ROZDZIAŁ 59

690 53 6
                                    

💎PARKER💎

Nigdy w życiu nie było mi tak dobrze z drugą osobą jak z Aurorą. Z nią... z nią to wszystko wydawało się do przejścia mimo, że tak naprawdę obydwoje byliśmy na odcisku jednego z potężniejszych mężczyzn z Kolumbii, a może i nawet Ameryki Południowej? Nie wliczałem w to swojego ojca, to była inna kompletnie strona medalu.

Bardzo powoli unosząc jej ciało pragnąłem nie wychodzić z niej już nigdy więcej. I serio, gdyby dało się coś zrobić, żeby była przy mnie ciągle zrobiłbym to bez zawahania i postawił przed faktem dokonanym.

– Parker – jęknęła bardzo cicho chwytając mnie za kark. Przysunęła nasze wargi do siebie i cmoknęła mnie w opuchnięte, dalej ociekające jej sokami usta.

– Tak, skarbie? – wymamrotałem przyciśnięty do niej.

Mój fiut między jej udami był twardy jak za pierwszym razem, kiedy się tam znalazł. Ostatkiem sił hamowałem się przed tym, aby wejść w nią i pokazać jej, że należała do mnie, tylko do mnie!

– Wejdź we mnie, już...

Boże! Czekałem na to przez pół dnia. Ostrożnie wbiłem w jej cipkę przyglądając się przepięknej twarzy, która rozluźniła się w rozkoszny sposób. Musiałem zacisnąć zęby, żeby nie dojść zbyt szybko. Przy niej to wszystko wydawało mi się, że przechodziłem od nowa.

Jej pierwszy raz, był tak naprawdę również moim pierwszym, kiedy robiłem to faktycznie z osobą, którą kochałem. Wcześniej nawet nie mogłem przełamać się, żeby całować poprzednie partnerki w usta. Było to dla mnie w dziwny sposób odrażające i niepewne siedlisko, w które mogłem wtargnąć bez przeszkód.

Nie to, co Aurora. Jej wnętrze należało do mnie, i tylko do mnie. To ja byłem jej pierwszym, i to ja miałem za zadanie dopilnować tego, żeby spełnić jej oczekiwania i wymagania pod każdym względem.

Spisałem się na to, i musiałem dotrzymać obietnicy.

Galopowałem w jej ciasnym wnętrzu niczym oszalały. Nasze ciała odbijały się od siebie, a jęki, oraz sapania rozchodziły się po wnętrzu sypialni. Czując jak zaciska się na mnie niczym imadło, a mój fiut z każdą chwilą jest coraz bliżej docisnąłem jej biodra do materaca.

Opadłem na nią mimo kropli potu na czole łącząc nasze wargi. Płynnie przesunąłem palcami po jej miękkim ciele docierając aż do spuchniętej łechtaczki. Masowałem kciukiem nabrzmiałe miejsce rozsypując ją, jak i siebie w drobny mak.

Dysząc spojrzałem na jej w oczy. Odsunąłem mokre kosmyki włosów z policzka i uśmiechnąłem się bardzo delikatnie.

– I co teraz?

– Nie wiem – wyszeptała z cholernym błyskiem w tęczówkach. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nieruchomo tak po prostu...

***

Minęło kilka dni od incydentu z Alvaro i jego żoną. Póki co sprawy ucichły, ale tylko głupiec raczył sądzić, że było to na dłuższą metę.

Gdy pewnej słonecznej środy pojawiłem się w swojej firmie doszły mnie słuchy, że Bellomo pokusił się o zerwanie każdego kontraktu jaki z nim zawarłem. A dzięki temu straciłem grube miliony, ale to nie było najgorsze.

Kiedy wszedłem w każdy plik, gdzie posiadałem klauzule, w których jasno zadeklarowane było, iż zerwanie takiej umowy w trybie natychmiastowym bez uzgodnienia z drugą stroną – i to toczyły się również mnie – wiąże się z solidną karą, okazało się, że żadnego punktu zaczepienia nie posiadałem, ponieważ został wyczyszczony każdy zakamarek mojego służbowego laptopa.

Zmuszony byłem zwolnić wszystkich do domów, a sam z pomocą zaprzyjaźnionego informatyka próbowałem odzyskać skradzione pliki, ale na marne. Cruz miał przeszkolonych pracowników i idealne pozbycie się jakichkolwiek dowodów było u nich na świetle dziennym.

– Wygląda tak jakby ktoś wymienił ci dosłownie każdą kartę, procesor...

– Kurwa! – przekląłem siarczyście rzucając jakąś marną figurką budowli w ścianę. Kawałki rozprysły na rozmaite kierunku układając się na ciemnym drewnie podłogowym.

– Nie dam rady zrobić nic. Nie da się już tego odzyskać. Ktoś zmienił ci wszystko na ustawienia fabryczne. No gdyby tylko była fabryka, poradziłbym sobie z tym, ale... nie masz niczego, co jest z poprzedniego procesora, ani kart.

Musiałem wrócić do mieszkania, a ukrywanie wkurwienia było wręcz niewykonalne.

– Mówiłeś, że wrócisz później – Aurora mając dresowe spodnie i białą bluzkę wyłoniła się zza ściany uśmiechając się szeroko.

Przełknęłam gorycz w gardle zrywając z szyi ciasny krawat. Pominąłem ją i podszedłem do barku. Otworzyłem go i wziąłem butelkę whisky. Otworzyłem ją i nie szczędziłem sobie trunku w szklance, właściwie wiedziałem, że wypicie chociaż jednej będzie czymś nieuniknionym.

– Co się stało?

– Nic – odburknąłem mierzwiąc wolną dłonią włosy. Musiałem jakoś ochłonąć.

– Widzę, że...

– Aurora! Proszę, nie teraz! – niepotrzebnie lekko uniosłem głos, ale tamtego dnia posypała mi się kariera, i wszystko co budowałem przez kilka poprzednich lat.

Ta nie odpuściła. Podeszła do mnie szybko i odłożyła szklankę z alkoholem na bok. Stanęła na palcach i skierowała na siebie moją twarz. Boże, jaka ona była piękna...

– CO. SIĘ. STAŁO?

Zaschło mi w gardle, gdy tak uparcie wpatrywała się w moje źrenice.

– Alvaro – wreszcie poległem. – Dziś zniszczył mi doszczętnie firmę.

Szok, który przemknął przez jej twarz był niedopisania.

– Słucham? – zaśmiała się nerwowo. – Jak to zniszczył ci firmę, Parker? Przecież...

– Dzięki Alvaro miałem mnóstwo inwestycji, i to wartych kurwa miliony. Kiedy zjawiłem się dziś w firmie księgowa przyniosła mi podmienione faktury, i umowy. Okazało się, że podłożył mi lewe papiery, ale... do tego zerwał wszystkie kontakty, i zostawił mnie z niczym, bo, kurwa nie mogę spłacić długu jaki teraz jest ze swojej kieszeni!

Spadłem na samo, jebane dno...

– Parker... – wyszeptała. Pozwoliłem jej, by obniżyła moją głowę, i wtuliła w swoją szyję. Potarła palcami moje włosy, a ja przymknąłem powieki. – Nie daruję im tego... my, nie darujemy im tego.

Zapłonął we mnie ponownie czysty gniew. Otarłem się policzkiem o jej i mruknąłem na ucho.

– A gdyby dołożyć do pieca ostateczny ogień?

– Co masz na myśli?

Postanowiłem wysunąć ostateczne działo.

– Polećmy do Vegas i weźmy ślub.

RUBIN |18+Where stories live. Discover now