9.

64 9 6
                                    

Hinata musiała wydobrzeć. W końcu po takim zużyciu chakry i biegu stan jej ran wewnętrznych trochę się pogorszył.

Początkowo mężczyzna przypominający rekina patrzył na nią jak na niepotrzebne utrudnienie. W końcu, po co w Akatsuki dwunastoletnie dziecko? I to chore dwunastoletnie dziecko?

Kilka razy to skomentował, kiedy powolnym tempem przemieszczali się w stronę kryjówki. W normalnych okolicznościach zajęłoby im to góra dwa dni. Teraz podejrzewał, że tydzień to będzie za mało.

- Itachi, weź ją nieś, czy coś. Wolniej iść się już nie da.

- Jeśli tak ci się spieszy, Kisame, to sam ją nieś - odpowiedział Itachi, mierząc partnera nieprzyjemnym spojrzeniem. - O ile Hyuga ci pozwoli.

- Jedyną formą, w jakiej będę dźwigał dzieciaka, to połkniętego przez Samehadę.

Hinata odsunęła się od mężczyzny. Nie wiedziała, czym była Samehada, ale na pewno niczym przyjemnym. Tak jak ten dziwny, obandażowany twór, który nosił na plecach.

Hoshigaki spojrzał na nią krytycznie, po chwili niebezpiecznie się uśmiechając. Dziewczyna wolała nie wiedzieć, o czym sobie pomyślał.

Dopiero teraz zaczynało do niej docierać, w jakim była niebezpieczeństwie. Szła z dwoma przestępcami do szefa całej organizacji. Jedynym wyjściem było iść dalej, bo pewnie ją zabiją, kiedy tylko wykona krok w złą stronę.

Przed jej oczami znowu pojawiły się czarne kropki. Poczuła nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. Po chwili zaczęła kaszleć, a wraz ze śliną wypłynęło kilka kropel krwi. Zatrzymała się i oparła o drzewo. Chwilę później to samo zrobili shinobi z Akatsuki, czekając aż jej atak minie.

Szczególnie Kisame wydawał się być poirytowany nagłym postojem. Po co im ktoś taki? Spojrzał na Itachiego i już miał zapytać, kiedy chłopak go uprzedził.

- Walczyła w stylu Jyuuken i trzy razy została uderzona w klatkę piersiową - Kisame parsknął zdziwiony.

Z historii z Kirińskiego ANBU Kisame wiedział, że po jednym uderzeniu można umrzeć. Coś jednak musiało być na rzeczy z tą dziewczynką. Oby tylko konsekwencje tej walki nie okazały się długoterminowe.

- Tylko nikt u nas nie specjalizuje się w technikach leczniczych. No, może Kakuzu umie zszywać ludzi, ale to nam się teraz nie przyda - zwrócił uwagę starszy z nich.

Itachi założył poprawnie płaszcz, po czym zakasał rękawy. Podszedł do Hinaty, która początkowo odsunęła się jeszcze do tyłu.

- Spokojnie, tylko spróbuję cię podleczyć - powiedział, ale jego ton głosu nie brzmiał w żaden sposób uspokajająco.

Hinata usiadła, dalej oparta o drzewo, a mężczyzna kucnął obok. Przyłożył do niej ręce, tak na wysokości serca, po czym z jego dłoni zaczęła wydobywać się zielona łuna.

- Ty jak zwykle musisz się popisywać, co? - zaśmiał się Hoshigaki, zakładając rękę na rękę.

- ANBU w Konosze wymaga takich umiejętności - odpowiedział czarnowłosy, jakby wcale nie wyłapał żartu.

Kiedy skończył, pomógł Hinacie wstać. Spojrzał na Kisame, jakby czegoś oczekiwał. Po chwili wiadomo było, czego.

Kisame owinął szczelniej bandaż wokół swojego miecza, po czym przekazał go partnerowi. Mimo leczenia Hinata była jeszcze słabsza, niż wcześniej. Tyle wyszło z tego geniuszu Uchiha.

Hoshigaki westchnął, po czym wziął dziewczynkę na ręce. Ta niedługo później straciła resztki świadomości, z przemęczenia zasypiając.

- A teraz mów, po co nam ona?

- Zetsu się pojawił. Byakugan wesprze nas w polowaniu na jinchuriki. Ma podstawową wiedzę o technikach klanu i wie, jak ją zastosować. W końcu przeszła przez drugi etap egzaminu. Zostało tylko ją wzmocnić i nauczyć nowych technik - poinformował towarzysza nastolatek, gdy musieli zrobić postój na sen.

- Żebyś tylko nie zrobił z niej swojego młodszego braciszka. 



***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan

Hinata Z Konohagakure |Hinata Hyuga| (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz