~Prolog

207 8 2
                                    


Wszystko zaczęło się w pewnej krainie nazywanej Middle Earth, czyli Środziemiem. W północno- wschodnim Rhovanion znajdowała się siedziba plemienia krasnoludów. Plemię Durina. Na tronie góry Erebor zasiadywał król-Thror syn Daina I syna Naina II. Jego syn i wnuk bacznie czuwali przy królu cały czas. Thror po odbudowaniu Samotnej Góry zarządzał aby mieszkańcy Ereboru zajęli się kopaniem złota. Oni jak nikt inny umieli tworzyć cudowne przedmioty z diamentów, rubinów, szmaragdów i szafirów. Drążąc skałę coraz głębiej wśród ciemności wreszcie znaleźli Serce Góry. Arcyklejnot. Thror nazwał go klejnotem króla, ponieważ uznał, że to znak iż jest władcą z woli niebios. Wtem wszyscy oddali mu pokłon, nawet potężny król leśnych elfów- Thranduil. Im większe było bogactwo krasnoludów, tym mniejsze były pokłady ich dobrej woli. Nikt dokładnie nie wie co tak naprawdę wywołało niesmak. Elfy twierdziły, że krasnoludy ukradły ich skarb. Zaś krasnoludy rozpowiadały, że król elfów odmówił przekazania im należnej zapłaty. Wtedy ich sojusz upadł. Z wolna dni stawały się gorzkie. Nadciągała czujna noc. Thror zbyt mocno pokochał złoto. Zaczęła go brać niebezpieczna choroba. Choroba umysłu. A gdzie choroba, tam zło. Najpierw usłyszano hałas podobny do ryku huraganu z północy. Sosny na zboczu zatrzeszczały i pękły pod naporem gorącego wichru. Był to ziejący ogniem wiatr z północy. Smaug przybył. Okrutna śmierć spotkała mieszkańców miasta Dale. Miasto to było dla Smauga niczym. Chciał on zdobyć inną nagrodę. Bowiem smoki pragną złota. Smaug siał wszędzie sputoszenie nie oszczędzając nikogo. Bardzo pragnął swojej zdobyczy. Król pod górą pobiegł z Arcyklejnotem do skarbca. Lecz przeraźliwy smok był szybszy. Tracąc równowagę na schodkach Thror upuścił Serce Góry, które pochłonęło złoto. Smocza choroba, która władała królem pragnęła by ten odzyskał swoją błyskotkę, lecz jego wnuk uniemożliwił mu to wycofując się wraz z dziadkiem. Erebor padł. Smok będzie strzegł swej zdobyczy póki śmierć go nie zabierze do siebie.
-Na pomoc!!- wykrzyczał zdesperowany Thorin
Lecz Thranduil nie chciał narażać swych ludzi na gniew smoka. Elfy nie pomogły ani wtedy, ani nigdy więcej. Pozbawione ojczyzny krasnoludy tułały się wśród dzikich ostępów. Wielkie plemię na kolanach. Młody książę krasnoludów imał się każdej pracy. Ciężko harował w wioskach ludzi, lecz zawsze miał w pamięci górę, dymiącą pod księżycem. Drzewa płonące niczym pochodnie. Albowiem widział ogień smoka na niebie. I miasto obrócone w popiół. Nigdy nie wybaczył...I nigdy nie zapomniał...

***** ***

Tymczasem w odległym zakątku świata...Smoki były tylko bajką. Czarodziejską sztuczką w noc letniego przesilenia. Równie przerażającą co magiczny pył. Hobbity z Hobbitonu w Shire bawiły się w nieznane tańcząc do muzyki, pijąc piwo oraz oglądając fajerwerki puszczane przez czarodzieja zwanego Mithrandirem, inaczej Gandalfem Szarym...

---------------------------------------------------------------------------------

Z okazji moich urodzin wstawiam wam prolog do nowej książki o tematyce Hobbita. Love you all💋❤️

Brethil's adventure ~ Kili Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz