3. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.

29 9 2
                                    

Aurora

Każda odpowiedź na jego pytanie wydawała się zła.

Jeśli bym się przyznała do tego, że uwielbiałam robić zdjęcia, mógłby zacząć dochodzić do niepokojących dla mnie wniosków. Zaprzeczając skazałabym siebie na jeszcze więcej podejrzliwości z jego strony. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia.

- Tak - odpowiedziałam na pierwsze pytanie, bo jakiekolwiek inne słowo było tutaj niemożliwe do wypowiedzenia.

W końcu sam na własne oczy zobaczył, że miałam aparat.

Jednak na pytanie, czy robiłam zdjęcia, potrzebowałam dodatkowej sekundy. Musiałam uważać na to, co chciałam powiedzieć.

Wyprostowałam się, zakładając torbę na ramię. Chwilę wcześniej ją zapięłam, aby nie mógł dłużej przyglądać się aparatowi.

- Czasami - dodałam.

- Mhm - mruknął, a coś w jego oczach zabłyszczało, kiedy ponownie na niego spojrzałam.

Uśmiechnął się.

Stwierdziłam, że to koniec naszej rozmowy, więc bez żadnego pożegnania odwróciłam się.

- Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj się na siebie natkniemy - oznajmił.

Jakby rzeczywiście szczerze tego chciał.

Domyślałam się, że to nie dlatego, że po prostu zainteresowałam go swoją osobą. Czułam, że chciał mnie wybadać. A ja nie mogłam na to pozwolić. I tak na tym tarasie wydarzyło się za wiele.

- Nie wracam już tutaj. A w tłumie ludzi staję się niewidzialna. Więc raczej się nie zobaczymy - odpowiedziałam, przekręcając się w jego stronę.

Bo tak właśnie zawsze było. Łatwo wtapiałam się w tło innych bawiących się osób, nie rzucając na siebie niepotrzebnej uwagi, gdy tego nie chciałam.

- Jestem pewny, że znajdę cię bez problemu. Masz wyjątkową urodę, Auroro.

Nie miałam pojęcia czemu wydawało mi się, że gdy do mnie mówił, to jego głos nie docierał tylko do moich uszu, a też do duszy. To było dziwne. Magiczne.

Skupił uwagę na moich włosach, ustach, a następnie ponownie na oczach.

Kilka razy słyszałam od innych, że miałam nieco dziecięcy wyraz twarzy, ale nie w złym tego słowa znaczeniu. Po prostu, mając osiemnaście lat, wyglądałam na maksymalnie szesnaście, gdyby skupić się jedynie na twarzy. Jednak ciało dawało jasno znać, że mogłam być już pełnoletnia.

- Dziękuję - odparłam, bo nie wiedziałam, co więcej mogłabym dodać.

Nie byłam przyzwyczajona do takiego zainteresowania swoją osobą, nawet jeśli było to tylko chwilowe z czyjejś strony.

Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam na randce. A musiałam przyznać, że to było jedno z moich mniejszych pragnień do spełnienia, aby jeszcze na jakąś się wybrać. Z chłopakiem, do którego dażyłabym jakieś większe uczucia.

Kiedyś byłam zakochana, a może nawet było to tylko mocne zauroczenie.

Żałowałam, że nie miałam czasu na to, aby przeżyć swoją wielką miłość. Tak jak między innymi rodzice czy James.

Gdyby nie ciążyło nade mną widmo ostatnich dni życia, z pewnością zaryzykowałabym i została na tarasie nawet całą noc. Bo tak naprawdę niczego innego w tamtej chwili nie pragnęłam jak właśnie tego.

Ale nie mogłam dawać mu nadziei, że się lepiej poznamy, bo to było niemożliwe. Na pewno nie była mu potrzebna znajomość z osobą, która i tak miała niedługo zniknąć.

Skrawek niebaWhere stories live. Discover now