C z ę ś ć I I

10 1 11
                                    

Loid zrobił unik, strzelając jednocześnie do napastnika. Ten w ostatnim momencie odchylił się, robiąc salto w tył i strzelił na raz z dwóch pistoletów.

„Ty szumowino", pomyślał Loid, znikając za kontenerem i zmieniając kurs swojego strzału w dół. Usłyszał wrzask przeciwnika utwierdzający Forgera, że celnie trafił w jego stopę. Zwinnie przemknął zza swojej osłony i dokończył dzieła, strzelając w głowę mężczyzny. Usłyszał brzęczenie komórki w kieszeni, ale zignorował je, szybkim marszem idąc do celu jego misji. Stalowe drzwi błysnęły groźnie na końcu korytarza. Gdy Loid ponownie usłyszał brzęczenie komórki, westchnął zniecierpliwiony i sięgnął do kieszeni, żeby sprawdzić kto dzwoni. Zmarszczył brwi, widząc na ekranie numer Yor, jednak samo spojrzenie nieznacznie złagodniało. Przerwał przychodzące połączenie i szybko wystukał wiadomość: „Mam pacjenta, nie mogę teraz odebrać."

Mimo chęci szybkiego zakończenia misji, Loid nie schował komórki do kieszeni, ciekaw co sprawiło, że Yor zadzwoniła nie tylko w czasie jego pracy, ale również i swojej. Poruszył się niespokojnie w miejscu. Po krótkiej chwili dostał wiadomość zwrotną: „Chodzi o Anyę". Loid przewrócił oczami, czując jak jego napięcie opada, po czym w końcu wyciszył, a następnie schował telefon na swoje miejsce. Cokolwiek przeskrobała ich 6-latka, mogło na razie poczekać.

Założył specjalne gumowe rękawiczki i nałożył na uszy słuchawki stetoskopu. Przyłożył końcówkę narzędzia do drzwi i pilnie się w nie wsłuchał. Tak jak się spodziewał, wewnątrz usłyszał cichutkie tykanie. Przesunął słuchawkę w prawo, lecz tam dźwięk się urywał. Zaczął więc przykładać ją bardziej na lewo i tak jak się spodziewał, tam dźwięk się nasilał. „Amatorzy", pomyślał.

Badał drzwi szybko, ale z uwagą, nasłuchując gdzie dźwięk był najbardziej wyraźny. W końcu doszedł do miejsca najbliżej ściany, gdzie natężenie tykania było największe. Dotknął dłonią lekko chropowatej powierzchni i naparł na nią palcami. Przyłożył ją kawałek dalej i powtórzył akcję, ale tym razem, tak jak się spodziewał, kwadratowy kawałek ściany ustąpił, krusząc na ziemię nieco tynku. Coś w drzwiach zafurkotało, zagrzmiało, po czym metal ciężko się otworzył. Loid przyjrzał im się uważnie. Były na tyle grube, że przy odpowiedniej prędkości mogłyby zmiażdżyć człowieka na miazgę. Dla pewności rzucił pomiędzy nie styropianową kostkę, a kiedy nic się nie wydarzyło, bezszelestnie przedostał się na drugą stronę. W oddali usłyszał ciche rozmowy. Wychylił się niepostrzeżenie zza rogu i zobaczył w oddali grających w karty czterech strażników. Piąty wstawał właśnie, rzucając przekleństwami oraz swoją talią. Loid szybko oszacował ich słabe punkty oraz atrybuty, po czym z wycelowaną w stojącego, wykłócającego się ze współpracownikami mężczyznę bronią oddał pierwszy, ściszony dzięki tłumikowi strzał.

***

Yor stała właśnie przy wyższej stanowiskiem urzędniczce, na zastępstwie koleżanki, która była na zwolnieniu. Z uśmiechem doradzała kobiecie w średnim wieku kolejne kreacje na zebranie rady miasta i pasujące do nich kapelusze. Kiedy szanowna matrona odrzuciła kolejną sukienkę, powieka Yor drgnęła w nerwowym tiku.

Kobieta zmierzyła Yor oceniającym wzrokiem, z przesadnie pomalowanymi fuksjową szminką ustami wygiętymi w wyrazie dezaprobaty.

– Dobra asystentka skarbnika ratusza nie miałaby takich problemów z dobieraniem mu ubrań, gdyby sama miała jakiekolwiek wyczucie w kwestii własnego ubioru – skwitowała kąśliwie.

Oczy brunetki nabrały wyrazu zbitego szczeniaka.

– Naprawdę bardzo panią przepraszam, może tym razem znajdziemy coś lepszego-...

Nagle wypowiedź przerwał jej znajomy głos współpracowniczki.

– Yor!

Millie szła w jej stronę pewnym krokiem, kołysząc przesadnie biodrami.

When Did Those Shadows Come?Where stories live. Discover now