C z ę ś ć I I I

11 1 15
                                    


Nawet rozproszonej uwadze Yor nie umknęło, że Loid nie wypuścił jej z uścisku - który nonszalancko przeniósł na bezpieczną strefę wcięcia w jej talii - po wyjściu z kawiarni, następnie oddaleniu się od niej na dystans słuszny, by stwierdzić, że zniknęła im z zasięgu wzroku, ani kiedy zniknęli za rogiem kolejnej ulicy. Ich drodze towarzyszyła cisza, zagłuszana wyłącznie przez odgłosy sennego po ulewie otoczenia. Yor czuła się w tej sytuacji jakby była jeńcem wojennym, ale nie protestowała. Z jakiegoś powodu miała poczucie winy, jakby co najmniej zdradziła Loida. Nagle stanęła jak wryta, opierając się naporowi ramienia męża, doznawszy olśnienia. Loid również przystanął i spojrzał na nią pytająco. Yor zacisnęła dłonie w pięści i przycisnęła je do klatki piersiowej.

– P-panie Loid! – Jej twarz była wypełniona szczerą skruchą, a zęby szczękały od chłodu przeszywającego ją do kości; dzięki płaszczowi, który jej pożyczył nie było jej ani trochę zimno, ale emocje kobiety zaczęły jeszcze bardziej się ujawniać. – Przepraszam, że siedziałam w tej kawiarni zamiast szu-szukać A-anyi! – Zamknęła oczy, marszcząc czoło. – Naprawdę sprawdzałam w-wszędzie – zaczęła żywo gestykulować – ale nie mo-mogłam n-nigdzie... i-i w-wtedy pojawił się P-philip i-...

– Yor – Loid stanął naprzeciwko niej, delikatnie chwytając jej machające ręce i zmuszając, by spojrzała na niego. Twarde, skupione spojrzenie złagodniało. – Dobrze, że nie kontynuowała pani poszukiwań na własną rękę. Z tego co zauważyłem, nie wzięła sobie pani nawet płaszcza, a z wychłodzenia jest tylko jeden krok do choroby – mimo mdlącego uczucia w trzewiach, narastającego od przeczytania jej ostatniej wiadomości wymusił nawet nikły uśmiech, by dodać jej otuchy. – Jestem wdzięczny temu... mężczyźnie, że zabrał panią z ulicy. Choć – jego uśmiech przygasł, a oczy nieznacznie przyciemniały. Zrobił minę jakby nie był pewien, jak ubrać następne zdanie w słowa i uciekł wzrokiem w bok – proszę mnie nie zrozumieć źle, ale jest pani teraz... zamężną kobietą. I... absolutnie nie mam prawa dyktować pani, co pani czuje – z trudem zmusił się do wyduszenia kolejnych słów neutralnym tonem. – Jednakże... są pewne, hmm... zasady... i... które, uhm... – nigdy w życiu Loid nie miał jeszcze takiej trudności z wyrażeniem swoich myśli. Podrapał się po karku i spojrzał na kobietę z nadzieją, że zrozumiała co miał na myśli.

Yor stała z zaszokowanym wyrazem twarzy, która była właśnie czerwona jak młody buraczek.

– Panie Loid! – Z łatwością wyrwała ręce ze stalowego uścisku mężczyzny i zaczęła ponownie nimi wymachiwać w negującym geście. – To absolutnie nie tak! Pan Philip tylko mnie zaprosił, żebym wyschła i się rozgrzała... Nie miał na myśli nic takiego...! To znaczy; miał, ale kiedy powiedziałam mu, że jestem mężatką-... proszę mi wierzyć, ja nigdy bym panu tak nie-...

Loid westchnął głęboko z zamkniętymi oczami i pomachał uspokajająco dłońmi.

– Nic się nie stało. Skoro mówi pani, że to nic, to w takim razie pani wierzę. Wiem, że z czasem to może przestać być takie łatwe jak się na początku ulotnie wydawało, ale jeśli by pani kiedykolwiek-...

Teraz to Yor mu przerwała.

– Dobrze, w takim razie może lepiej zakończmy ten temat – jej żołądek zacisnął się w supełek. Ta chwila musiała w końcu nadejść. Odetchnęła głęboko. – Szukałam Anyi wszędzie gdzie tylko można by było się jej spodziewać i jeszcze dalej, ale w domu jej nie ma, u Blackbellów też, na terenie Akademii również, w żadnym sklepie z zabawkami, centrum... – Pokręciła głową i kiedy spojrzała na Loida, jej oczy były zaszklone, ale pełne niezwykłej determinacji. – Musimy ją odnaleźć za wszelką cenę!

Loidowi przez ułamek sekundy przemknęło przez myśl, jak silną kobietą jest jego udawana żona.

Kiwnął głową i delikatnie popchnął Yor do przodu, żeby ponownie ruszyli. Ich szybkie kroki niosły się echem po chodniku. Randomowej osobie nie uwierzyłby, że faktycznie szukała „wszędzie", ale tu była mowa o Yor. Jeśli ona powiedziała, że dołożyła do czegoś wszelkich starań, to tak właśnie musiało być. Jakimś niewyjaśnionym sposobem kobieta zawsze potrafiła w błyskawicznym tempie zareagować na nagłe wypadki i ze wszystkimi przygotowaniami uwinąć się w mgnieniu oka. Mimo naturalnej sympatii, jaką do niej czuł musiał przyznać, że jej czyny znacznie wyprzedzały jej procesy myślowe.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 05, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

When Did Those Shadows Come?Where stories live. Discover now