35. Nie dam rady.

27 4 1
                                    

Aurora

Tydzień później

Kiedy obudziłam się w kolejny wtorek, nie potrafiłam wyrazić wdzięczności, jaką czułam, że mogłam ponownie otworzyć oczy.

Siódmy września. Patrząc na słońce za oknem, wydawało mi się, jakby był środek lata. Wszędzie było kolorowo od posadzonych przy szpitalu kwiatów. Ludzie spieszyli się na chodnikach.

Zerknęłam na zegarek, odkrywając, że było kilka minut po ósmej. Starsi pędzili do pracy, młodsi do szkoły. I choć ja leżałałam w ciepłej pościeli, a promienie słońca grzały kawałek mojej twarzy i czułam się tak błogo, nie myśląc o żadnym obowiązkach, oddałabym wszystko, aby zamienić się na chwilę z kimś miejscami.

A potem, analizując to dalej, skarciłam siebie w myślach. Jak mogłam chcieć, aby ktoś przechodził przez to, co ja?

Dopiero, gdy chciałam się podnieść, aby sięgnąć po telefon, zrozumiałam jak wiele zebrała mi ta noc. Nie miałam już siły nawet się podnieść, przez co w moich oczach zebrały się łzy. Ale nie dane mi było się ich pozbyć, bo nagle ktoś zapukał do mojego pokoju, a trzy sekundy później wszedł.

A weszło moje prywatne słońce, rozświetlając myśli tak, że przez najbliższe kilka sekund byłam w stanie myśleć tylko o nim. O tym, jak bardzo się cieszyłam, że mogłam się z nim zobaczyć kolejny raz.

- Hej, piękna - odezwał się Miles, siadając u mojego boku na łóżku.

- Hej - odpowiedziałam, ale zabrzmiało to bardziej jak skrzek, bo od kilkunastu godzin nie wypowiedziałam żadnego słowa.

Odchrząknęłam i poprawiłam się, po czym chłopak pocałował mnie w usta.

- Jak się czujesz? - zadał standardowe pytanie.

Zastanawiałam się, jak odpowiedzieć, aby nie skłamać. Chciałam być szczera. Zasługiwał na prawdę.

Na moich ustach zamalował się grymas, który świadczył o tym, w jakiej rozsypce byłam w środku.

- Nie mogę się podnieść - odpowiedziałam łamiącym się głosem. - Lekarz mówił, że tak będzie. Że to będzie znak, że...

- Ciii...- zaczął mnie uspokajać, choć dostrzegłam zdenerwowanie w jego oczach.

Nie spodobało mu się to, co powiedziałam. Coraz więcej energii traciłam na mówienie. Na każdą najmniejszą czynność, aż w końcu moje ciało całkiem straciło posłuszeństwo.

Czy to właśnie miał być ten dzień? Mój ostatni dzień?

- Wdech - zaczął mnie ilustrować, widząc jak powoli wpadam w atak paniki.

Już nie pierwszy w tym tygodniu.

- Wydech.

Dobre pięć minut minęło, zanim się uspokoiłam. Zanim wypłakałam łzy, których na początku nie chciałam, aby widział. Nie chciałam, aby taką mnie zapamiętał.

Gdy zobaczył, że jest w porządku, poinformował mnie o tym, że niedługo zjawią się moi rodzice, a popołudniu James.

Spędziliśmy jeszcze razem z pół godziny, po czym postanowił opuścić pomieszczenie, gdy pojawili się moi bliscy. Wraz z nim z nieba zniknęło słońce.

Nie potrafiłam pozbyć się złego poczucia, które ogarnęło mnie, kiedy zniknął mi z oczu. Nie, nie mogłam tak myśleć. Może byłam wrakiem człowieka i nie potrafiłam się samodzielnie poruszać, ale wiedziałam, że nie odejdę, póki nie zobaczę go ten ostatni raz.

Skrawek niebaWhere stories live. Discover now