Rozdział 4

326 28 11
                                    

Obudziłem się rano, nie wiem o której godzinie... W każdym razie było jasno. Podniosłem swoje arystokrackie cztery litery z łóżka i zszedłem na dół. Leżałbym dalej ale waliło w tym pokoju zdechłym ptakiem. No więc kiedy już znalazłem się w salonie to stwierdziłem, że głupio zrobiłem wybierając salon zamiast kuchni. Zmieniłem decyzję bardzo szybko i po chwili stałem już z głową w lodówce i zastanawiałem się nad wyborem posiłku. Słyszałem jak tata chrapał, więc starałem się wyciągać moje pożywienie z lodówki bardzo cicho by ani jego ani mamy nie obudzić. Udało mi się to i wziąłem się za jedzenie. Kiedy już czułem, że więcej nie zjem, otworzyłem szafkę w ścianie i wrzuciłem tam resztki, które następnie trafią poza dom, do kubła dla biednych syren. Współczuję tym ludziom z ogonami dlatego często wyrzucam też dobre jedzenie, ponieważ żal mi się ich robi. Usłyszałem powiadomienie z laptopa mówiące o otrzymaniu nowej wiadomości. Podchodzę i otwieram ją.

jeremy77@gmail.com

Chcialem Ci tylko przypomniec abys nie zapomnil dzisiaj wpasc.

Natychmiast wystukałem odpowiedź na klawiaturze:

Nie martw się, nie zapomniałem.

Szczerze? Skłamałem. Tak naprawdę to zapomniałem. Dziwne bo syreny nie zapominają... Ale mama mi mówiła kiedyś, że jak się wyklułem to spadłem lekarzowi, który był odpowiedzialny za temperaturę inkubatora, na podłogę. Nie wiem czy w to wierzyć ale fakt, że zapominam o spotkaniach i tak dalej, które mają się odbyć kolejnego dnia, jest w sumie dobrym dowodem na to, że mnie nie okłamała z tym lekarzem. Usiadłem na kanapie i odetchnąłem. Przypomniałem sobie to, co wczoraj pomyślałem na temat gejostwa. Nie, nie jestem jednak gejem. Uważam, że mógłbym być z Lily i, że jest w sumie bardzo ładna. Dobra, może nie bardzo ale jest. Widziałem wiele lepszych dziewczyn ale z uwagi na moją nieśmiałość nie zagadałem. Zobaczyłem, że Luke schodził po schodach z kwaśną miną, więc doszedłem do wniosku, że chce mu się po prostu sikać. Wziąłem go pod ramię, zawiązałem sznurek wokół szyji i poszedłem w stronę kabiny by się przejść z nim. Kochałem mojego młodszego o parę lat brata (zaskoczeni?) dlatego bardzo lubiłem z nim wychodzić w różne miejsca. Wziąłem go więc na spacer. Pływałem z nim po oceanie coś koło godziny aż w końcu znudziło mu się to i chciał wracać. Więc odpłynąłem go do domu i popłynąłem do Jeremy'ego. Kiedy przepływałem granicę jego dzielni kilkoro dziwnych typów podpłynęło do mnie. Zapytali "a ty skąd?" ja na to "nie stąd" a oni "wiesz co robimy tutaj z takimi "nie stąd"?" ja "przyszedłem do Jeremy'ego". Uciekli. W sumie dobrze jest mieć kontakty... szacunek wśród ludzi wtedy się ma. I to nie byle jaki szacunek! Popłynąłem jakieś 10 metrów do przodu i zatrzymałem się. Zdałem sobie sprawę, że nawet nie znam adresu. Wyłączyłem się po tym, jak podał dzielnice. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Nawet nie pamiętam jego nazwiska. W sumie nie wiem, czy je podawał. Dalej mnie zastanawia skąd on chociażby wziął mojego maila. Dziwne. Ale w sumie czego innego jak nie stalkingu można się po takich ludziach spodziewać? Stwierdziłem, że poszukiwanie domu Jeremy'ego zacznę od prawej strony.



Przepraszam, że dodaję po tak długim czasie ale nie miałam dostępu do laptopa. A więc zostawcie "★" jeżeli Wam się podobało... Możecie też zostawić komentarz, nawet lubię czytać te negatywne! Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdział możecie podać mi w komentarzu swój user. Dziękuję!

Mermaids - Jai BrooksWhere stories live. Discover now