ROZDZIAŁ CZWARTY

35.4K 1.5K 1.1K
                                    

kista (j. szwedzki) – trumna

Dzień po imprezie zdecydowanie nie należał do najlepszych.

Alkohol w połączeniu z ekstazy zawsze jest gwarancją katastrofy. Przez nagły wybuch endorfin, a później ich gwałtowny spadek, człowiek zupełnie traci chęci do życia i ma wrażenie, że już nigdy nie będzie tak szczęśliwy jak pod wpływem.

Tyle, że ja tego wieczoru w ogóle nie byłam szczęśliwa. Nakręcona? Podniecona? Rozemocjonowana? Owszem. Ale szczęśliwa? Ani przez chwilę.

Dodatkowo dręczyły mnie wyrzuty sumienia spowodowane sytuacją, do jakiej doprowadziłam między mną a Haydenem.

Chłopak nie daje mi o sobie zapomnieć i ciągle wysyła do mnie wiadomości, na które nie odpowiadam. I choć z jednej strony nie jestem pewna, czy zasłużył sobie na to, jak go potraktowałam, to z drugiej on sam nie pozostaje bez winy.

Przecież tak naprawdę mu na mnie nie zależy. Nigdy nie zależało. Po prostu nie może dopuścić do siebie myśli, że to ja zakończyłam naszą relację i powiedziałam ostatnie słowo.

Cały tydzień minął mi jak za pstryknięciem palców. Znów jest piątek, a ja przemierzam zamyślona wydziałowy korytarz, w głowie po raz kolejny powtarzając rodzaje fobii, których skomplikowane nazwy w końcu udało mi się zapamiętać.

Easton nie podał żadnych konkretnych zagadnień, więc nauczyłam się po trochu wszystkiego, co obejmuje rozdział o zaburzeniach lękowych. Martwię się tylko, że gdy już zada to jedno pytanie, moja wiedza okaże się niewystarczająco szczegółowa.

Przed wejściem do auli napotykam Evana. Chłopak opiera się o ścianę i grzebie coś w swoim telefonie. W chwili, w której wyczuwa moją obecność, unosi wzrok, a ja posyłam mu delikatny uśmiech, który odwzajemnia.

– O, Briana. Hej. Czekałem na ciebie – przyznaje, chowając komórkę do torby przewieszonej przez ramię.

– Cześć. To fajnie, bo nie mam ochoty przeżywać tych katuszy w samotności.

Parska pod nosem, a gdy wspólnie przekraczamy próg sali, pyta:

– Jak ci minął tydzień?

– W porządku. – Pewnie można by z tym polemizować. – A co u ciebie?

– Nic nowego. – Nie brzmi zbyt przekonująco, ale nie zamierzam go dopytywać o powód. – Jak myślisz, o co dziś zapyta?

Wchodzimy schodami na górę, a ja z zaskoczeniem rozglądam się po zapełnionej sali. Gdyby Easton nie zarządził, że jego wykłady są obowiązkowe, pewnie połowa zajętych miejsc byłaby dziś pusta.

– Hmm... – Udaję, że się zastanawiam, choć przecież rozmyślałam nad tym jakieś milion pięćset razy w ciągu ubiegłego tygodnia. – Wydaje mi się, że skoro na poprzednich zajęciach zaczął od zaburzeń lękowych, to tym razem skupi się wyłącznie na fobiach. W podręczniku jest o nich mowa na samym początku działu. Poza tym, to podstawa.

– Też tak uznałem. Ale gość wydaje się nieprzewidywalny, więc chyba lepiej na nic się nie nastawiać.

Nie kontynuujemy rozmowy. Najwyraźniej oboje jesteśmy dziś w nie najlepszych humorach. A na dobicie czeka nas wykład z facetem, przez którego prowadzenie zajęć na uczelni w Indianie jest traktowane na równi z działalnością charytatywną. Pomocą dla najbardziej potrzebujących – w tym przypadku niedouków z Bloomington, które nie myślą o niczym poza chlaniem i zabawą. Bo podejrzewam, że właśnie tym dla niego jesteśmy.

Zatrzymujemy się przy przedostatnim rzędzie, w którym zauważyłam dwa wolne miejsca. Evan wskazuje gestem ręki, bym ruszyła przed nim, więc zaczynam się powoli przeciskać przez siedzących ludzi. Zajmuję wolne krzesło, wyciągam z torebki notatnik i wyrywam z niego czystą kartkę, a później odkładam ją na stolik przed sobą.

The Science of Temptation. Dylogia Science #1 | WYDANEWhere stories live. Discover now