III

39 5 0
                                    

Od urodzenia mało wiedziałam o mamie. Ojciec zatajał informacje o niej, jakby bał się, że jakieś niepożądane informacje wyjdą na jaw. Jakby była kimś, o kim świat nie mógł wiedzieć. Wielką tajemnicą, tak odległą, zapuszkowaną i wyrzuconą w morze, jak te słynne mapy skarbów, zamknięte w szklanej butelce. Po jej rzeczach nie zostało nawet śladu. Tak jak obłuda, nieistniejące zjawisko, opisywane w legendach. Kto wie, może faktycznie była tylko wytworem wyobraźni. Przez całe życie to sobie wmawiałam, bo niemożliwym było to, że nigdzie nie znaleziono jej akt, jej rzeczy: ubrań czy biżuterii. Tata twierdził, że wszystko spalono. Tylko po co?

Co takiego skrywała moja mama, że została wymazana z życia, jakby nigdy nie istniała? Nie miałam odwagi zapytać o to ojca, zawsze unikał tego tematu jak ognia. A teraz, kiedy opowiedział mi o niej, o tym, że jestem do niej podobna, że śpiewała naszą piosenkę wróciła mi nadzieja. Na to, że kiedyś znajdę coś, co do niej należało. Jakąś pamiątkę czy nawet rysopis tego, jak wyglądała. ,,Jesteś do niej podobna", to zdanie ciągle chodziło mi po głowie. ,,Obiecuję mamo, obiecuję, że dowiem się o tobie więcej", powtarzałam to w myślach.

***

Przez kolejne dni podróż przebywała bez większych problemów. Wiatr nam sprzyjał, nic nie wskazywało na to, że mogą pojawić się sztormy. Byłam ciekawa na ile zostaniemy na Mortown. W końcu byliśmy piratami, a piraci nie byli w stanie przebywać na lądzie dłużej, niż to konieczne. Naszym domem był okręt i ocean.

- Ziemia na horyzoncie! - krzyknął Beldon w ostatni dzień tygodnia naszej podróży do domu. Ujrzałam pas lądu przed nami i mimowolnie się uśmiechnęłam. Tęskniłam za tą wyspą. Wskoczyłam na mostek, gdzie mój ojciec chwycił za ster i wyznaczył kurs na Mortown. Czekał nas jeszcze jeden dzień dryfowania, zanim dopłyniemy.

- Gotowa na powrót do domu? - zagadał mnie Jack, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczami, w których odbijało się morze. Tak jakby było odzwierciedleniem jego duszy.

- Jestem ciekawa, jak wiele się zmieniło - odpowiedziałam, oglądając swoje paznokcie. - Dalej nie wiesz na ile zostaniemy?

- Chciałbym najpierw załatwić trochę spraw na wyspie - mruknął ojciec. - Potem będziemy wymyślać co dalej.

Przez chwilę milczeliśmy, jednak głos znów zabrał mój tata:

- Nie myślałaś... - zaczął, trochę poddenerwowany. - Nie myślałaś, że to może już czas, byśmy się wszyscy ustatkowali.

Wybałuszyłam oczy i spojrzałam na niego zszokowana.

- Ustatkować? Skąd ci to przyszło do głowy?

- Niektórzy z załogi chcą na stałe osiąść na jakiejś wyspie, znaleźć kogoś, założyć rodzinę.

Zaczęłam kręcić głową z niedowierzania.

- Przecież tu jest nasza rodzina. Wszyscy jesteśmy jak rodzina.

- Posłuchaj, Marina. Pewien etap w życiu się kończy. Niektórzy już nie mają siły na długie wyprawy w morze, chcą znaleźć swoje miejsce. Nie chcą do końca życia kraść i uciekać.

- Mówisz tu o kimś konkretnym? Na przykład o sobie?

- Między innymi...

- Przecież zawsze uwielbiałeś życie pirata, co się teraz zmieniło? - Dalej nie mogłam uwierzyć, w to co powiedział. Od najmłodszych lat żył wśród piratów, pływał na morzu i obrabowywał wyspy. Na tym polegało jego przetrwanie.

- Nie mówię, żeby od razu z tego rezygnować. Będziemy podróżować jeszcze przez parę lat, a potem każdy pójdzie w swoje strony. Ci, którzy dalej będą chcieli być rabusiami, będą tak żyć. A ci, którzy już nie będą tego pragnąć, znajdą inne zajęcie.

Złoty EnigmatWhere stories live. Discover now