Rozdział 3. Przepłynąć ocean.

680 31 7
                                    

 - Felix.

Nie sądziłam, że jego imię tak gładko przejdzie mi przez gardło. To jedno słowo wypadło automatycznie z moich ust. Przyłożyłam dłoń do rozchylonych warg. Poczułam jak moje mięśnie się napinają, a serce zaczyna galopować w miejscu. Chwyciłam się framugi drzwi, dostając delikatnych zawrotów głowy.

Niemożliwe. Miałam omamy lub zatrułam się tanim winem. Innej opcji nie przewidywałam.

- Płakałaś? – zapytał, tak jakbyśmy dopiero co się wczoraj spotkali. Przecież nie widzieliśmy się dwa lata. Dwa męczące, bolesne lata. Gdy długo nie odpowiadałam, a jedynie się gapiłam, dodał. – Co się dzieje, Lottie? Mogę wejść?

Odsunęłam się na bok, wskazując ręką wnętrze mieszkania. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie nieśmiało i wszedł do środka, a ja wbrew woli się zaczerwieniłam. Nic, absolutnie nic się nie zmieniło. Wciąż reagowałam tak samo na LeBlanc, nawet na jego najmniejszy gest.

A nie powinnam.

Zamknęłam za nami drzwi, czując jak świat rozjeżdża mi się pod stopami. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co się właściwie dzieje. Mężczyzna niepewnie usiadł na kanapie, a ja zajęłam miejsce niedaleko niego. Zachowałam jednak trochę odstępu. Bliskość z Felixem brzmiała dziwnie, wręcz niepoprawnie.

Co się w tym momencie działo?

Felix LeBlanc przebywał w moim mieszkaniu, pachniał takimi samymi perfumami jak dawniej i przywracał wszystkie wspomnienia z Paryża. Zarówno te złe i przykre, jak i słodkie i romantyczne chwile przelatywały przez moją głowę. Dlaczego on tutaj był? Skąd wiedział, gdzie dokładnie mieszkam?

- Lottie, jesteś blada. Dobrze się czujesz? – usłyszałam jego zaniepokojony głos. Gapiłam się na niego, marszcząc brwi. Co on właściwie mówił? – Charlotte?

Ton jego głosu stał się poważniejszy. Przełknęłam ciężko ślinę, nabierając dużo powietrza. Tlen jakby prześlizgiwał mi się przez moje płuca, nie spełniając swojej funkcji. Zacisnęłam dłonie na materiale luźnych spodni, nie mogąc oddychać. To co się ze mną działo, nie było mi wcale obce.

- Charlotte? – mężczyzna powtórzył moje pełne imię, chociaż to co mówił, jakby odbijało się echem ode mnie. – Jezu, Charlotte!

Felix przesunął stolik dosunięty do kanapy i upadł na kolana przede mną. Położył ręce na moich udach i zaczął je pocierać w geście uspokojenia. Skierowałam wzrok na jego zaczerwienione knykcie, a moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy na palcu u lewej dłoni dostrzegłam sygnet. Ten sam, który podarowałam mu na jego osiemnaste urodziny. Ten sam, który miał być dowodem, jak bardzo mi na nim zależy. W moich oczach pojawiły się łzy. Nabrałam rozpaczliwie tlenu, ale to nie pomogło.

- Charlotte, popatrz na mnie.

Wpatrywałam się w biżuterię, chyba jedyną jaką aktualnie nosił. Nawet nie wiedziałam, czy jest to dozwolone w wojsku. Jak przez mgłę przypomniał mi się moment, gdy wręczałam mu ten prezent. Towarzyszyły nam wtedy tak silne emocje. Tak bardzo nie mieliśmy pojęcia co nas czeka w przyszłości.

- Wszystkiego najlepszego, Felix! Dużo miłości, szczęścia i zdrowia!

- Zdrowy jestem całe życie, a resztę mam razem z tobą.

A także chwile, gdy rozmawialiśmy o sygnecie w bibliotece podczas jego urodzin.

- Podoba ci się?

- Bardzo, to najlepszy prezent, jaki dostałem.

- A otworzyłeś już resztę prezentów? – zapytałam z rozbawieniem.

Jeden Kierunek Miłości II TOM [Zakończone]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora