Rozdział jedenasty

628 80 22
                                    

Mitsubishi Eclipse zatrzymało się przed samym wejściem do bloku mieszkalnego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mitsubishi Eclipse zatrzymało się przed samym wejściem do bloku mieszkalnego. Speedo już czekał, widząc sportowy samochód subtelnie się uśmiechnął. Kierowca otworzył szybę i wystawił głowę przez otwór.

— Wsiadaj, przejedziemy się. — Rzucił Carbonara. Jego słowa łatwo zwabiły Alberta na miejsce pasażera.

Przejechali okolice Los Santos, by końcówo zatrzymać się w burger shocie. Ich znajomi nie mieli oporu przed wpuszczeniem ich na zaplecze, by tam mogli spokojnie zjeść bez obawy o spotkanie policji. Było tutaj co prawda duszno, ale nie mieli w zasadzie innego dobrego miejsca.

— Spodziewałeś się, że Siwy będzie u Montanhy? — Nicollo zjadł jednego frytka i ulokował swoje spojrzenie w zamyślonej twarzy przyjaciela.

— Nie, nie odzywali się do siebie. Ale skoro twierdził, że jest bezpieczny, to nie powinniśmy się wtrącać. — Odparł starszy zaciągając się shake'em truskawkowym. — Ważne, że wszystko z nim w porządku.

— A ty? Jak się czujesz? — Carbo w końcu musiał zacząć ten temat, szarooki spuścił wzrok na swoje jedzenie.

— To było głupie co zrobiłem. Sorry, że musiałeś mnie widzieć w takim stanie. — Oparł brodę na dłoni i cicho westchnął.

— Nie ukrywam, że najadłem się strachu. Nie uśmiecha mi się tracić więcej przyjaciół. — Głupio się zaśmiał. — Majaczyłeś coś o Vasquezie, co to ma wspólnego z twoją akcją? I gdzie on do cholery teraz jest? — Nicollo dobrze znał odpowiedź na drugie pytanie, musiał jednak wybadać teren po którym stąpa.

— Wyjechał sobie pewnie z Mią na jakieś wakacje. Wyjebane ma w to co dzieje się u nas. — Humor starszego od razu się pogorszył.

— Skąd wiesz? — Carbonara założył ręce i oparł się na krześle.

— Mia wyjechała, a on magicznie zniknął. Chuj mi nic nie powiedział, nie wziął nawet telefonu. — Gdyby mógł, pewnie uderzyłby pięścią w stół, na szczęście powstrzymał się przed niszczeniem stolika restauracji. — Wiedział, jak wpłynęło na mnie kasyno, a mimo tego zostawił mnie z tym wszystkim. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na niego zły.

— Złość była wystarczającym powodem, by mieszać narkotyki z alkoholem? — Słowa Nicollo zawstydziły białowłosego. Albert położył się na stoliku i zakrył rękoma.

— Z biegiem czasu mogę powiedzieć, że nie. — Wzruszył ramionami.

— A może nie chodzi tylko o złość? Sam w końcu wspominasz o Mii. — Carbonara cwanie się uśmiechnął widząc, jak starszy piorunuje go spojrzeniem.

— O czym ty mówisz? — Od razu się podniósł i wyprostował.

— O was. Tobie i Vasquezie.

Speedo aż zadławił się powietrzem. Odkaszlnął i rozmasował bolącą klatkę. Nicollo cicho się zaśmiał na tę reakcję. Już dawno przeczuwał, że coś się święci.

Blachary ~Punkt sporny~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz