IX.6.

377 45 3
                                    

– A gdzie masz sternika? Umiesz tym w ogóle pływać? – spytałam, kiedy jacht odbił od brzegu.

– A nie za późno pytasz? – zaśmiał się. I miał rację, przecież gdyby powiedział, że nie, teraz musiałabym wracać na brzeg wpław.

– Czyli umiesz – założyłam. – Kolejny niezwykły talent wielkiego Alexandra?

– Dobrze, że nie nazywasz mnie Aleksander Wielki – zakpił. – Przez ciebie nabawiłbym się megalomanii.

Parsknęłam śmiechem.

– Megalomanię to ty już dawno masz. Miałeś ją zanim mnie poznałeś i będziesz miał, jak już mnie tu nie będzie.

– Jak to „nie będzie cię"? – Odwrócił się w moją stronę.

– Tylko do końca sierpnia pracuję u ciebie, pamiętasz?

– Pamiętam. A potem już nie będziesz pracowała – oznajmił mi oczywistą oczywistość.

– No nie będę.

– W takim razie ciesz się, póki tu jesteś – skonkludował i wrócił do prowadzenia jachtu.

Słońce prażyło coraz mocniej, więc schowałam się pod zadaszeniem i obserwowałam jak najprzystojniejszy facet na świecie, ubrany w bermudy, t-shirt w palmy i okulary słoneczne, prowadzi jacht w stronę słońca. I to był miły widok.

Alex wpłynął w niewielką zatoczkę, zatrzymał jacht, opuścił kotwicę i dopiero wtedy odezwał się do mnie znowu:

– Jesteśmy na miejscu, Red.

– Możemy tu stać?

– Oczywiście. Wyciągaj krem z filtrem – polecił mi, a sam... zdjął koszulkę i spodenki, zostając tylko w obcisłych kąpielówkach, takich jakich nikt w USA nie używał. Specjalnie to zrobił prowokator jeden, teraz się będę gapić.

Zdjęłam więc sukienkę i wyjęłam krem z filtrem z torby. Zaczęłam smarować sobie nogi, ręce i poprawiłam twarz, na którą już rano nałożyłam mniejszy filtr.

– Daj tę tubkę, posmaruję ci plecy – zażądał Hughes i musiałam się zgodzić, bo sama bym tego nie zrobiła.

Jego dotyk wyczyniał cuda z moim ciałem. Musiałam się powstrzymywać, żeby nie jęczeć z przyjemności. Zrobiłaś się żałosna, Gaëlle. Karcenie się w myślach jednak niewiele mi pomogło.

– Chcesz popływać? – Jego głos wyrwał mnie z chęci samobiczowania.

– Jasne.

– To wskakuj do wody – zaśmiał się, po czym zszedł po drabince i zanurzył się z lazurowej toni. A myślałam, że będzie się popisywał.

Zrobiłam to samo, co on. Woda była bardzo ciepła jak na moje standardy. No, może w Houston o tej porze było cieplej, ale tam nie chodziłam zbyt często nad morze. Alex wolał, żebyśmy korzystali z basenu na terenie rezydencji „bo tak było bezpieczniej". Jego paranoja czasem przybierała niegroźne formy, innym razem bywała irytująca.

Pływałam ostrożnie, nie oddalając się za bardzo od jachtu. Pozwoliłam sobie nawet zanurkować, ale zaraz wypłynęłam, prychając. Słońce świeciło coraz mocniej, ale w wodzie się tego aż tak nie czuło o tej porze. Po południu będzie gorzej.

Kiedy miałam dość pływania, postanowiłam wrócić na jacht. Rozłożyłam sobie ręcznik na pokładzie i położyłam się przodem do słońca. Boski relaks. Nie cieszyłam się jednak zbyt długo spokojem.

– Nie trzeba cię posmarować drugi raz? – Usłyszałam nad sobą głos i poczułam cień Alexa.

– Nie, filtr jest wodoodporny – odparłam. – Nie zasłaniaj mi słońca.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz