejęta.
![](https://img.wattpad.com/cover/31440554-288-k708342.jpg)
CZYTASZ
Pozwól sobie pomóc
Teen FictionCo zrobić kiedy nie jest się do końca zdrowym i sprawnym? Może iść na koncert ulubionego zespołu i na m&g zachwycać się, że jeden z członków czyta tą samą książkę co ty? Nie? Cóż... Ona tak zrobiła. Tylko jaki był tego efekt? Wyrzucenie z areny...