Prolog

56 4 2
                                    

-przykro mi, lecz szanse na przeżycie twojej żony i dziecka są niewielkie-powiedział podnosząc głowę znad chorej, Malcolm. Księżniczka Cassandra drugi raz zaszła w ciąże, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem i następczyni tronu leży w pięknym łożu zalanym jej potem i łzami. Horace opuścił ramiona

-Malcolmie, powiedz chociaż, że zrobisz wszystko co w twojej mocy aby przeżyły-powiedział rycerz starając się aby jego głos nie zadrżał. Usłyszał ciche pukanie, więc odwrócił głowę patrząc kto ośmielił się przeszkodzić mu w tak trudnej chwili. Przez drzwi weszła jednak jego trzyletnia córeczka, w rękach trzymała coś czym chyba miał być wianek. Jej paluszki były jednak za mało sprawne aby wyglądał choć odrobine jak wianuszek. Dziewczynka miała zmartwioną twarzyczkę, a jej oczy przepełniał strach. 

-Tatusiu, cy mogę psytulic mamę- spytała lekko się jąkając Maddy. Horace westchnął starając się opanować emocje

-Oczywiście, że możesz córeczko-powiedział siląc się na uśmiech. Dziewczynka podbiegła do mamy i zaczęła się wspinać na łóżko. Cassandra wzięła ją na ręce i przytuliła do piersi, jakby starając się chronić córkę przed tym co spotkało ją samą. 

-Mamusiu, zobac co zlobilam dla ciebie. Wianek. Ciocia Alyss mi pomagala- rozpromieniona powiedziała mała Maddie. Mama wzięła delikatnie wianek do ręki i z trudem założyła go na głowę. Horace głośno wypuścił powietrze. Nie mógł patrzeć w jakim stanie jest jego żona. Wiedział jednak, że jeśli on się podda ona też, więc starał się zachować kamienną twarz i nie wybuchać co kilka sekund płaczem. Madelyn zsunęła się powoli z łóżka i przytuliła się do ojca, który wciąż stał z takim samym wyrazem twarzy. 

-Malcolmie czy możemy porozmawiać?-zapytał Horace

-Oczywiście-powiedział  przytakując dla potwierdzenia słów głową. Rycerz powiedział kilka słów na ucho córeczce na co ta się rozpromieniła i wybiegła z pokoju. Obaj panowie wyszli zamykając starannie drzwi.-O czym chciałeś porozmawiać, mój drogi?-zapytał Malcolm wyraźnie zmartwiony

-Czy naprawdę nie da się jej jakoś pomóc!?-machnął ręką w stronę pokoju chorej żony

-Przykro mi, lecz na razie pozostaje nam jedynie czekać. Chociaż...-Horacemu oczy zabłysły z ekscytacji

-Chociaż co!?-zapytał pospiesznie. Malcolm przejechał ręką po twarzy, jak człowiek, który ma już dosyć życia

-W Skandii, w Lesie Szarego Wschodu. Rosną zioła, „Zioła wschodu", które mogą uleczyć królową i dziecko-powiedział uzdrowiciel

-No to na co czekamy!? Skandianie to nasi przyjaciele!-Horace na nowo odzyskał energię. Malcolm położył mu dłoń na ramieniu, aby ostudzić jego zapał k spojrzał mu w oczy

-Horace, Cassandra i tak może umrzeć. Zioła mogą nie pomóc. Mogą pogorszyć jej stan.-zawahał się- Jeśli jednak chcesz bardzo spróbować, to wybierz jak najkrótszą drogę-mówił spokojnie aczkolwiek stanowczo, aby jego słowa dotarły do Horaca. Tak też się stało. Chłopak przestał podskakiwać, a w jego oczach nie było już śladu po radosnych iskierkach.-To trudne zadanie, ponieważ mamy teraz zimę i sztormy są ogromne. W Skandii jest bardzo zimno, a podróż do samej Skandii trwa kilka miesięcy

-Ale co mamy zrobić!-krzyczał Horace. Aż służąca chodząca po korytarzu odwróciła sie aby dowiedzieć się co tak zdenerwowało rycerza.

-Horace! Powiedziałem, że można spróbować. Masz racje nie możemy bezczynnie patrzeć jak księżniczka się męczy. Dlatego zastanów się. Może ktoś jest na tyle odważny, szybki i nie ma choroby morskiej, że nada się do tego zadania. Wybierzcie najkrótszą i najbezpieczniejszą trasę. Może ktoś zgodzi się popłynąć aby ratować Cassandre-Horace zamyślił się na chwile 

(Nie)Następczyni tronuOnde as histórias ganham vida. Descobre agora