Who or what knows?

25 3 0
                                    


Gdy mężczyzna wszedł do pokoju nie zastał ciepłej atmosfery, uśmiechniętych przyjaciół, a wśród nich jego ukochanego Felixa. W pomieszczeniu panował przeszywający chłód, a roześmiani chłopcy teraz mieli bezwładnie spoczywać przy stole, jakby martwi. Chociaż co do ostatniego był niemal przekonany, że jego nadzieje na to, iż jego bliscy żyją, są prawdopodobnie równie nierealne co bezpodstawne. Na jednym z krzeseł siedział wygodnie rozłożony, nie kto inny, jak Felix. Ten, jakby od niechcenia odwrócił wzrok od trzymanego w dłoni kieliszka, by spojrzeć na przerażonego szatyna. Czarnowłosy przez ten cały czas delikatnie się uśmiechał, wyraz jego twarzy był tak spokojny, że włosy na ciele przybyłego sekundy wcześniej Koreańczyka jeżyły się. Dopiero po upłynięciu paru sekund ten zorientował się, w jak nienaturalny sposób wygięty jest jeden ze zgromadzonych, w zamyśle mający s i e d z i e ć tuż obok domniemanego sprawcy, Bang Chan. Jedna z rąk mężczyzny była przerażająco wyłamana, przeciągnięta przez ozdobny, podłużny otwór w oparciu krzesła. Głowa bezwładnie zwisała nad stołem, może bardziej kierując się w stronę odwrotną od wykręconego barku. Twarz była blada, a jej wyraz jednocześnie martwy jak i poniekąd zatrzymany w czasie, tak jakby ciemnowłosy umierał w bólu i agonii. Chociaż w to Hwang nie wątpił. Kątem oka zauważył jak wolne ramię zwisa wzdłuż krzesła, a tuż pod nim na podłodze widnieje średnich rozmiarów kałuża krwi. Powoli przesunął spojrzeniem ku górze, z przerażeniem śledził pasma czerwonej substancji aż dotarł do źródła, wokół którego ciecz widoczna była w większych ilościach. Długo nie zajęło stwierdzenie, że gardło mężczyzny jest poderżnięte. Gdyby nie uwięziona w oparciu ręka, ciało zdecydowanie leżałoby na podłodze. Reszta mężczyzn wyglądała jakby jedynie spali chociaż Hyunjin gdzieś wewnątrz doskonale wiedział, że ci nie ważne jakby chciał wcale nie są pogrążeni we śnie. Całemu zajściu ze stoickim spokojem przyglądał się nadal siedzący między zwłokami Felix. Uważnie obserwował jak twarz Hwanga blednie i z chwili na chwilę bardziej wkrzywia się w narastającym przerażeniu. Takowy powoli zwrócił swój poczynający wypełniać się żalem wzrok na bystre oczy Australijczyka. Ten, w sposób pełen wdzięku wstał powoli kierując leniwe kroki w stronę odębiałego szatyna. Ostrożnie ułożył dłoń na jego policzku by złączyć ich usta w krótkim pocałunku. W jamie ustnej starszego szybko znalazła się kwaśna ciecz którą przełknął, coś jakby jego organizm bronił się przed zakrztuszeniem a nie mordercą. Nigdy nie lubił tego obrzydliwego, preferowanego przez Lee wytrawnego wina. Nie zareagował jakoś specjalnie na działanie młodszego. Zarówno jego umysł, jak i ciało nadal przetwarzały to, co przed chwilą dane mu było ujrzeć. Nie potrwało długo zanim poczuł chłód noża przyciśniętego do krtani. Piegus wykonywał każdy ruch z taką gracją i opanowaniem, każde jego działanie było pewne. Nie wahał się. Koreańczyk w odpowiedzi ciężko przełknął ślinę. Po chwili brunet jakby się rozmyślił, odsunął ostre narzędzie od ledwo draśniętej skóry. Przejechał językiem po wargach szatyna krótko je całując. Ten nagle zdał sobie sprawę jak słaby się staje, robi mu się duszno a powieki zaczynają być ciężkie. W tym momencie poczuł, jak jego ciało bezbronnie opada na chłopca przed nim niezdolne do dłuższego utrzymania się w pozycji stojącej. Felix powoli ułożył bliskiego sobie mężczyznę na ziemi ponownie przejeżdżając dłonią po jego policzku. 

 - Nigdy nie wiesz czy ktoś kto siedzi obok nie okaże się być psychopatą, prawda Jinnie? Byłeś zbyt naiwny. -Młodszy posłał mu czuły uśmiech, jednak ten różnił się od innych, które Lee zazwyczaj mu posyłał. Sam nie był pewien czym, w tej chwili nie był w stanie odpowiednio przemyśleć czegokolwiek. Jedynie czuł, jak po jego twarzy spływają gorące łzy bezsilności kontrastując z poczynającym przeszywać ciało chłodem. Jednego był pewien, nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale wiedział, że to co się działo, wprawiało go w rozpacz, ból i ogromny lęk jednocześnie. Nie był w stanie chociażby logicznie myśleć, więc umierał czując się głupcem. Po prostu z bólem wpatrywał się w lico ukochanego, który na pożegnanie ucałował jego czoło i usta by następnie wstać i powoli odejść.

 Pustka. Hyunjin ledwo pamiętał swoje imię, jako jedyny przeżył, a Felixa jakby nigdy nie było. On nie istniał. Przynajmniej to próbował sobie wmówić tłumacząc jego najprawdopodobniej permanentne zniknięcie, albo naprawdę tak myślał? Chociaż może to Hwang umarł? Może jest w śpiączce? Nie wiedział, czy to co się stało było jawą, może wyobrażeniem. Wiedział tylko, że mimo tego co Lee zrobił, on nadal go kochał. Nie czuł nic poza tym. W takim razie, czy którykolwiek z nich kiedykolwiek naprawdę żył? Czy może to też jedynie jakaś wizja? Nie miał poczucia czasu. Nie czuł co istnieje, co ma sens a co jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Wyobraźni człowieka, który możliwe, że nie istniał. On ani nikt z ludzi których może tak naprawę nigdy nie znał. Absolutnie nic nie było pewne, nie jest. Nawet to czy wpatrywał się w biały sufit, salę szpitalną, jadalnię czy też grzeszne spojrzenie.. jak się zdawało- mordercy. Nic.


"𝐓𝐡𝐞𝐧 𝐦𝐲 𝐥𝐢𝐦𝐛𝐬 𝐚𝐥𝐥 𝐟𝐫𝐨𝐳𝐞 𝐚𝐧𝐝 𝐦𝐲 𝐞𝐲𝐞𝐬 𝐰𝐨𝐧'𝐭 𝐜𝐥𝐨𝐬𝐞"

ゝ"Reality"Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum